Trwa ładowanie...
d3rh0y2
30-12-2004 06:40

Fiskus szuka haka

Fiskus uparcie próbuje wcisnąć do ordynacji podatkowej przepis, który pozwala urzędnikom skarbowym według własnego widzimisię decydować, kto może korzystać z ulg podatkowych, a kto nie.

d3rh0y2
d3rh0y2

Jeśli kupiłeś wannę, odliczyłeś ją od podatku i myślisz, że możesz spać spokojnie, to grubo się mylisz. Co z tego, że zgodnie z prawem skorzystałeś z ulgi podatkowej. Urzędnik skarbowy może uznać, że wannę kupiłeś nie dlatego, że była ci potrzebna, ale po to, żeby zmniejszyć swój podatek, i wymierzy ci taką karę, że raz na zawsze zapomnisz o wannach.

Dwa lata temu Sejm uchwalił absurdalny przepis: urząd skarbowy może sam ocenić, jaki był cel każdej transakcji. Jeśli uzna, że ktoś zawarł ją tylko po to, by uniknąć podatku lub go sobie obniżyć, może zażądać jego zapłaty i jeszcze wymierzyć karę. Słowem, zgodnie z tym przepisem urzędnik mógł według własnego widzimisię decydować o tym, jakie podatnik miał intencje. Mógł na przykład uznać, że ktoś nie potrzebuje wanny, zaś jej zakup służył "obejściu prawa" i uniknięciu podatku. Dlatego prawnicy nazywają ten przepis "klauzulą obejścia prawa podatkowego". Posłowie przegłosowali go we wrześniu 2002 roku. Obowiązywał półtora roku. W maju 2004 Trybunał Konstytucyjny uznał go za niezgodny z Konstytucją RP. Ale już jesienią rząd zaproponował posłom ten sam przepis w trochę tylko zmienionej formie. W styczniu ma się nim zająć Sejm. Jeśli przepis zostanie uchwalony, niezwłocznie wejdzie w życie.

Bo komputery podrożały

Przepis jest najgroźniejszy dla przedsiębiorców. Niektórym z nich urzędy skarbowe od lat próbują zarzucać obchodzenie prawa. Głośna była sprawa nowosądeckiego Optimusa, w latach 90. największego w kraju producenta komputerów. Eksportował na Słowację komputery po to, aby stamtąd mogło je importować... Ministerstwo Edukacji Narodowej dla polskich szkół. Komputery z importu były bowiem zwolnione z podatku VAT, a krajowe - nie. Urząd Skarbowy w Nowym Sączu zarzucił zarządowi firmy popełnienie przestępstwa. W rezultacie w lipcu 2002 roku brygada policyjna najechała dom byłego prezesa Romana Kluski. Skutego w kajdanki przewieziono go do więzienia. Wolność odzyskał dopiero po zapłaceniu ośmiu milionów złotych kaucji.

Naczelny Sąd Administracyjny przyznał jednak rację Optimusowi. Uznał, że urzędnicy nie mogą samodzielnie, według własnego widzimisię, decydować o tym, co jest obejściem prawa, zwłaszcza że nie było wtedy przepisu, który by im na to zezwalał. Przepis wszedł w życie dopiero po postawieniu zarzutów Optimusowi i Klusce.

d3rh0y2

- Moi oprawcy nie mieli podstawy do postawienia mi zarzutów - mówi Kluska. - Potrzebowali przepisu, który by im na to pozwolił i zapewnił bezkarność.

Dorota Szubielska, prawniczka, która reprezentowała Optimusa w sądzie i przekonała sędziów o absurdalności zarzutów, wspomina, że urzędnicy Ministerstwa Finansów od kilku już lat próbowali przeforsować w Sejmie przepis dający im wolną rękę w interpretowaniu transakcji. Twierdzi też, że po wprowadzeniu klauzuli obejścia prawa zaczęli stosować ją również w stosunku do firm, z którymi wcześniej nie mogli wygrać. Sama się zetknęła z takimi przypadkami.

Bo autobus nie dojechał

To samo mówi Barbara Marianowska, posłanka PiS z komisji finansów. Opowiada, jak w 2002 roku urzędnicy ministra finansów przekonywali posłów do uchwalenia przepisu: mamy ludzi, którzy obchodzą prawo, potrzebujemy na nich paragrafu.

Marianowska przez lata pracowała w organach skarbowych, w Sejmie postawiła sobie za cel zwalczanie ich samowoli. Zgłosiła dziesiątki interpelacji do ministra finansów. Jedna z najdrastyczniejszych dotyczyła Marka Isańskiego, przedsiębiorcy z Zielonej Góry, który dziewiąty rok walczy z miejscowym urzędem skarbowym.

d3rh0y2

Jego naczelnika nie przekonują korzystne dla przedsiębiorcy wyroki sądów. W 1995 roku Isański założył Towarzystwo Finansowo-Leasingowe. Firma kupowała autobusy, a następnie dzierżawiła (leasingowała) je swoim klientom. Ci spłacali należność w ratach i z czasem otrzymywali pojazdy na własność. Po odsprzedaży autobusów - zgodnie z prawem - firma Isańskiego otrzymywała zwrot VAT. Ale urząd skarbowy zakwestionował te transakcje, bo klienci odbierali autobusy bezpośrednio od producentów, a nie z firmy w Zielonej Górze.

W 1996 roku urzędnicy oskarżyli Isańskiego o wyłudzenie podatku - sześciu milionów złotych. Zajęli konta i majątek firmy. Wkroczyły prokuratura i policja. Przedsiębiorca odsiedział trzy miesiące w areszcie. Musiał zwolnić 40 pracowników i zawiesić działalność. Nie zamknął firmy tylko dlatego, żeby dochodzić racji przed sądem.

W 2002 roku wydawało się, że wygrał. Naczelny Sąd Administracyjny polecił ministrowi finansów unieważnić decyzje podwładnych. Urząd skarbowy zwrócił Isańskiemu dwa miliony złotych i drugie tyle odsetek. Na tym się skończyło, bo w kolejnej rundzie zaczął się sądowy ping-pong. Minister finansów wniósł o rewizję nadzwyczajną do Sądu Najwyższego. Ten miał inne zdanie niż NSA i uchylił jego wyrok. Wreszcie w 2003 roku NSA ponownie przyznał rację Isańskiemu.

d3rh0y2

Mimo to naczelnik Urzędu Skarbowego w Zielonej Górze nie zamierza przyznać się do błędu i przekroczenia uprawnień. Na łamach lokalnego wydania "Gazety Wyborczej" przytoczył przepis, który wszedł w życie już po popełnieniu domniemanego wykroczenia: że urzędnicy mogą samodzielnie oceniać, czy ktoś obchodzi prawo podatkowe. - Uważam, że pan Isański wykorzystał prawo w celu osiągnięcia osobistych korzyści. A powinien był raczej myśleć, co ustawodawca miał na myśli - oświadczył. Sprawa powróciła do ministerstwa i utknęła. Pikanterii sprawie dodaje to, że po stronie Isańskiego stoi były wiceminister finansów i współautor ustawy o VAT Witold Modzelewski, który wydał w tej sprawie opinię.

Bo minister sie pomylił

Podejrzani o wykorzystywanie prawa, aby uniknąć podatku, mogą być nie tylko przedsiębiorcy, lecz także zwykli ludzie. Na przykład urzędy skarbowe w Radomiu i Szydłowcu zaczęły ścigać 650 zwolnionych pracowników Cementowni Wierzbica.

Poszło o akcje. W 1997 roku cementownia rozdała je pracownikom. Jak się potem okazało, miały osłodzić im utratę pracy. Francuski koncern Lafarge, który kupił Wierzbicę, postanowił ją zamknąć. Pracownicy liczyli na to, że akcje uda się sprzedać bez podatku: podarowali je swoim bliskim, a dopiero ci sprzedali. Ministerstwo Finansów potwierdziło im na piśmie, że w tym przypadku nie muszą płacić podatku.

d3rh0y2

Minęły cztery lata. Nieoczekiwanie w 2001 roku urzędy skarbowe zaczęły żądać zaległych podatków. Wyjaśniały, że w 1997 roku ministerstwo... pomyliło się i jeszcze w tym samym roku rozesłało do urzędów sprostowanie: podatek trzeba zapłacić - w zależności od liczby akcji od 1,5 do 30 tysięcy złotych. Ale od tamtego czasu odsetki trzykrotnie przekroczyły wartość podatku. Razem wychodziło więc od 4,5 tysiąca do 120 tysięcy złotych!

Do domów zwolnionych pracowników cementowni zastukali poborcy podatkowi. Brali, co się dało - samochody i telewizory. Urzędników ostudził dopiero sąd administracyjny. W tym roku w kilkudziesięciu sprawach orzekł, że choć byli pracownicy muszą zapłacić zaległy podatek, to nie należy obarczać ich odsetkami.

Kluska zadaje ból

Ministerstwo Finansów nie obawia się, że podatnicy pokrzywdzeni przez niezgodną z konstytucją klauzulę obejścia prawa masowo zażądają odszkodowań. Wylicza, że na podstawie przepisu dającego urzędnikom wolną rękę nakazali oni zapłatę niecałego pół miliarda złotych w 628 sprawach. Ministerstwo pociesza się, że według przepisu podatnik nie musi płacić, póki się odwołuje.

d3rh0y2

Posłanka Barbara Marianowska uważa jednak, że trudno oszacować, w ilu sprawach urzędnicy zastosowali przepis. Wiele rozpoczęło się jeszcze przed jego wprowadzeniem, a klauzulę obowiązującą od początku 2003 roku wykorzystywano wstecz jako dodatkową broń. Być może pojawią się kolejne wystąpienia o zwrot podatków z odsetkami albo o odszkodowania.

Roman Kluska wzywa do tego wszystkich pokrzywdzonych. - To konieczne. Leży w interesie Polski - mówi. - Budżet musi zaboleć, aby zrozumiał, że wolny rynek jest zagrożony. Zastępuje go urzędnik. Nie wygrywa ten, kto jest lepszy, lecz ten, kto wchodzi w układ z urzędnikiem. Jeśli to się nie zmieni, wszyscy znajdziemy się na równi pochyłej.

Były prezes Optimusa dodaje, że nie ma nic lepszego niż wolny rynek, który selekcjonuje dobrych i złych. - Niczym wilk w stadzie jeleni - mówi obrazowo. Kluska sam pozwał niedawno państwo. Złożył wniosek o odszkodowanie w wysokości 1,4 miliona złotych za utracone korzyści - kaucja osiem milionów złotych, którą musiał wpłacić, aby wyjść z więzienia, leżała przez półtora roku na koncie prokuratury. To samo zrobił Marek Isański. Domaga się 11 milionów złotych odszkodowania za straty, które poniosła jego firma. Waha się, czy nie wystąpić do Trybunału Europejskiego w Strasburgu.

d3rh0y2

Imperium kontratakuje

Gdy Trybunał Konstytucyjny uchylił klauzulę o obchodzeniu prawa podatkowego, Ministerstwo Finansów czym prędzej zaproponowało jej nową wersję. Czym się różni? Na pierwszy rzut oka jest o wiele korzystniejsza dla podatnika. Jeśli urzędnik uzna, że ktoś obchodzi prawo podatkowe, będzie mógł najwyżej skierować sprawę do sądu powszechnego.

- To kolejny przepis nie do wykonania. W jaki sposób sądy mają to rozstrzygać? Nie poradzą sobie - krytykuje prawniczka Dorota Szubielska. Przewiduje, że rozprawy będą się ciągnęły latami. Urzędy skarbowe będą zawieszały decyzje. Jeszcze bardziej wydłuży się czas ich wydawania. A podatnicy będą żyli w jeszcze większej niepewności. Słowem, zwiększy się bałagan.

- Klauzuli obejścia prawa podatkowego w ogóle nie potrzeba - mówi Szubielska. Twierdzi, że nie da się jej zastosować. Obejść można bowiem zakazy lub nakazy. Ale w prawie podatkowym ich nie ma. Opisane są tam tylko warunki do tego, aby zapłacić podatek określonej wysokości. Spełnia się go albo nie.

Dlaczego wciąż wraca pomysł, aby urzędnicy decydowali, kto obchodzi prawo? - Taka klauzula przydaje się zawsze, gdy chce się komuś dowalić. Chętnie sięga się po argument, że nawet Al Capone został wsadzony w Ameryce za podatki, bo nic innego nie można było mu zrobić - uważa ekonomista Robert Gwiazdowski, szef Centrum imienia Adama Smitha.

Posłanka Marianowska dodaje, że trzeba być specjalistą, aby dobrze rozumieć zawiłe podatkowe przepisy. - Większość posłów nie zna się na nich, wystarczy ich odpowiednio podprowadzić i uchwalą wszystko - mówi.

Dlaczego Ministerstwo Finansów z takim uporem forsuje kontrowersyjny przepis? Tuż przed zamknięciem tego numeru "Przekroju" otrzymaliśmy wielostronicowe uzasadnienie od wiceministra Jarosława Nenemana. Twierdzi on, że Trybunał Konstytucyjny uchylił przepis z powodu jego "niejasności i nieostrości", ale nie zgłosił zastrzeżeń do tego, że w ogóle powinien istnieć. Podobny przepis - wyjaśnia wiceminister - obowiązuje w kilku innych krajach, na przykład w Niemczech, Austrii, Francji czy Finlandii (choć, jak sam przyznaje, nie ma go w USA czy Wielkiej Brytanii).

Neneman przekonuje, że w Polsce bez tego przepisu "zwiększy się niepewność organów podatkowych". Ale zapewnia, że "Ministerstwo Finansów jest otwarte na dyskusję i modyfikację propozycji". Bo - jak twierdzi - "nie jest możliwe stworzenie przepisu, który nie będzie budzić żadnych kontrowersji".

MICHAŁ MATYS


ORDYNACJA PODATKOWA 2003

Art. 24b § 1

Organy podatkowe i organy kontroli skarbowej, rozstrzygając sprawy podatkowe, pominą skutki podatkowe czynności prawnych, jeżeli udowodnią, że z dokonania tych czynności nie można było oczekiwać innych istotnych korzyści niż wynikające z obniżenia wysokości zobowiązania podatkowego, zwiększenia straty, podwyższenia nadpłaty lub zwrotu podatku.

d3rh0y2
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3rh0y2
Więcej tematów