Trwa ładowanie...
01-03-2007 06:01

Firmy państwowe w obronie rynku?

Niedawno "Newsweek" doniósł, iż w niektórych państwowych firmach narasta wrzenie (“Bunt na dolnym pokładzie”, 25.02.07). Ale, co ciekawe nie jest ono wynikiem postaw roszczeniowych załóg tych zakładów: nie chcą większej opieki ze strony państwa, zwolnień z ZUS-u, podwyżek, zaprzestania prywatyzacji – czyli tego, do czego zwykle przyzwyczaiły nas protesty w państwowych firmach. Przeciwnie – chcą, aby państwo pozostawiło je w spokoju, aby przestało mieszać się w zarządzanie, aby pozwoliło na prywatyzację. Czy nastąpił jakiś cud? Co takiego stało się, że załogi firm pod większościową kontrolą państwa zamiast chować się pod jego ramiona chcą raczej spod tej opieki umknąć?

Firmy państwowe w obronie rynku?
d2qz15a
d2qz15a

To nie jest cud. To efekt kilkunastu lat przemian i budowy rynku. To także efekt tego, że polska klasa pracownicza jest w przeważającej części racjonalna, umie obserwować rzeczywistość i wyciągać wnioski. Celowo nie piszę: klasa robotnicza, bo pracownicy to grupa dużo szersza, a i tradycyjna klasa robotnicza przechodzi głębokie przeobrażenia. Otóż polscy pracownicy przeszli już dość długotrwały i często bolesny proces dostosowywania się do rynku. W końcu, per saldo, zobaczyli, że jego mechanizmy mogą zapewnić bardziej racjonalne działanie, przestrzeganie kryteriów merytorycznych, mogą stanowić ochronę przed „ręczną” polityką personalną. Krótko mówiąc: pracownicy, podobnie jak spora część Polaków w ogóle, powoli, w sposób praktyczny, przekonują się do rynku, mimo tego, że także często mogą na niego narzekać. Ale i tak już w nim funkcjonują, a bez niego pewnie byłoby im trudno.

I to jest w polskiej rzeczywistości nowe. Myślę, że nie zawsze tę zmianę dostrzegają politycy. Niekiedy operują oni chyba dość tradycyjną i przestarzałą wizją społeczeństwa, jako całości podatnej na rozmaitego rodzaju populizmy, obawiającej się rynku. A Polacy pomału stają się już inni. I wkrótce może okazać się, że nie bardzo można już ich zmobilizować do buntu przeciw rynkowi. Przeciwnie, kto wie, czy już nie byliby skłonni do buntu w obronie rynku.

Oby nie musiało do tego dojść. Obecna ekipa rządząca przechodzi - poza wieloma testami – także test gospodarczy. Jego rezultaty nie będą znane od razu. Co więcej, bardzo szybki wzrost gospodarczy i generalnie niezła sytuacja ekonomiczna mogą nieco przysłaniać pełny obraz. Czy jednak wykorzystujemy wszelkie szanse? Mam wrażenie, że ewentualny „rachunek utraconych korzyści” niekoniecznie wypadłby pozytywnie. Wiele reform instytucjonalnych, finansowych, jest w lesie. A to one dałyby solidniejsze podstawy wzrostu. I pracownicy pewnie to jakoś czują. Dlatego być może budzi w nich niepokój, gdy państwo zbyt aktywnie chce być obecne w codziennym zarządzaniu firmami. To generalnie zresztą nie jest problem typu: więcej czy mniej państwa. Uważam, że u nas kwestia polega raczej na tym, że państwo jest zbyt silnie obecne w tych sferach gospodarki, gdzie nie powinno go być (np. właśnie bieżące zarządzanie) – co budzi sprzeciw pracowników, a słabo obecne tam, gdzie powinno go być więcej (strategiczne projekty i plany) –
czego pewnie oczekiwaliby pracownicy i generalnie obywatele.

Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski

d2qz15a
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d2qz15a
Więcej tematów