G.Bush łagodzi dysonans poznawczy
Jeżeli prezydent George Bush – junior (juniorom wiele się wybacza) czuł się obrażony poglądami prof. Majchrowskiego na wojnę w Iraku i zastosował wobec niego restrykcję jako do publicysty – miał prawo. Wprawdzie niezbyt to się zgadza z amerykańską konstytucją, na którą przysięgał, ale w końcu prezydent (i nie tylko) może widywać takich publicystów, jakich ma ochotę.
30.05.2003 11:01
Ale George Bush, ze względu na poparcie studenckiego apelu, odmówił powitania go na lotnisku gospodarzowi polskiego miasta, w którym składa wizytę. Dowiódł tym samym, że zarówno on, jak i jego służby protokólarne, albo czegoś zaniedbały, albo wykazały się daleko idącą arogancją. Kto jest prezydentem Krakowa, to sprawa mieszkańców grodu pod Wawelem, a nie urzędników w Waszyngtonie. Jest jeszcze w Polsce parę miast, gdzie może wylądować Air Force One, których prezydenci mieli inną opinię na temat wojny w Iraku i nie bratali się z przeciwnymi jej studentami.
Ochocze zapewnienia premiera, że ów incydent nie narusza suwerenności Polski, są zapewne słuszne. Bush nie przyjechał do Krakowa, aby przenosić Wawel i Sukiennice za Atlantyk. Stworzył natomiast niezwykły precedens. Potraktował Polaka, który ośmielił się mieć inną od niego opinię, jak człowieka, który nie zasługuje na godność prezydenta prastarego polskiego grodu. Zdecydował tak wbrew woli mieszkańców Krakowa, którzy wybrali prof. Majchrowskiego w demokratycznych wyborach. A przecież Bush – jak sam twierdzi - wysłał wojska do Iraku, po to, aby demokrację przywracać. W istocie jednak swym zachowaniem Bush potwierdził zasadność stanowiska wszystkich tych, którzy uważali, że nie o demokrację w Iraku chodziło. Przyznając pośrednio rację wątpliwościom prof. Majchrowskiego, równocześnie go spostponował. W psychiatrii taki przypadek nazywa się „łagodzeniem dysonansu poznawczego.”
To jednak nie jedyny aspekt tej sprawy. Prezydent Krakowa – bądź co bądź byłej stolicy Rzeczpospolitej – mógłby przez sekundę porozumować kategoriami racji stanu. Zamiast głosić emocjonalne i górnolotne oświadczenia może warto było przez sekundę zastanowić się, czy ten incydent jest Polsce potrzebny i do czego. Rzecz wydawała się łatwa do załatwienia. Od wieków wiele takich problemów i podobnych rozwiązuje tzw. dyplomatyczna choroba. Ale u nas – jak widać – wszyscy zdrowi.
Janusz Ratok