Fala antysemityzmu w USA. Efekt Trumpa?
Co najmniej 100 telefonów z pogróżkami skierowanymi wobec żydowskich ośrodków i szkół, zdewastowane cmentarze i swastyki pojawiające się na murach - od początku roku przez Stany Zjednoczone przetoczyła się fala antysemickich incydentów na dawno niespotykaną skalę. Donald Trump we wtorek mocno potępił te czyny - ale wiele wskazuje na to, że to jego wyborcza kampania była inspiracją dla antysemitów.
01.03.2017 | aktual.: 01.03.2017 16:13
Tylko w poniedziałek żydowskie 31 centrów w całych Stanach Zjednoczonych otrzymało pogróżki mówiące o podłożonych bombach i czekającej na Żydów masakrze. W Pensylwanii zwandalizowany został żydowski cmentarz - już drugi w ciągu 7 dni. W największych miastach, w metrze, na murach synagog i na murach szkół coraz częściej pojawiają się swastyki i napisy takie jak "miejsce Żydów jest w piecu".
Dopiero ta najnowsza fala incydentów skłoniła do reakcji prezydenta USA Donalda Trumpa, który przez długi czas ignorował temat, a na bezpośrednie pytania o to odpowiadał wymijająco. W poniedziałek po raz pierwszy jednoznacznie potępił anytsemickie akty. We wtorek zaś od tego zaczął swoje wystąpienie przed połączonymi izbami Kongresu.
- Ostatnie groźby wobec ośrodków żydowskiej społeczności oraz zwandalizowanie żydowskich cmentarzy przypominają nam, że chociaż możemy być narodem podzielonym przez politykę, jesteśmy krajem który jest zjednoczony w potępieniu nienawiści i zła we wszystkich formach - powiedział Trump.
Wypowiedź ta, podobnie jak i całe, niecharakterystycznie łagodne przemówienie zyskały pochlebne opinie. Jednak wiele wskazuje na to, że Trump i jego kampania byli katalizatorami dla wzrostu antysemityzmu i antyżydowskich wybryków.
Według Mitchella Silbera, byłego analityka nowojorskiej policji, obecna eskalacja miała swój początek podczas kampanii wyborczej i w miarę upływu czasu przechodziła w coraz bardziej agresywne i widoczne fazy.
- Wszystko zaczęło się od wrogich tweetów. Potem mieliśmy groźby podłożenia bomby, a teraz fizyczne manifestacje na cmentarzach - powiedział ekspert cytowany przez "New York Times".
Nic nie wskazuje na to, by Trump, którego córka Ivanka przyjęła judaizm, miał osobiście antyżydowskie poglądy. Jego deklarowana polityka jest wybitnie proizraelska, zaś on sam uważa siebie za "najmniej antysemicką osobę na świecie". Jednak jego krytycy uważają, że jego nacjonalistyczna retoryka podczas kampanii i po niej skierowana wobec imigrantów i mniejszości przyczyniła się do wzrostu nienawiści także wobec Żydów. Trump cieszył się poparciem najbardziej skrajnych ruchów na prawicy: jego kandydaturę gorliwie popierali konspiracjoniści snujący teorie o żydowskich spiskach, były lider Ku Klux Klanu David Duke, "biali nacjonaliści" czy otwarcie antysemickie i neonazistowskie organizacje jak Amerykańska Partia Nazistowska oraz portale takie jak "Daily Stormer".
Trump niechętnie i z ociąganiem odcinał się od tych wyrazów poparcia, sam zaś w swoich przemówieniach często poruszał motywy przywołujące na myśl antyżydowskie stereotypy i klisze o światowym spisku kosmopolitycznych Żydów. W jednym z najbardziej jaskrawych takich przykładów, podczas wystąpienia w West Palm Beach na Florydzie, ostrzegał przed międzynarodowymi bankierami, którzy w zmowie z Hillary Clinton chcą zniszczyć amerykańską suwerenność, aby wzbogacić "globalne siły finansowe". Izraelska gazeta "Jerusalem Post" porównała później fragmenty przemówienia z tekstem niesławnych "Protokołu Mędrców Syjonu", sfałszowanego XIX-wiecznego antyżydowskiego dokumentu mającego stanowić dowód na plany osiągnięcia przez Żydów światowej dominacji.
Co znaczące, autorem przemówienia był Stephen Bannon, były szef "portalu alternatywnej prawicy" Breitbart News, często poruszającego podobne motywy i podteksty. Sam Bannon miał mieć pretensje do swojej byłej żony, że jego córka chodzi do szkoły ze zbyt wieloma Żydami. Dziś jest on głównym strategiem Białego Domu i jednym z najważniejszych ludzi w administracji Trumpa.
Kampania Trumpa obfitowała przy tym we wpadki o antysemickim wydźwięku. W jednym takim przypadku, ówczesny kandydat republikanów umieścił na Twitterze obrazek oznajmiający Hillary Clinton "najbardziej skorumpowanym kandydatem w historii". Oprócz tego podpisu, grafika zawierała zdjęcie Clinton na tle sterty pieniędzy oraz sześcioramienną gwiazdę. W innych przypadkach, Trump dzielił się też z publiką - zapewne nieświadomie - wypowiedziami internautów propagujących antysemityzm i faszyzm, zaś jego doradca ds. bezpieczeństwa Michael Flynn podał dalej wpis o treści "nie tym razem, Żydzi, nie tym razem", odnoszący się do działań kampanii Clinton.
Ale dziwne i często niezrozumiałe gesty ze strony Trumpa i jego otoczenia maiły miejsce również po objęciu przez niego urzędu. W specjalnym oświadczeniu Białego Domu na okoliczność dnia pamięci ofiar Holokaustu nie znalazło się żadne odniesienie do Żydów ani antysemityzmu. Co więcej, mimo presji tekst komunikatu nie został zmieniony. Trump długo ociągał się też z jasnym potępieniem antysemickich aktów dokonywanych po objęciu przez niego władzy. Dwukrotnie, pytany wprost o potępienie fali incydentów, Trump odpowiedział okrężnie, podkreślając, że Żydem jest jego zięć i córka. W jednym z przypadków wyraził zaś pretensje do żydowskiego dziennikarza, który zadał to pytanie. Do tego jeszcze we wtorek Trump podczas spotkania z prokuratorami miał zasugerować, że fala antysemickich incydentów może być w istocie sprawką ludzi, którzy chcą mu zaszkodzić. Powtórzył w ten sposób teorię krążącą wśród zwolenników skrajnej prawicy - w tym byłego przywódcy KKK Davida Duke'a, który twierdzi, że za pogróżkami stoją sami Żydzi.
Przemówienie w Kongresie - typowo "prezydenckie" i jednoznacznie potępiające antysemickie ekscesy - było więc znaczącym odejściem od dotychczasowej linii przyjętej przez Trumpa. Jednak dopiero się, na ile trwała jest to zmiana. Sytuacja jest jednak poważna.
- Biorąc pod uwagę fakt, że to się dzieje fala po fali, naturalna jest troska o rodziny ludzi i dzieci, które są posyłane do żydowskich ośrodków i szkół. To bardzo alarmująca sytuacja, która służy celom tych, którzy wysyłają te groźby - powiedizał Oren Segal z amerykańskiej Ligi Przeciwko Zniesławieniu.