Fanatyczni zwolennicy Saddama terroryzują ludność Basry
Fanatyczni zwolennicy Saddama Husajna zastraszają ludność Basry, zmuszając ją do udziału w walce z wojskami amerykańsko-brytyjskimi. Wiadomości takie, jak pisze Reuter, przekazywali we wtorek
uciekający przed atakami sił inwazyjnych mieszkańcy Basry. Według
ich relacji, twardogłowi lojaliści z partii Baas ostrzegają też
przed bezwzględnymi represjami, jakie ściągną na siebie ci, którzy
zbuntują się przeciwko Bagdadowi.
01.04.2003 17:50
"Partia mówi: walczyć, walczyć, walczyć, jeśli nie chcecie ponieść konsekwencji po tym, kiedy wszyscy wrócą po wojnie do domu. Trąbią o tym głośniki w całej Basrze. W ten sposób próbują zastraszyć całe miasto" - opowiadał jeden z uciekinierów. "To nie problem żywności nas najbardziej niepokoi, lecz terror w Basrze, terror państwowy".
Oddziały brytyjskie dotarły do przedmieść Basry na początku trwającej już prawie dwa tygodnie wojny i od tego czasu oblegają to 1,5-milionowe miasto. Zaciekły opór Irakijczyków rozwiał jednak nadzieje wojsk inwazyjnych, że szyicka ludność południowej części kraju ponownie, jak to stało się w 1991 r., zbuntuje się przeciwko zdominowanemu przez sunnitów kierownictwu w Bagdadzie. Reuter przypomina, że bunt przed 12 laty został krwawo stłumiony, a USA nie uczyniły wówczas nic, by przeszkodzić represjom.
Z opowieści uciekinierów wynika, że ubrani w oliwkowozielone mundury bojownicy z partii Baas, z karabinami szturmowymi AK-47 i rakietami przeciwlotniczymi, dowodzą punktami kontrolnymi w mieście. Niektórym żołnierzom irackim udało się jednak wydostać z ufortyfikowanego miasta i poddać Brytyjczykom na obrzeżach Basry. Dezercja w Iraku karana jest śmiercią.
Ci, którzy zdołali uciec, opowiadają o licznych w ostatnich dniach aresztowaniach, a także egzekucjach w mieście. "Moi dwaj bracia zostali siłą wysłani na front i tam zginęli" - opowiada jeden z dezerterów. "Nie byłem w stanie wyżywić reszty rodziny, dlatego poddałem się Brytyjczykom".
"Wchodzą do naszych domów i pytają o krewnych, pytają, dlaczego nasi bliscy nie walczą z Amerykanami i Brytyjczykami. W Basrze trwa wewnętrzna kampania terroru" - powiedział korespondentowi Reutera inny uciekinier.
Mieszkańcy, którzy wydostali się z miasta, opowiadają, że Basra jest kontrolowana przed około 100 grup prosaddamowskiej milicji. Kiedy oddziały inwazyjne zaczynają ostrzeliwać miasto, bojownicy zajmują pozycje w zatłoczonym centrum miasta, w pobliżu domów mieszkalnych.
Irakijczycy żyją dziś w rozdwojeniu między strachem przed Saddamem a gniewem wobec najeźdźców, którzy od 20 marca nieustannie ostrzeliwują Basrę.
"W zeszłym miesiącu państwo zaczęło nam przydzielać wystarczające racje żywności - ryżu, chleba, herbaty. Dzisiaj od Amerykanów nie dostajemy nic poza bombami, które zabijają cywilów" - skarżył się jeden z uciekinierów. "Rzucają nam z ciężarówek butelki z wodą i biszkopty, jak jakimś psom. Cała ta gadanina o amerykańskiej pomocy to kłamstwo".
"Saddam to łajdak, którego trzeba usunąć" - dorzucił inny. "Teraz mamy tu Brytyjczyków, którzy zabijają niewinną ludność. Takie jest nasze życie". (aka)