Gehenna zwierząt w schronisku
W schronisku dla bezdomnych zwierząt w Gdańsku Kokoszkach około 300 psów stoi w błocie. Nie działa system odprowadzający wodę z ich wybiegów, brakuje zadaszenia. Urzędnicy odpowiedzialni za funkcjonowanie placówki twierdzą, że to tylko drobne usterki.
14.12.2005 | aktual.: 14.12.2005 09:28
Jestem zbulwersowana! Miasto zgotowało tym psom piekło, a nie bezpieczne schronienie, bo przecież to tylko psy. Zwierzęta stoją w mieszaninie wody i odchodów. Ich sierść jest oblepiona grudami błota. Niektóre wskakują na budy. Inne bezsilnie słaniają się w tej mazi - mówi Joanna Tylman, wolontariusz. Niektóre psy mają trudności, by wejść do kojców. Nie są w stanie otworzyć ciężkich drzwiczek. Gdy pada, muszą moknąć, tonąc w błocie. - Warunki przypominają obóz koncentracyjny albo umieralnię dla zwierząt. Psy są stłoczone na małych powierzchniach, żyją bez ocieplonych bud, zmarznięte. Wiele z nich jest w stanie agonalnym - mówi Maria Sępólska, wolontariusz w schronisku. Zarządca schroniska twierdzi, że psy znalazły się w złych warunkach wskutek błędów konstrukcyjnych.
- Od miesięcy proszę urzędników, by naprawiono system drenaży i drzwiczki. Powinny się zamykać, gdy pies wejdzie do kojca. To ewidentne błędy w konstrukcji, za które ja nie odpowiadam - mówi zarządca Mariusz Dewo, właściciel firmy Azyl. Jego firma na utrzymanie schroniska przeznacza miesięcznie 44 tys. zł, które pochodzą z miejskiej kasy. Dyrekcja Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals twierdzi, że właściciel Azylu nie potrafi zarządzać placówką. - Za 44 tys. zł miesięcznie trudno utrzymać taką placówkę. Ta sztuka, bez dodatkowych środków, nie uda się nikomu. Wiemy, bo prowadziliśmy już schronisko. Trzeba mieć kontakty ze sponsorami i organizować akcje promocyjne.
Azyl zwyczajnie sobie nie radzi - mówi Ewa Gebert, prezes Animals. Zarządca twierdzi, że nie ma problemu z zaopatrzeniem schroniska w karmę. Kupuje suche pożywienie i otrzymuje bezpłatne dostawy przeterminowanego mięsa i wędlin m.in. z hipermarketu Carrefour. Przekonuje, że pieniędzy mu nie brakuje. Tłumaczy, że ponosi duże koszty związane z utrzymaniem biurowca (ok. 10 tys. zł miesięcznie). Jednocześnie przyznaje, że nie ma pieniędzy na sterylizację zwierząt. - Niewidome jeszcze mioty musimy, niestety, zabijać, nie stać nas na sterylizację - twierdzi Mariusz Dewo. - Jeśli zaś chodzi o biurowiec, to jest on nam bardzo potrzebny. Wyświetlamy w sali konferencyjnej filmy dla wycieczek szkolnych. Schronisko zostało zbudowane na zlecenie Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego. Inwestorem jest Dyrekcja Rozbudowy Miasta Gdańska.
Za projekt odpowiada Biuro Projektów Budownictwa Wiejskiego i Miejskiego w Gdańsku, wykonawcą jest Starogardzkie Przedsiębiorstwo Budowlane S-Bud. Szef DRMG nie stwierdził błędów konstrukcyjnych na terenie schroniska, podobniejak dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej. - Błoto na wybiegach zostanie usunięte przez wykonawców do końca grudnia. System drenażowy będzie udrożniony, a wybiegi zadaszone blachą. Nie widzę żadnych nieprawidłowości w zarządzaniu schroniskiem. W nowych obiektach przyjętych do eksploatacji zawsze zdarzają się jakieś usterki. To dobre, nowoczesne schronisko. Najlepsze na Pomorzu - mówi Tadeusz Skuras, dyrektor Wydziału Gospodarki Komunalnej w Gdańsku.
Schronisko działa w Kokoszkach przy ulicy Przyrodników od wiosny. Zostało przeniesione z Oruni i kosztowało 6 mln złotych. Miało być wzorcowe i, zdaniem urzędników, takie właśnie jest. Jak twierdzą, spełnia wszystkie europejskie normy. A usterki? Wystarczy je naprawić. Odmiennego zdania są osoby społecznie pracujące w schronisku. Zapowiadają interwencję nawet w strukturach europejskich. Nie godzą się na taki wzór ochrony bezpańskich zwierząt.
Agnieszka Kamińska