Fałszywy alarm bombowy, ale więzienie prawdziwe
Rok i cztery miesiące więzienia - to wyrok wobec byłego policjanta Jacka K. za spowodowanie fałszywego alarmu bombowego w stołecznym metrze latem 2005 r. Centrum miasta zostało wtedy sparaliżowane przez trzy godziny.
20.03.2006 | aktual.: 20.03.2006 15:23
12 lipca 2005 r. Jacek K. zadzwonił do dyspozytora pogotowia ratunkowego. Powiedział, że w metrze jest bomba, która wybuchnie w ciągu 15 minut. Ponieważ było to krótko po zamachach w Londynie, służby będące w podwyższonej gotowości zareagowały natychmiast. Policyjni pirotechnicy, policjanci z psami przeszukiwali stacje i tunele metra - które zamknięto. Ostatecznie niczego nie znaleziono. Centrum stolicy było sparaliżowane przez trzy godziny.
W akcji brało udział ponad 300 policjantów, a metro poniosło ok. 80 tys. zł strat.
Dwa dni potem policja zatrzymała Jacka K. Udało się go zidentyfikować, choć do przekazania informacji o bombie użył jednodniowej telefonicznej karty prepaidowej. Sąd aresztował K.
Oskarżony przyznał się do zarzutu. W wyjaśnieniach przed prokuratorem powiedział, że tego dnia oglądał relację z zamachów w Londynie. Będąc pod wpływem alkoholu, postanowił zadzwonić z informacją o podłożeniu bomby w stołecznym metrze.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie wysłała akt oskarżenia wobec Jacka K. w grudniu 2005 r. Za zgodą oskarżonego prokuratura wnioskowała o wydanie wyroku bez rozprawy.
40-letni były policjant był oskarżony o "usiłowanie sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób, działając w okolicznościach szczególnie niebezpiecznych". Kodeks karny przewiduje za to karę od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.
K. jest rencistą, w przeszłości był m.in. policjantem. Został zwolniony ze służby w latach 90., najprawdopodobniej na skutek złego stanu zdrowia. Nie był wcześniej karany.