Friszke o wyroku w procesie "Wujka": to forma przestrogi dla każdej władzy
Historyk Andrzej Friszke ocenił, że wydany wyrok uznający b. milicjantów za winnych strzelania do górników podczas pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" na początku stanu wojennego, to "forma przestrogi dla każdej władzy, która nie przestrzega prawa".
Nieważne czy byłaby to władza lewicowa, czy prawicowa. Każda jest zmuszona do przestrzegania reguł prawa i reguł humanitarnych, nawet w sytuacjach bardzo wysokiego napięcia - podkreślił Friszke, do września 2006 r. członek kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
Historyk uznał też, że "rozliczenie tej tragedii, która się wydarzyła w grudniu 1981 roku było konieczne".
Padły tam strzały, które paść nie musiały, zginęli ludzie, którzy zginąć nie musieli. Każdy taki wyrok - choćby wydany po tylu latach - jest formą zadośćuczynienia dla rodzin - uważa Friszke.
To zadośćuczynienie - zdaniem Friszkego - jest bardzo ważne, nawet jeśli "nikomu to nie wróci poniesionych strat, m.in. utraty swoich bliskich".
Sąd Okręgowy w Katowicach wydał w czwartek wyrok w trzecim już procesie b. zomowców, oskarżonych o strzelanie do górników w śląskich kopalniach. Romuald Cieślak, b. szef plutonu specjalnego, został skazany na 11 lat więzienia. Jego podwładni otrzymali kary 3 oraz 2,5 roku. B. wiceszef MO z Katowic Marian Okrutny, oskarżany o sprawstwo kierownicze, został uniewinniony.
Zgromadzeni w sali katowickiego sądu przedstawiciele rodzin zabitych i rannych górników przyjęli wyrok oklaskami i odśpiewaniem hymnu narodowego.