PolskaFałszywi policjanci oszukali biznesmena

Fałszywi policjanci oszukali biznesmena

Mieli obiecać łapówki sędziemu i prokuratorowi. Za rzekome umorzenie sprawy zgarnęli 255 tys. zł.

Fałszywi policjanci oszukali biznesmena
Źródło zdjęć: © WP.PL

02.10.2009 | aktual.: 02.10.2009 15:33

Dwaj oszuści oskubali z 255 tys. zł krakowskiego biznesmena, który dał im pieniądze ze strachu przed więzieniem. Robert H. i Janusz S. zostali skazani na kary po dwa lata więzienia i mają zwrócić wyłudzoną kwotę. Przestępczy proceder, który trwał kilka miesięcy, przerwali policjanci, którzy w zasadzce ujęli oszustów.

- Dzień dobry, jestem kuzynem Sławomira N., który niestety właśnie trafił za kratki. Wiem, że pan jest jego dobrym znajomym i na pewno pomoże mu, dając mi pieniądze na kaucję dla Sławka - 30-letni Robert H. miał duży dar przekonywania. I w marcu 2005 r. namówił biznesmena do przekazania mu 50 tys. zł., czyli połowy rzekomo potrzebnej kaucji. Odbiór gotówki pokwitował na ksero dowodu osobistego.

Mężczyzna nie wiedział, że oszust posługuje się przerobionym dowodem osobistym na inne nazwisko i żadnym kuzynem aresztowanego nie jest.

Miesiąc później w biurze biznesmena pojawiło się trzech innych mężczyzn, którzy tym razem podawali się za policjantów.

- Sławomir N. cię sypie., ale jak dasz nam pieniądze, to da się ukręcić łeb sprawie prowadzonej w Katowicach. Twój wspólnik mówi, że pomagałeś mu finansować handel narkotykami - straszyli biznesmena.

Mężczyzna pojechał do banku i wypłacił 30 tys. zł rzekomym policjantom. Przez kolejne miesiące dawał im jeszcze wyższe kwoty.

- Jak nie zapłacisz, to teraz ty trafisz do aresztu. 50 tys. zł musi dostać prokurator prowadzący śledztwo - grozili.

Do przekazania pieniędzy dochodziło na stancji benzynowej BP przy ul. Conrada w Krakowie lub przed budynkiem prokuratury w Katowicach. Następnym razem oszuści poinformowali biznesmena, że jego sprawa trafiła już do sądu i tym razem trzeba dać łapówkę sędziemu.

Nie wiedzieli, że szantażowany przedsiębiorca powiadomił o sprawie prawdziwych policjantów, którzy urządzili zasadzkę na stacji BP. Janusz S. wpadł w nią w chwili, gdy odbierał kolejnych 5 tys. zł. Dzięki podsłuchom śledczy wiedzieli, że Janusz S. współdziałał z Robertem H. Pozostałych członków szajki nie udało się ustalić, a zatrzymani nie podali ich nazwisk.

W sumie wyłudzili od biznesmena 255 tys. zł. Przyznali się do winy, chociaż konsekwentnie negowali fakt współpracy w przestępczym procederze. Sławomir N. także zaprzeczał, by Robert H. był jego kuzynem, ale że obaj się znali, nie ulegało wątpliwości, bo krakowski biznesmen widział u Roberta H. grypsy pisane ręką tymczasowo aresztowanego.

Prokuratura nie postawiła krakowskiemu biznesmenowi żadnych zarzutów związanych z handlem narkotykami, być może więc bał się wpadki na wyrost. To pozostaje jego tajemnicą. W trakcie śledztwa okazało się jeszcze, że Robert H. ma za sobą kryminalną przeszłość i odsiadywał pięć lat więzienia za okrutny gwałt, którego dopuścił się na mieszkance Krakowa w 1997 r. Dokonał go ze wspólnikiem, którego nigdy nie wydał, a policjanci wpadli na trop drugiego gwałciciela dopiero po ośmiu latach. Został już skazany na pięć lat więzienia.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)