Friszke o wyroku w procesie "Wujka": to forma przestrogi dla każdej władzy
Historyk Andrzej Friszke ocenił, że wydany wyrok uznający b. milicjantów za winnych strzelania do górników podczas pacyfikacji kopalń "Wujek" i "Manifest Lipcowy" na początku stanu wojennego, to "forma przestrogi dla każdej władzy, która nie przestrzega prawa".
31.05.2007 | aktual.: 31.05.2007 13:53
Nieważne czy byłaby to władza lewicowa, czy prawicowa. Każda jest zmuszona do przestrzegania reguł prawa i reguł humanitarnych, nawet w sytuacjach bardzo wysokiego napięcia - podkreślił Friszke, do września 2006 r. członek kolegium Instytutu Pamięci Narodowej.
Historyk uznał też, że "rozliczenie tej tragedii, która się wydarzyła w grudniu 1981 roku było konieczne".
Padły tam strzały, które paść nie musiały, zginęli ludzie, którzy zginąć nie musieli. Każdy taki wyrok - choćby wydany po tylu latach - jest formą zadośćuczynienia dla rodzin - uważa Friszke.
To zadośćuczynienie - zdaniem Friszkego - jest bardzo ważne, nawet jeśli "nikomu to nie wróci poniesionych strat, m.in. utraty swoich bliskich".
Sąd Okręgowy w Katowicach wydał w czwartek wyrok w trzecim już procesie b. zomowców, oskarżonych o strzelanie do górników w śląskich kopalniach. Romuald Cieślak, b. szef plutonu specjalnego, został skazany na 11 lat więzienia. Jego podwładni otrzymali kary 3 oraz 2,5 roku. B. wiceszef MO z Katowic Marian Okrutny, oskarżany o sprawstwo kierownicze, został uniewinniony.
Zgromadzeni w sali katowickiego sądu przedstawiciele rodzin zabitych i rannych górników przyjęli wyrok oklaskami i odśpiewaniem hymnu narodowego.