Fedrunek pod Pałacem Kultury
Kiedy na Śląsku wydobycie szło pełną parą, niewielu chciało fedrować w Warszawie. Potem przyszło załamanie w branży i wielu próbowało się załapać do stolicy. Teraz z perspektywy stolicy widać, że kopalnie kwitną, a nad podziemna koleją zbierają się czarne chmury. I dlatego w Warszawie...
04.12.2004 | aktual.: 04.12.2004 08:37
Gdy fachowcy z Przedsiębiorstwa Robót Górniczych "Mysłowice" zaczęli drążyć tunele na warszawskie metro, ludzie palili się do tej roboty. - Dla naszego PRG "Mysłowice" to był raczej problem, niż nobilitacja. Ale decyzje zapadały na górze - wspomina Tomasz Słomski, wiceprezes Przedsiębiorstwa Robót Górniczych "Metro", dyrektor górniczy III stopnia, który podziemną kolej buduje od 1985 r. Wtedy wydobycie szło pełną parą. Rocznie fedrowano 200 mln ton węgla. - Potem mieliśmy coraz więcej chętnych do pracy. No a teraz, koło się odwróciło. W górnictwie brakuje fachowców, branża odżyła. A my mamy roboty jeszcze tylko na najbliższe 5 miesięcy - opowiadają w "Metrze" Dlatego w tym roku w Warszawie nie będzie ani "Barbórki", ani Karczmy Piwnej.
Stosując amerykańską technologię, w ciągu 20 lat wydrążyli 9 km podziemnych chodników. Bowiem takim samym sposobem budowano metro w Nowym Jorku, ale... przed 100 laty! Dlatego na przodku można zobaczyć zwykłe kopaczki, młotki i sporo siana.
- To siano dziwi każdego. Gdy pracowaliśmy na odcinku B-8, ktoś się zainteresował, dlaczego co miesiąc zamawiamy po 13 ton siana. Dla dowcipu koledzy powiedzieli, że u nas - jak w "Łysku z pokładu Idy" - konie ciągną wózki z urobkiem. I szybko pojawiła się kontrola z ochrony środowiska, żeby sprawdzić czy nie męczymy zwierząt - śmieje się Marek Wołowiec z Mysłowic, kierownik oddziału, przy metrze pracuje od 1 sierpnia 1985 r. Wcześniej, w PRG zaliczył m. in. kopalnie "Czeczott" i "Janina". Faktycznie zaś siano wpycha się między deski na przodku tunelu a ziemię i w ten sposób amortyzuje nacisk górotworu. Kiedyś na obudowie gniazdo uwił kowalik. - Tak kombinowaliśmy, żeby nie zabetonować dojścia do gniazda. Parka wyprowadziła młode, robotę można było kontynuować - opowiadają warszawscy górnicy.
Ruch ciągły
Fedrują w ruchu ciągłym. Urządzenia wyłącza się na największe święta. Robotnicy siedzą w stolicy przez trzy tygodnie, potem na tydzień wracają do domów. Do siebie, czyli na Śląsk. - Jednak ta "śląskość" to pojęcie umowne. W kopalniach pracowali ludzie z Pogórza, Mazur, centralnej Polski. Niektórzy w ciągu 20 lat poznali dziewczyny, ożenili się i osiedlili - opowiada Witold Bosek, nadsztygar ds. BHP, przy metrze od 1985 r. To warszawiak z pochodzenia i zameldowania, górnik z wykształcenia i zawodu. - A ja dojeżdżam od 20 lat. W PRG to normalne, że się jeździło po kraju. A teraz sytuacja jest jasna. Albo tu mam pracę, albo tam nie mam - dodaje Marek Wołowiec. Karol Salamon z Kóz koło Bielska-Białej, przeszedł przez kopalnie "Brzeszcze", Budryk", "Czeczott", "Piast", "Ziemowit": - Na Śląsku nie było roboty, to przejechałem do Warszawy. Podobnie zrobił Krzysztof Zajas z Oświęcimia i od 6 lat pracuje przy metrze. Stołeczni górnicy są zgodni. Warszawiacy na ogół nie nadają się do pracy na dole. - Przyjmowali tu
sporo miejscowych, ale zostało tylko kilku - przypominają budowniczowie podziemnej kolejki. Jak żyje się z dala od rodziny? - Można się przyzwyczaić. A do tego jest spokój, bo baba nie gmera za uchem - wyjaśnia górnik. Nie chce się przedstawić, bo ta "baba" szybciej przeczyta gazetę, niż on.
Kolejka nie kopalnia
Wyłoniona z PRG "Mysłowice" spółka "Metro" odpowiada za drążenie tuneli metodami górniczymi. Jeśli korytarze da się budować metodami odkrywkowymi, robi to konkurencja. Czyli górnicy z KGHM "Polska Miedź". - Naszej roboty nie da się porównać do fedrowania w kopalni. Generalnie obowiązują nas przepisy dotyczące kopalń. Nadzoruje nas Urząd Górniczy. Nie ma zagrożeń metanowych, tąpnięć, groźby zalania - wylicza behapowiec. Duże zaś jest zagrożenie zawałem oraz kurzawkami. - Czujemy przejeżdżające po powierzchni tramwaje. A kiedyś do przodka zapadło się całe drzewo - wspominają górnicy.
Czarna przyszłość
W latach świetności, w firmie pracowało po ok. 300 ludzi. Teraz 175. - Ludzie uważają się za górników. Ale górnictwo się skończy. Pewność pracy mamy do wiosny 2005 r. Potem budowa metra będzie kontynuowana metodą odkrywkową. Więc od roku zajmujemy się dywersyfikacją działalności. Na pewno nie utrzymamy obecnego zatrudnienia - mówi Tomasz Słomski, wiceprezes Przedsiębiorstwa Robót Górniczych "Metro", który zaczynał pracę na KWK "Ziemowit", a podziemną kolej buduje od 1985 r. Co prawda widać jeszcze niewielkie światełko w tunelu. W przyszłym roku zostanie rozstrzygnięty przetarg na budowę odcinka B-20. 25 proc. tunelu trzeba drążyć metodami górniczymi, reszta powstanie metodą odkrywkową. - Jeśli wygramy przetarg, zrobimy Karczmę Piwna, jakiej jeszcze Warszawa nie widziała. W tym roku jej nie robimy. Jeszcze nie ma żałoby, ale brak powodów do radości - przekonuje wiceprezes Słomski. Jeśli nie, to maszyna do drążenia trafi na złom, a mundury górnicze trzeba będzie na zawsze powiesić do szafy.
Metro przeciwatomowe Pierwsze przymiarki do budowy metra w Warszawie zaczęły się w latach 50. ubiegłego wieku. Na Pradze, północnej części miasta wykopano kilka szybów i niewielkie odcinki tuneli. Dziś są w nich piwnice win. Jak tłumaczą specjaliści, koncepcja budowy była inna. Tunele planowano kilkadziesiąt metrów pod ziemią. Miały być wielkim schronem przeciwatomowym. Dla celów wojskowych przewidywano też budowę podziemnej przeprawy pod Wisłą. Koszty przekroczyły jednak możliwości finansowe państwa, więc projekt upadł. W latach 80. także zakładano, że w metrze będą schrony. Dlatego w pierwszych odcinkach kolejki zamontowano niewidoczne grodzie gazoszczelne, a konstrukcje wzmacniano warstwami drutu zbrojeniowego i betonu. Skrob
Jak się fedruje w metrze? Do drążenia tunelu służy tarcza niezmechanizowana typu SzCzN-1S o średnicy 5,6 m. Najprościej rzecz biorąc to wielka rura, która siłowniki wpychają w głąb ziemi o 1,2 m. Rura jest podzielona pomostami na 6 przedziałów roboczych. Przodek okłada się deskami dociskanymi przez siłowniki. Górnicy ręcznie wybierają urobek, zwykle to piasek lub glina. Ten pierwszy wybiera się zwykłymi kopaczkami. W glinie zaś sprawdzają się młotki mechaniczne. Potem tarcza przesuwa się o niewielki odcinek, robotnicy układają obudowę stalową. W ciągu doby powstaje 2 m tunelu. W tym czasie na powierzchnie wyjeżdża ok. 30 wagoników z ok. 40 m sześć. urobku. W Warszawie nie ma hałd, gdyż wydobyty materiał służy do niwelacji terenu. W przodku pracuje ośmiu górników, dwóch ślusarzy, elektryk oraz dwóch, trzech pracowników transportu. Ich podstawowe narzędzia to: kilof, piki, młotki i kopaczki.
Krzysztof Skrobot