Chodzi o powszechnie znaną aferę Telegrafu. Jak pisze gazeta Meir Bar nie wnosi w swym oświadczeniu wiele nowego. Natomiast ciekawe są jego stwierdzenia odnoszące się do nieudanych zabiegów polskiego wymiaru sprawiedliwości o to by postawić tego Izraelczyka przed sądem, m.in. za współudział w wyłudzeniu wielomilionowych kwot.
Na podstawie polskiego listu gończego Meir Bar trafił do aresztu ekstradycyjnego w Niemczech, w czasie kiedy ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym był Lech Kaczyński. Do ekstradycji nie doszło, bo "Lech Kaczyński zdawał sobie doskonale sprawę, że mój pobyt w polskim więzieniu oraz moje zeznania w trakcie procesu w polskim sądzie mogą raz na zawsze skompromitować publicznie braci Kaczyńskich... Lech Kaczyński jako prokurator generalny dokonał świadomie i z premedytacją szeregu formalnych uchybień, co wykluczyło ostatecznie możliwość mojej ekstradycji do Polski", twierdzi Bar.
To, o czym pisze Bar, potwierdza w internecie sam Gąsiorowski, pisze "Trybuna". Też mówi o finansowaniu PC przez Art-B. Twierdzi, że do czasu, gdy spółka odmówiła współpracy z bliźniakami, wszystko było cacy. Obaj bracia znali mechanizm i szczegóły działania oscylatora. Dopiero gdy kurek z kasą zakręcono - jak twierdzą Gąsiorowski i Bar - bracia uznali, że działalność Art-B jest nielegalna, stanowi "zagrożenie dla systemu państwa" i może "zdestabilizować sytuację polityczną" w kraju.