Francuski ekspert: niedopuszczalne jest wiązanie zamachu z kryzysem emigracyjnym
Fundamentem tożsamości Europy jest sprzeciw wobec barbarzyństwa terrorystów islamskich. - W obliczu zagrożenia musimy się zjednoczyć jako społeczeństwo we Francji oraz jako zachodnia wspólnota państw - powiedział w sobotę francuski ekspert Dominique Moisi.
14.11.2015 | aktual.: 15.11.2015 01:25
- Radykalistom islamskim nie można odmówić inteligencji. Po pierwsze - chcą nas zastraszyć. Po drugie - pragną nas zniechęcić do kontynuowania interwencji wojskowej w Syrii. Po trzecie zaś - zależy im, abyśmy się wyrzekli naszego przywiązania do państwa prawa na rzecz społeczeństwa, którym rządzi przemoc i prawo silniejszego. To jest jasna strategia i pewna całość myślowa. Wystarczy posłuchać przesłania, jakie płynie dziś pod adresem Paryża z Państwa Islamskiego (IS) - podkreślił ekspert francuskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych (IFRI) Dominique Moisi w wypowiedzi dla PAP.
Zaznaczył, że "głównym celem Państwa Islamskiego jest stworzenie i pogłębienie podziałów wśród państw Zachodu".
Przyznał, że zamachy w Paryżu "można powiązać z udziałem francuskiego lotnictwa w konflikcie syryjskim", ale zaznaczył, że jest to tylko "element całej układanki". - Przestępczy spisek został zapewne zawiązany wcześniej. Wszystko było przygotowywane od dawna. Najpierw był spektakularny atak na rosyjski samolot pasażerski. Potem zamachy w Paryżu. Timing jest tutaj kluczowy - zaznaczył.
Jego zdaniem Francja została zaatakowana właśnie teraz, ponieważ Państwo Islamskie znalazło się nieoczekiwanie w defensywie. - Dżihadyści stracili kontrolę nad strategicznie ważnym miastem Sindżar na północy Iraku. Poległ ich makabryczny bohater, islamistyczny bojownik "Dżihadi John". Zapragnęli więc odzyskać inicjatywę poprzez rozszerzenie konfliktu na cały świat. Tracąc grunt pod nogami w Syrii postanowili to sobie powetować obecnością w światowych mediach. Taki jest sens ich działań - wyjaśnił.
Zdaniem Moisiego piątkowe ataki terrorystyczne były wymierzone nie tylko we Francję, ale także inne państwa Unii Europejskiej. - To dotyczy nas wszystkich. Proszę sobie przypomnieć (...), co działo się w Hiszpanii w 2004 roku - powiedział. W jego opinii Europa powinna dążyć do większej konsolidacji całej wspólnoty zachodniej w ścisłej współpracy ze Stanami Zjednoczonymi.
Ekspert uznał za Niedopuszczalne jest wiązanie kryzysu migracyjnego w Europie z zamachami we Francji. . - To są dwie oddzielne rzeczy. Łączy je tylko jedna wątła nić. Kryzys migracyjny, z jakim boryka się dziś Europa jest najpoważniejszy od zakończenia II wojny światowej. Zamachy terrorystyczne we Francji są również największe od 1945 roku - podkreślił. - Trzeba dostrzec różnicę i zrozumieć, że wojna, z którą mamy do czynienia w Syrii, nie została wywołana przez uchodźców. Dokładnie na odwrót: to uchodźcy są produktem tej strasznej wojny - powiedział.
Zdaniem Moisiego zarówno w przypadku kryzysu migracyjnego, jak i w przypadku zamachów terrorystycznych Europa potrzebuje pomocy ze strony społeczeństwa obywatelskiego.
Moisi, który cieszy się we Francji opinią jednego z największych specjalistów ds. amerykańskich, wyraził opinię, że zamachy bombowe w Paryżu pociągną ze sobą jeszcze ściślejszą współpracę wojskową i polityczną między Paryżem a Waszyngtonem. Opowiedział się też za stworzeniem szerokiej koalicji międzynarodowej przeciw Państwu Islamskiemu z udziałem takich krajów jak Turcja, Iran czy Rosja, które uczestniczą w rokowaniach na temat przyszłości Syrii w Wiedniu.
- Wojna na Ukrainie i aneksja Krymu postawiła pod znakiem zapytania szansę na zbudowanie takiej koalicji z udziałem Rosji - zaznaczył. - Po wczorajszych zamachach łatwiej to sobie jednak wyobrazić niż wcześniej - dodał.
Zdaniem eksperta trudno w tej chwili przewidzieć, czy zamachy pociągną za sobą konsolidację francuskiego społeczeństwa na fali sprzeciwu wobec przemocy, czy też doprowadzą do pogłębienia podziałów społecznych i religijnych. - To jest wielka niewiadoma - powiedział Moisi. - Państwo Islamskie chciałoby oczywiście wykopać przepaść i utrwalić wrogość między francuskimi muzułmanami a pozostałą częścią społeczeństwa - ocenił. - Mam nadzieję, że im się to nie uda - podsumował.
Zauważył, że "ofiarami piątkowych zamachów byli nie dziennikarze, wojskowi czy Żydzi, ale zwykli zjadacze francuskiego chleba. Ludzie z jednej strony anonimowi, ale zarazem tacy, którzy są nam bliscy, bo znamy ich z codziennego życia, a nie z ekranu telewizorów. To nie są ludzie, w których uderzają zazwyczaj terroryści. Zabito ich tylko dlatego, że są reprezentantami społeczeństwa Francji" - podkreślił.