Gang oblewa ofiary wrzątkiem. Kolejny taki napad na Podkarpaciu
W Łańcucie w grudniu doszło do dwóch brutalnych rozbojów. To już kolejne takie ataki na Podkarpaciu. Zamaskowani sprawcy byli wyjątkowo brutalni. Śledczy podejrzewają o ataki gang pochodzenia ukraińsko-gruzińskiego.
Do ataku doszło w nocy z 23/24 grudnia. Do domu łańcuckiego biznesmena sprawcy weszli przez okno na parterze. Mężczyzna spał w sypialni na górze, na dole spał 12-letni chłopiec. Napastnicy skrępowali im ręce i nogi powrozem.
Aleksandra Przybyło, szefowa Prokuratury Rejonowej w Łańcucie potwierdza WP, że policja wszczęła dochodzenie pod nadzorem prokuratury. - Prowadzimy działania, zbierane są dowody i zabezpieczane zapisy z kamer monitoringu. Kolejne informacje w tej sprawie mają zostać przekazane po 2 stycznia - przekazuje.
Wiadomo, że napastników było pięciu. Byli zorganizowani, mieli kominiarki, rękawiczki i byli ubrani na czarno. Z informacji pobranych z monitoringu sąsiadów wynika, że napad trwał około 45-50 minut.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak dowiedziała się WP, także 18 grudnia w Łańcucie doszło do włamania z rozbojem. Napastnicy weszli do domu jednorodzinnego, obezwładnili domowników i okradli dom. W tym wypadku mieszkańcy nie byli jednak torturowani.
"Byli coraz bardziej agresywni. Jeden miał młotek"
"Gazeta Wyborcza" porozmawiała z napadniętym wigilię przedsiębiorcą. Witold B. przyznał, że napastnicy przeszukali cały dom, szukali pieniędzy. Bili go, polewali gorącą wodą i jakimś chemicznym środkiem. Jednak najgorsze chwile przeżył, gdy napastnicy przyłożyli mu nóż do gardła i zażądali otworzenia sejfu.
- Wielu kontrahentów płaci mi gotówką. Zwykle zanoszę te pieniądze do banku. Czasem się zdarza, że nie zdążę tego zrobić i wtedy biorę pieniądze do domu. (...) Miałem nóż przy szyi a nie mogłem sobie przypomnieć numerów do sejfu. Jedna próba, druga i nic. A oni byli coraz bardziej agresywni. Jeden z nich miał młotek. Mówiłem im: zabierzcie cały sejf, ale tego nie zrobili - opowiada "GW" pan Witold.
Finalnie mężczyzna przypomniał sobie kod. W środku było 9,5 tys. euro i 51 tys. zł. Gdy bandyci wyszli z domu, 12- latkowi udało się wziąć w związane do tyłu ręce nóż i przeciąć taśmę na nogach pana Witolda. - Ze skrępowanymi rękami pobiegłem do sąsiada po pomoc. On wezwał policję - wyjaśnia biznesmen.
Ze względu na dobro prowadzonego postępowania i pokrzywdzonych, na obecnym etapie policja nie udziela w tej sprawie szczegółowych informacji.
Kolejny brutalny napad na Podkarpaciu
Do podobnego zdarzenia doszło w sierpniu w Sanoku, gdy do domu zamożnej rodziny wtargnęło nad ranem czterech zamaskowanych sprawców. Marta Kolendowska-Matejczuk rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Krośnie przyznaje WP, że śledztwo w tej sprawie nadal trwa, a sprawcy nie zostali ujęci. Nie wyklucza, że za rozbój w Łańcucie odpowiada ta sama zorganizowana grupa.
W nocy 26 sierpnia mężczyźni, mówiący ze wschodnim akcentem, zażądali wydania wszelkich kosztowności, biżuterii, a nawet telefonów od rodziny J. - sanockich biznesmenów. Skrępowali domowników oraz ich wnuki. Dzieci zostały zamknięte w łazience, podczas gdy bandyci zaczęli torturować małżeństwo.
Kobieta i mężczyzna mieli być polewani wrzątkiem, bici, złodzieje grozili im śmiercią. Finalnie małżeństwo wydało cały swój majątek, a sprawcy uciekli. Przed godz. 5 rano krzyki domowników usłyszał sąsiad, który uwolnił rodzinę i powiadomił służby.
Śledczy podejrzewali o napad gang pochodzenia ukraińsko-gruzińskiego. - To, w jaki sposób dokonano rozboju, a także skradzione kosztowności wskazują na specyfikę działań tych gangów. Aktualnie trwa w Polsce szeroka operacja rozpracowywania tych struktur - mówił nam w sierpniu kom. Piotr Wojtunik, rzecznik prasowy podkarpackiej policji.
Joanna Zajchowska, dziennikarka Wirtualnej Polski