"FAZ": wystawa Steinbach to zwrot w dyskusji o Centrum przeciwko Wypędzeniom
Otwarcie wystawy "Wymuszone drogi.
Ucieczka i wypędzenie w Europie XX wieku" jest zwrotem w
dyskusji o utworzeniu Centrum przeciwko Wypędzeniom - uważa
niemiecki dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ).
Przygotowana przez fundację Eriki Steinbach ekspozycja czynna jest od czwartku w pałacu Kronprinzenpalais przy bulwarze Unter den Linden w Berlinie.
"Przeciwnikom tego projektu trudno będzie w przyszłości nadal posługiwać się zastrzeżeniami i zarzutami, które dotychczas wysuwali. Raczej nie będą mogli nadal pomawiać inicjatorów Centrum o chęć reinterpretacji niemieckiej historii w kierunku zbiorowej historii ofiar oraz o zaprzeczanie niemieckim zbrodniom, czy też ich relatywizację" - napisał autor komentarza zamieszczonego na pierwszej stronie opiniotwórczej konserwatywnej gazety Karl-Peter Schwarz.
Zdaniem autora, na wystawie nie ma nawet śladu "płaskiej ckliwości" czy też "niemiecko-narodowego podejścia" do przeszłości. Schwarz nawiązuje do zarzutów znanego historyka Hansa Mommsena, który ostrzegał wcześniej przed negatywnymi reakcjami na wystawę w Polsce i Czechach i stwierdza, że obawy te okazały się bezpodstawne. "W Warszawie i Pradze jest nadal stosunkowo spokojnie" - zauważył.
"Widocznie uspokojenie dyskusji przez wielką koalicję (CDU/CSU-SPD) w Niemczech oddziałuje pozytywnie także poza granicami Niemiec" - tłumaczy "FAZ". Zdaniem autora, potwierdza to podejrzenia, że wcześniejsza "gwałtowność", z jaką Polacy protestowali przeciwko działaniom Steinbach, była "eksportowana" z Niemiec. "Polacy chcą najpierw zobaczyć wystawę" - uważa Schwarz. Dodaje, że pomimo irytacji, polsko-niemieckie stosunki są w codziennej praktyce "bardziej normalne, niż często postrzegamy".
"FAZ" podkreśla, że zasadniczym punktem dyskusji o Centrum nie były reakcje w krajach sąsiadujących z Niemcami od wschodu, lecz "prawo do publicznej pamięci, którego odmawiano niemieckim wypędzonym".
Autor ubolewa nad tym, że chociaż w 1989 r. Polacy, Węgrzy, Czesi i Słowacy świętowali "uwolnienie pamięci", to wspomnienia wypędzonych nadal ograniczano do kręgu "stowarzyszeń, muzeów stron ojczystych i wspólnot wiejskich". Jego zdaniem, winę ponoszą historycy z postkomunistycznych krajów, ktorzy najczęściej już w czasach ludowych reżimów "wiernie służyli", a po demokratycznym zwrocie tworzyli wspólnie z historykami zachodnimi nowy obraz historii. "Pamięć o wypędzeniach, pożyteczna w czasach zimnej wojny, ponieważ dawała się politycznie instrumentalizować, przeszkadzała w czasie układów wschodnich (lata 70.) i wydaje się dziś niektórym nadal niewygodna, ponieważ uważają ją za przeszkodę w normalizacji stosunków z sąsiadami" - czytamy.
Schwarz podkreśla, że "prywatne, a więc selektywne wspomnienia" wypędzonych wymagają fachowej krytyki ze strony historyków oraz uporządkowania. "Pamięć i historię można jednak połączyć tylko wtedy, gdy pamięć zostanie społecznie zaakceptowana i potraktowana poważnie" - uważa autor.
Historia, która odmawia całym grupom ofiar prawa do pamięci i chce zagrodzić im dostęp do publicznej sceny, jest w otwartym społeczeństwie ułomna - pisze Schwarz. Uniemożliwia to dotarcie świeżego powiewu do miejsc, w których zagnieździła się "ideologiczna stęchlizna". "Takie podejście nie ułatwia też stosunków z sąsiadami, gdzie odważni historycyi intelektualiści sprzeciwiają się nacjonalistycznym i postkomunistycznym przekłamaniom historii i nazywają wypędzenie Niemców po imieniu - krzywdą i przestępstwem" - czytamy.
Dlatego Berlinowi potrzebne jest Centrum przeciwko Wypędzeniom, działające w europejskim duchu - tak jak wystawa w pałacu pruskich następców tronu - Kronprinzenpalais. "Centrum powinno powstać nie gdzieś na obrzeżach, lecz w samym centrum niemieckiego krajobrazu pamięci - Unter den Linden, właśnie dlatego, że wypędzenie nie było odrębnym elementem niemieckiej przeszłości, lecz integralną cześcią i następstwem niemieckiej katastrofy. Bardziej dogodne miejsce dokumentacji niż Kronprinzenpalais trudno będzie znaleźć" - stwierdza w konkluzji autor komentarza.
Jacek Lepiarz