Trwa ładowanie...
06-06-2006 06:20

G. Miecugow dla WP: politykom nieodzowna skóra nosorożca

O tym, kogo nie może zaprosić TVN24 na wywiad i dlaczego polskie media są takie, jakie są – opowiada w wywiadzie dla Wirtualnej Polski Grzegorz Miecugow, współtwórca „Faktów” w TVN oraz gospodarz programów: "Gość poranny", "Szkło kontaktowe" i "Inny punkt widzenia".

G. Miecugow dla WP: politykom nieodzowna skóra nosorożcaŹródło: TVN24
d1z3nsz
d1z3nsz

Współczesne polskie dziennikarstwo opiera się głównie na „newsie”. Mam wrażenie pewnego „taśmociągu” tych wiadomości, bardzo mało w tym refleksji.

Grzegorz Miecugow: Tak jest wszędzie. To w dużej mierze zależy od odbiorcy. Proszę zwrócić uwagę na to, co się dzieje w stacjach radiowych – skracane są serwisy, podkładane są pod te serwisy „bębenki”, jakieś muzyczki żeby było łatwiej słuchać. To życie do tego zmusza. Przecież to nie jest samobójcza polityka mediów, które skazują nas na to, tylko to jest wymóg. To jest wybór ludzi. Bo dlaczego mogę robić „Inny punkt widzenia” w TVN24, a nie w mediach publicznych? To znaczy, nie proponowałem tego nikomu, ale gdyby to było takie smakowite i zjawiskowe, to ktoś by to chciał wziąć z naszej anteny. Na przykład TVN nie weźmie. Ten program („Inny punkt widzenia”) jest dla garstki widzów.

Czyli za mało osób to ogląda, by mogło się samo sprzedać?

- Tak. Życie wymusza taką skrótowość, takie tempo. „Newsy” robią się coraz bardziej wyobrażeniowe, to znaczy wygrywają politycy, którzy sprawiają lepsze wrażenie, a nie lepszy program.

Czy nie można już mówić o misji mediów?

- W Polsce wszystkie media są komercyjne. Wszystkie. TVN24 też jest komercyjne, chociaż w najmniejszym stopniu, bo my jednak nie mamy stricte rozrywkowych pozycji. A telewizja, świat współczesny, świat Zachodu chcą od telewizji rozrywki. Telewizja publiczna żyje z reklam. Na rynku komercyjnym też nie ma misji, a takie rozmowy jak na przykład „Inny punkt widzenia” powinny być w telewizji publicznej.

Ale pewnie byłoby puszczane po 23.00.

- Tak, chyba że zeszliby z rynku reklamowego, gdyby potraktowaliby misję całkowicie poważnie. Widzowie głosują pilotami, zawsze wybierają gorszą, mniej wartościową pozycję. Jeśli byłby teatr telewizji w czasie gdy na innej stacji leciałby film akcji, gdzie leją się po twarzach i kopią po głowach, to zawsze wybiera ten gorszy. Nawet jeśli mówimy o najlepszym przedstawieniu, jakiś dobrze zrobiony Szekspir, czy jakaś współczesna sztuka...

Czyli pozostaje nam tylko pogodzić się z tym faktem? Czy wydaje się panu, że da się kształtować tę opinię publiczną, by przekonać ją do obejrzenia tego Szekspira?

- Można przekonywać, ale to jest skazane na porażkę. Można przekonywać, żeby jak najwięcej widzów chciało tę sztukę obejrzeć. Jeżeli telewizja publiczna rezygnuje, a tak było, z teatru telewizji, dlatego, że Polsat wszedł z tak zwanym „Mega hitem” w poniedziałki, to, to jest kryminał! Tak nie wolno! Trzeba się pogodzić, że przy Teatrze Telewizji zostanie procent widzów, ale ten procent jest szalenie wartościowy. Ten procent to jest – lekko licząc – jakieś 600 tysięcy ludzi. To jest taka widownia, jakiej nie będzie miał żaden teatr przez rok. Trzeba się starać, by było to 1,5%, może 2% kiedyś – to już jest tak zwana misja Telewizji Publicznej.

Ma pan taką swoją prywatną misję dziennikarską?

- Ja sobie raczej nie wyobrażam takiej misji w TVN24. Natomiast jeśli chodzi o to, czy jesteśmy na to skazani czy nie, to... telewizja się strasznie rozwarstwia. Samego ITI jest już... nie wiem, z 6 stacji. Jak będzie telewizja cyfrowa, a to jest nieuchronne za chwilę, to widz będzie wybierał. Zawsze się znajdzie jakaś grupa ludzi, która będzie szukała czegoś takiego – bardziej pogłębionego, refleksyjnego. Tyle tylko, że jeśli damy do wyboru to wszystko ludziom, to coś tracimy. To znaczy już tracimy. Telewizja była bardziej misyjna, jak był tylko jeden program.

Bo nie było innego wyboru.

- Tak, telewizja narzucała pewne rzeczy. To, że telewizja się rozwarstwia, powoduje, że nigdy więcej nie będziemy mieli czegoś takiego, jak „Kabaret Starszych Panów” – chluba i duma telewizji publicznej z lat 60.. Gdyby ktoś przyszedł do telewizji publicznej z czymś takim, to oni by powiedzieli, że to program bardzo elitarny.

Czy jest szansa, by taki kabaret wystąpił w TVN24?

- To za drogie przedsięwzięcie, by mogło się utrzymać na rynku. Choć jesteśmy medium komercyjnym, czasem też podejmujemy się projektów, które są interesujące, ale wtedy szukamy sponsorów.

Czy czuje się pan spełniony zawodowo? Czy osiągnął pan wszystko, co chciał osiągnąć?

- Nie. Teraz myślę nad jakimś cyklem rozmów o polityce z nieczynnymi politykami. Myślę, że ich refleksje mogłyby być interesujące. Chciałbym porozmawiać z na przykład: Goryszewskim, Krzaklewskim, Cimoszewiczem, trochę nazwisk by się uzbierało. Chciałbym sięgnąć do takich polityków, jak na przykład Alojzy Pietrzyk, znany z wniosku o odwołanie własnego rządu (A. Pierzyk chciał tym wnioskiem postraszyć, ale w efekcie wniosek jednym głosem przeszedł a w efekcie prezydent Lech Wałęsa rozwiązał Sejm – red.), a może z tym ministrem, co siedział w kiblu, kiedy go odwoływali, i zabrakło tylko jednego głosu. Nie wiem, jeszcze pomyślę.

Czy jest taki polityk, z którym nigdy nie przeprowadziłby pan wywiadu?

- Nie ma. Chyba, że nie będzie chciał.

Są tacy?

- Ostatnio nasza stacja ma kłopoty z zaproszeniem prezydenta.

Jaka jest pana ocena dziennikarstwa internetowego?

- To jest przyszłość, ale w połączeniu z telewizją. Będzie taki sam jak wszędzie, będzie szybki, będzie taki, jakie jest dziennikarstwo – powierzchowny, będzie taki jak w gazecie „Fakt”, czyli bulwarowy, ale będzie też dziennikarstwo poważne.

Czyli dziennikarstwo internetowe łączy pan z mediami tradycyjnymi, samo w sobie nie ma szans? Czy powstanie taki TVN24 tylko w Internecie?

- Nie, jeszcze nie. Internet dociera do niewiele więcej niż 20% domów, co prawda 5 lat temu docierał do 10%. Internet zacznie być ważnym medium, gdy dotrze do 80% domów w Polsce. Na moje oko, za jakieś 15 lat.

Jaka była najciekawsza, a może nie tyle ciekawa, co największa pana wpadka na wizji/fonii?

- Niedawno pomyliłem nazwisko, nie chcę mówić czyje. Pomyliłem je wielokrotnie w „Punkcie widzenia”, to był zaproszony przeze mnie gość. To była wina mojej asystentki, która mi te nazwisko przekazała, ale człowiek nie protestował. Nie był on znaną postacią, ale odczułem to jako dużą wpadkę. A innych wpadek nie pamiętam...

Krążyło kiedyś w Internecie takie nagranie o... plastelinie.

- Aaa, to zabawne przejęzyczenie. To było dawno temu, to był 1989, lub 1990 rok, jeszcze w Trójce – Organizacja Wyzwolenia Plasteliny (powinno być – Palestyny – red.). To była 8.30 rano, ja się zwyczajnie przejęzyczyłem, a potem umierałem ze śmiechu.

A jak pan ma dosyć polityki, to...

- Gram w scrabble, albo idę na spacer z psem, albo czytam książki.

Czy pana syn zamierza pójść z ślady ojca?

- Nie sądzę. Niczego mu nie odradzam, natomiast nie znajduję w nim takiego ciągu. Na razie trudno powiedzieć.

To może zostanie politykiem?

- Oby nie. To znaczyłoby, że jest niewrażliwym człowiekiem, trzeba mieć skórę nosorożca w tym zawodzie. On taki jednak nie jest.

d1z3nsz

Z Grzegorzem Miecugowem, współtwórcą "Faktów" TVN oraz gospodarzem programów "Gość poranny", "Szkło kontaktowe" i "Inny punkt widzenia" w TVN24, rozmawiała Sylwia Miszczak, Wirtualna Polska.

Już za tydzień (13 czerwca) specjalny wywiad Wirtualnej Polski z Beatą Pawlikowską, znaną podróżniczką i dziennikarką Radia Zet. Pani Beata zdradzi Wam czego nauczyła się od szamanów, skąd w Polsce wzięła się plantacja baobabów i zachęci do podróżowania.

d1z3nsz
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1z3nsz
Więcej tematów