Gen. Skrzypczak: decyzja w rękach przełożonych
Dowódca Wojsk Lądowych gen. broni Waldemar Skrzypczak powiedział, że to, czy pozostanie w wojsku, zależy od przełożonych, którzy zdecydują, czy przyjąć jego dymisję.
18.08.2009 | aktual.: 19.08.2009 04:17
W poniedziałek Skrzypczak oddał się do dyspozycji prezydenta, motywując to utratą zaufania ze strony ministra obrony. Stało się to po tym, gdy w niedzielę na uroczystości powitania ciała poległego w Afganistanie żołnierza i w poniedziałkowym "Dzienniku", generał winą za niedostatek sprzętu potrzebnego na wojnie w Afganistanie obarczył ministerialną biurokrację. Szef MON Bogdan Klich ocenił to jako podważenie cywilnej kontroli nad armią. Swe pismo z dymisją Skrzypczak przekazał drogą służbową przez szefa sztabu generalnego i ministra obrony. Prezydent ma podjąć decyzję, kiedy otrzyma dokument wraz z opiniami tych przełożonych generała.
- Munduru jeszcze nie zdjąłem, czekam na decyzje wszystkich przełożonych, dopóki nie będzie decyzji, będę żołnierzem - powiedział Skrzypczak w wywiadzie dla stacji Polsat News. Na pytanie, czy pozostanie w wojsku, jeśli będzie tego chciał minister, Skrzypczak powtórzył: "decyzja jest po stronie polityków".
Skrzypczak ponownie zapewnił, że nie naruszał zasady cywilnej kontroli nad armią i nie podważał autorytetu ministra, lecz wyraził swoją opinię "na temat funkcjonowania chorego systemu biurokracji", który paraliżuje zakupy sprzętu i chodziło mu o "ludzi, którzy szkodzą armii, a którzy piastują często bardzo odpowiedzialne stanowiska".
Generał chwalił Klicha za otwartość i decyzyjność. Pytany, czy mógł - jak zapewniało MON - bezpośrednio przekazywać swoje zastrzeżenia ministrowi powiedział, że zgodnie z decyzją ministra dostęp miał mieć tylko szef Sztabu Generalnego, nie mieli go natomiast dowódcy rodzajów sił zbrojnych. - Mam wrażenie, że do ministra często docierał zniekształcony obraz lub w ogóle nie docierały informacje - powiedział Skrzypczak. Według niego, sygnały mogły grzęznąć w biurokracji. Dodał, że już w październiku 2007 kierował do ministra opinie w sprawie śmigłowców potrzebnych w Afganistanie. - Czy to dotarło, nie wiem - przyznał.
Dowódca Wojsk Lądowych mówił, że objął to stanowisko za rządów PiS i z tą formacją był identyfikowany po zmianie władzy. - Cały czas dawano mi odczuć, że jestem nie ich, nie tych - powiedział. Dodał, że czekano na jego potknięcie jako dowódcy, a nawet wywierano naciski na prokuraturę, by "znalazła na niego haka". - To był dla mnie trudny czas - ocenił. - Jeśli chodzi o polityków, jestem niczyj, jestem moich żołnierzy - podkreślił.
Powiedział, że od szefa Sztabu Generalnego gen. Franciszka Gągora, który w poniedziałek na polecenie ministra wezwał go na rozmowę, usłyszał, że "są w MON osoby, które nie ufają mi, nie widzą możliwości współpracy ze mną".
Pytany o pogłoski o przejściu do BBN Skrzypczak odparł, że nic o tym nie wie. - Nie warto we mnie inwestować jako urzędnika, urodziłem się jako żołnierz, dowódca - powiedział.
Według Skrzypczaka ci, którzy mają mu za złe, że krytyczne słowa wypowiedział nad trumną poległego odparł, że "nie potrafią oni czuć tego, co my czujemy jako dowódcy, kiedy stoimy nad trumną naszego żołnierza. Jeżeli ktoś mnie za to potępia, to znaczy, że nigdy nie był dowódcą i nigdy się nie czuł odpowiedzialny za swoich żołnierzy, dbał tylko siebie". Podkreślił że sam jest ojcem żołnierza, który był na misji.
Odnosząc się do informacji MON i Sztabu Generalnego Wojska Polskiego o znaczących zakupach dla afgańskiego kontyngentu w ostatnim czasie, Skrzypczak przyznał, że wyposażenie bardzo się poprawiło, ale żołnierze potrzebują jeszcze GPS i urządzeń do wskazywania celów dla lotnictwa.