Funkcjonariusz SB szefem biura Rzecznika Interesu Publicznego
Nowym dyrektorem biura Rzecznika Interesu
Publicznego został były funkcjonariusz SB i były pracownik UOP płk
Waldemar Mroziewicz - poinformowały "Fakty" TVN. Według "Faktów", Mroziewicz pracował w SB w czasie, kiedy palono
tam akta.
06.09.2005 | aktual.: 06.09.2005 20:30
Pracownicy biura RIP, po tym jak został tam zatrudniony Mroziewicz, napisali list otwarty, w którym pytają, czy "jako wieloletni funkcjonariusz SB i osoba podejrzewana o udział w akcji niszczenia akt SB, posiada on właściwe kwalifikacje do pełnienia funkcji kierowniczej w tak specyficznej instytucji, jaką jest biuro Rzecznika".
Według dziennikarzy TVN, Mroziewicz został pozytywnie zweryfikowany, jednak ciąży na nim podejrzenie niszczenia akt - te zarzuty - według "Faktów" - nie zostały potwierdzone; z tego powodu Mroziewicz miał być wyrzucony z pracy przez byłego szefa Urzędu Ochrony Państwa. Mroziewicz był dyrektorem Biura Ewidencji i Archiwum UOP, wcześniej pracował tam jako szef zespołu doradców szefa UOP.
Według samego RIP Włodzimierza Olszewskiego, jeżeli wobec Mroziewicza "są jakieś podejrzenia, to muszą być one wykazane stosownymi dokumentami".
Rzecznik Interesu Publicznego jest swego rodzaju prokuratorem, który bada oświadczenia lustracyjne osób publicznych, m.in. kandydatów na prezydenta RP, posłów, senatorów, ministrów, adwokatów, prokuratorów, sędziów i osób na kierowniczych stanowiskach w mediach publicznych. Gdy na podstawie przekazanych mu akt służb specjalnych rzecznik nabierze wątpliwości co do prawdziwości czyjegoś oświadczenia lustracyjnego, kieruje wniosek o zbadanie sprawy do Sądu Lustracyjnego.
We wtorek posłowie Ruchu Patriotycznego zwrócili się do Włodzimierza Olszewskiego z apelem, aby ten "jasno i wyraźnie" potwierdził lub zaprzeczył, że tzw. lista Nizieńskiego została zniszczona.
Chodzi o przygotowaną jeszcze przez poprzedniego RIP Bogusława Nizieńskiego listę blisko 600 polityków, sędziów, adwokatów oraz wysokich urzędników państwowych, których nazwiska znalazły się w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej z zaznaczeniem, że mogły one współpracować ze Służbą Bezpieczeństwa, ale brak jest konkretnych dowodów dla sądu. Spis tych osób - jak informował w poniedziałek Macierewicz - powinien znajdować się w posiadaniu obecnego Rzecznika Interesu Publicznego. Olszewski zaprzecza. Według niego "nie było żadnej listy".