Francja: Bernardette Chirac zostanie przesłuchana?
Bernardette Chirac
Francuskie dzienniki informują, że Bernardette Chirac, żona prezydenta Francji zostanie przesłuchana w środę w sprawie tzw. afery wakacyjnej. Dotyczy ona podróży, opłacanych gotówką, odbywanych po całym świecie przez Chiraca i jego bliskich w latach 1992-95, kiedy obecny prezydent sprawował urząd mera Paryża. Koszt wojaży oceniono na blisko 2,5 mln franków (1,38 mln zł).
Sędziowie prowadzący dochodzenie w tej sprawie finansowania, stwierdzili we wtorek, że ich kompetencje są niewystarczające by wezwać na świadka głowę państwa francuskiego. Zdaniem sędziów Armanda Riberollesa, Marca Brisset-Foucaulta i Renauda van Ruymbeke, decyzja ta nie będzie miała wpływu na dalszy rozwój śledztwa.
Prokurator Jean-Pierre Dintilhac poinformował 10 lipca, że według francuskiego prawa nie ma żadnych przeciwwskazań, by Chirac stawił się w sądzie w charakterze świadka. Było to jawne niepodporządkowanie się decyzji Prokuratora Generalnego Sądu Apelacyjnego, Jeana-Louisa Nadala, który dzień wcześniej kategorycznie zabronił przesłuchiwania prezydenta, gdyż jego zdaniem jest to niezgodne z konstytucją Francji.
Wszystko zaczęło się 4 stycznia 2001 roku po publikacji tygodnika L'Express pt. Fortuna Chiraków. Pismo opisywało upodobania francuskiej pary prezydenckiej do egzotycznych wypraw i luksusowych weekendów. Dziennikarze natrafili na ślad pobytu Jacquesa Chiraca i jego żony w hotelu Concorde w Nowym Jorku w lipcu 1993 roku, który kosztował 120 tys. franków i został opłacony gotówką. Chirac pełnił wtedy urząd mera Paryża.
Chirac stwierdził, że pamięta ten wyjazd. Jednak nie przypomina sobie w jaki sposób został on opłacony. Tymczasem dziennikarze zwracją uwagę, że wszystkie podróże oficjalne mera były opłacane przelewem bądź czekiem.
Francuzi świętujący nadejście nowego millenium nie zwrócili uwagi na sensacyjny materiał tygodnika L'Express.
Na dalszy rozwój wydarzeń miał wpływ prawnik Jean-Paul Baduel, który wykrył aferę wakacyjną. Zwrócił on uwagę na inne nieprawidłowości w finansowaniu instytucji politycznych w stołecznym regionie Ile-de-France. "Czarne" kasy RPR - partii, której twórcą i długoletnim przywódcą był Chirac - miały być napełniane nielegalnymi wpływami z nieruchomości administrowanych przez władze miejskie Paryża.
W oświadczeniu wydanym po przeprowadzeniu wstępnego dochodzenia, sędziowie Marc Brisset-Foucault, Armand Riberolles i Renaud van Ruymbeke zwrócili się do Porkuratora Generalnego Francji Jeana-Pierre'a Dintilhaca z prośbą o kontunuowanie śledztwa i wejście na drogę sądową. Sędziowie stwierdzili bowiem, że środki na finansowanie podróży państwa Chirac mogły pochodzić z tego samego źródła.
Wówczas pojawiło się pytanie: czy Jacques Chirac, prezydent Republiki, będzie zeznawał jako świadek?
Od tego momentu sprawą zajęły się organy sądowe. Chodziło bowiem o ponad 20 wyjazdów Jacquesa Chiraca, jego żony Bernardette, córki Claude, a także byłego dyrektora jego gabinetu Maurice'a Uliricha i innych współpracowników. Podróże warte 2,4 mln franków były opłacane gotówką.
Według prezydenckiego biura prasowego wymieniana suma jest mocno przesadzona, a prasowe doniesienia budzą niezdrową sensację we francuskim społeczeństwie. Bliscy Chiraca twierdzą natomiast, że owszem prezydent podróżował, ale podróże te kosztowały 1 mln franków. Pieniądze pochodziły z premii, które prezydent otrzymał w czasie pełnienia funkcji ministra i premiera, a także z oszczędności rodzinnych.
2 lipca paryska prokuratura stwierdziła, że Chirac, jako głowa państwa, może być wezwany do złożenia zeznań jako świadek. Zdaniem prokuratora Jeana-Pierre'a Dintilhaca przesłuchanie takie nie byłoby nieodzowne.
W pierwszym etapie śledztwa prokurator wnioskował do sędziów o przesłuchanie ludzi z otoczenia prezydenta, którzy mogli mieć wiedzę na temat pochodzenia środków finansowych. Na szyi Bernardette Chirac i jej córki Claude zaciska się pętla.
Równocześnie z rewelacjami prasowymi na biurko Prokuratora Generalnego przy paryskim Sądzie Apelacyjnym Jeana-Louisa Nadala trafił raport prokuratora Dintilhaca. Zdaniem Nadala informacje zawarte w dokumencie można było uznać za wątpliwe. Z powodu braku decyzji Sądu Kasacyjnego stwierdzenie zawarte w raporcie wydaje mi się stać w przeciwieństwie do statusu prawnego prezydenta i zasad powoływania świadka - napisano w komunikacie z 9 lipca.
Prokurator Dintilhac zdecydował się nie przestrzegać poleceń swojego przełożonego.
Jean-Pierre Dintilhac nie zrezygnował. We wnioskach przesłanych 10 lipca sędziom Brisset-Foucaultowi i Riberollesowi et van Ruymbeke dowodził, że jest możliwe przesłuchanie szefa państwa jako świadka w aferze wakacyjnej.
Teraz wszystko było w rękach sędziów. Mogli albo zdecydować o przestrzeganiu decyzji prokuratora generalnego, albo spełnić oczekiwania społeczeństwa francuskiego i przesłuchać prezydenta Republiki.
11 lipca śledztwo nabrało rozpędu. Najbliżsi Chiraca - jeden po drugim - wzywani byli do złożenia zeznań. Wśród przesłuchiwanych była córka prezydenta Claude. Odpowiadała na pytania sędziów dotyczące dwóch podróży - do Nowego Jorku i Kenii.
Ochroniarz Chiraca stwierdził, że podróż do Ameryki była służbowa. Za drugim razem wypierał się jakoby kiedykolwiek towarzyszył politykowi w czasie tego wyjazdu.
Były senator z ramienia RPR Maurice Ulrich, współpracownik prezydenta, Annie Lhéritier, szefowa prezydenckiego gabinetu, Marianne Legendre, szefowa sekretariatu i Brigitte Monnerat, współpracownica Urlicha, zostali przesłuchani przez policję finansową.
Nikt z przesłuchiwanych nie został na razie postawiony w stan oskarżenia.
Aleksandra Soroczyńska (WP)