ŚwiatFrancusko-niemiecka para budzi lęk w rodzinie europejskiej

Francusko-niemiecka para budzi lęk w rodzinie europejskiej

Para francusko-niemiecka, symbol
pojednania, wywołuje dziś obawy i zgrzytanie zębów w poszerzonej
europejskiej rodzinie, która lęka się jej hegemonii - pisze AFP.

Polska, która ma przystąpić do Unii Europejskiej w 2004 roku, nie boi się już głośno mówić o tym na najwyższym szczeblu. Szef polskiej dyplomacji Włodzimierz Cimoszewicz na łamach "Financial Times" zwrócił w tym tygodniu uwagę na ryzyko przekształcenia Europy w "klub" zdominowany przez Francję i Niemcy.

Przedmiotem irytacji jest reforma systemu głosowania w łonie UE, popierana przez Paryż i Berlin. Warszawa krytykuje zaproponowany przez Konwent Europejski nowy system ważenia głosów, który, jej zdaniem, przeszkodzi w tworzeniu "blokującej mniejszości" przeciwko francusko-niemieckiemu "dyktatowi", wspieranemu przez kraj trzeci.

Hiszpania nie pozostaje w tyle, z równą siłą piętnując "podstępne uderzenie" francusko-niemieckie. Zaproponowany przez Konwent system głosowania jest "absolutną prowokacją" - powiedział w tym tygodniu wysoki hiszpański polityk, proszący o zachowanie anonimowości.

Madryt dokonał własnych obliczeń i uznał, że gdyby system taki obowiązywał od czasu wejścia Hiszpanii do Wspólnoty Europejskiej, kraj ten byłby świadkiem dziesiątków decyzji sprzecznych z jego interesami. Jeśli zaś Hiszpania ustawicznie spychana byłaby na pozycje mniejszościowe, "wcześniej czy później wyszłaby z Unii Europejskiej" - zapewnił tenże polityk.

Przy systemie tzw. podwójnej większości (połowa krajów członkowskich reprezentująca co najmniej 60% ludności UE), Niemcy "staną się królami" w Europie - uważa cytowany hiszpański polityk. Madryt zdecydowanie popiera dziś system określony przez Traktat Nicejski, który ma wejść w życie wraz z przyjęciem 10 nowych państw członkowskich w 2004 roku.

"Tak bardzo kocham Francję, że zakochałem się w Nicei" - zażartował w listopadzie podczas szczytu francusko-hiszpańskiego w Carcassonne szef rządu Hiszpanii, Jose Maria Aznar. Nie bez przyczyny, gdyż traktat daje Hiszpanii i Polsce, mających o połowę mniejszą ludność, pozycję niemal równą Niemcom.

Co jednak istotniejsze - kontynuuje wspomniany hiszpański polityk - para francusko-niemiecka nie odgrywa już roli motoru Europy. Stanowi tylko "mechanizm obrony interesów w dyrektoriacie UE przez sojusz, który trudno daje się pogodzić z regułami Unii" - dodaje.

"Jest rzeczą oczywistą, że stosunki francusko-niemieckie służą Europie będącej w ruchu" - odparowuje francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych.

Argument jest jednak mało przekonujący. Trzeba "prowadzić dialog, dialog i jeszcze raz dialog" - uważa, w tymże duchu, Hans Stark, ekspert od stosunków Paryż-Berlin we Francuskim Instytucie Stosunków Międzynarodowych (IFRI). Jego zdaniem, para francusko- niemiecka powinna się jednak otworzyć na innych partnerów, od Polski poczynając. Warszawa jest już partnerem obu krajów w łonie Trójkąta Weimarskiego, ale trio to w ogóle nie funkcjonuje i powinno zostać "reanimowane" - uważa Stark.

Według tego eksperta, w interesie Paryża i Berlina leżałoby też niestwarzanie w oczach innych państw europejskich niemiłego wrażenia, że francuskie i niemieckie postulaty reformy Paktu Stabilizacji, wiążącego kraje strefy euro, mają na celu uniknięcie sankcji, notabene przewidzianych na skutek nalegań Berlina.

Projekt unii francusko-niemieckiej, o którym wspomniała niedawno prasa francuska, jest w tym kontekście bardzo przedwczesny - podkreśla cytowany ekspert. W tym tygodniu Paryż pośpieszył zresztą z wyjaśnieniami, że kwestia ta nie stoi na porządku dziennym dyskusji między obu krajami.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)