"Fakt" ma zapłacić kardiochirurgowi za "doktora śmierć"
"Fakt" ma przeprosić kardiochirurga dr. Mirosława G. za to, że nazwał go "doktorem śmierć", który "zabijał w rządowym szpitalu" - orzekł Sąd Okręgowy w Warszawie. Tabloid ma też zapłacić mu 150 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd nieprawomocnie uwzględnił zasadniczą część pozwu dr. G wobec wydawcy, redaktora naczelnego i autora tekstu z 2007 r. pt. "Doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "Oto ofiara doktora mordercy". Adwokaci pozwanych zapowiadają apelację. Na ogłoszeniu wyroku nie było nikogo ze strony powodowej.
Artykuły ze zwrotami m.in. "doktor śmierć" i "bestia nie lekarz" ukazały się po zatrzymaniu G. przez CBA w lutym 2007 r. i informacjach o zarzutach, ujawnionych przez ówczesnego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę i szefa CBA Mariusza Kamińskiego. - Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie - mówił wtedy Ziobro, co cytowało wiele mediów. Ziobro podkreślał potem, że nie przesądzał o winie lekarza.
W pozwie o ochronę dóbr osobistych G. zażądał od "Faktu" przeprosin i 500 tys. zł. Pozwani wnosili o oddalenie pozwu, twierdząc, że powoływali się na słowa dwóch ministrów, weryfikowane w innych źródłach. - Dwóch ministrów sformułowało bardzo poważne, bezprecedensowe zarzuty, że lekarz powodował śmierć pacjentów. To było porównywalne może tylko z aferą w łódzkim pogotowiu - mówiła w 2008 r. dziennikarka "Faktu". Prawnicy pozwanych podkreślali, że lekarz nie udowodnił związku między publikacją w "Fakcie" a swoją krzywdą.
Według kardiochirurga m.in. słowa "doktor zabijał w rządowym szpitalu" i "doktor śmierć" są stygmatami, które wydawca związał z nim. Podkreślał, że od czterech lat jest bezrobotny. - Nie pracuję, bo nikt mnie nie przyjmie do pracy ze stygmatem "lekarz-morderca" - mówił.
Sąd uznał, że pozwani bezprawnie naruszyli dobra osobiste G. oraz zasady rzetelnego dziennikarstwa. Mają teraz usunąć szkodę, drukując na pierwszej stronie "Faktu" oraz w na stronie internetowej gazety przeprosiny wobec G. za "nieprawdziwe zarzuty", które naruszyły jego dobre imię.
- Gazeta naruszyła konstytucyjną zasadę domniemania niewinności - mówiła w uzasadnieniu wyroku sędzia Monika Dominiak. Dodała, że pozwani faktycznie wydali wyrok na lekarza, który "uratował setki osób". Podkreśliła, że nie mogli się oni powoływać na słowa Kamińskiego i Ziobry, bo - jak ustalił sąd - na swej konferencji ministrowie nie mówili, że to "doktor śmierć", "bestia" i że "zabijał w rządowym szpitalu".
Zdaniem sądu pozwanym nie chodziło zatem o rzetelne przedstawienie zarzutów wobec G. - Celem było, aby wstrząsnąć czytelnikami i zachęcić ich do zakupu gazety - oświadczyła sędzia. Według niej to świadczy o braku rzetelności. Sąd dodał, że pozwani nie działali w interesie społecznym, bo efektem publikacji było - jak uznał sąd - podważenie zaufania do całego środowiska i spadek liczby przeszczepów.
Zasądzoną kwotę zadośćuczynienia sąd uzasadnił "krzywdą moralną" powoda i "ujemnymi następstwami w jego sferze psychicznej". Według sądu po publikacji stracił on znajomych, wpadł też w depresję.
Pełnomocnik "Faktu" mec. Tomasz Szychowski powiedział dziennikarzom, że autorem krzywdy wyrządzonej wtedy G. był Ziobro, a nie dziennikarze gazety, którzy uznali go za "godnego zaufania". Jego zdaniem sąd uznał, że wolno tylko cytować słowa ministrów z konferencji, a nie komentować je.
Lekarz wygrał już wcześniej cywilne procesy z "Super Expressem" (który także nazwał go "doktor śmierć") oraz z Ziobrą (za słowa "już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie"). Ponadto G. pozwał b. szefa CBA Mariusza Kamińskiego za nadanie jego sprawie kryptonimu "Mengele". Lekarz twierdzi, że nadano go przed operacjami, które dały asumpt do zarzutów spowodowania śmierci pacjentów.
Także we wtorek Trybunał w Strasburgu zasądził na rzecz dr. G. 8 tys. euro odszkodowania od państwa polskiego. Trybunał uznał, że wydanie decyzji o aresztowaniu kardiochirurga przez asesora, zamiast przez sędziego, stanowi naruszenie Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
G. - ordynator kardiochirurgii szpitala MSWiA w Warszawie - został w lutym 2007 r. zatrzymany przez CBA pod zarzutem korupcji oraz zabójstwa pacjenta i przyczynienia się do śmierci innego. Opuścił areszt w maju 2007 r. - sąd uznał, że nie wykazano, by zachodziło "duże prawdopodobieństwo", iż umyślnie zabił pacjenta. W 2008 r. prokuratura umorzyła zarzuty związane ze śmiercią pacjentów.
W trwającym przed Sądem Rejonowym Warszawa-Mokotów procesie G. ma zarzuty korupcji i mobbingu. W grudniu ub.r. został ponownie oskarżony - tym razem o "błąd w sztuce". W maju br. prokuratura zarzuciła mu zaś nieumyślne spowodowanie śmierci pacjenta przez pozostawienie gazika w jego sercu. G. nie przyznaje się do żadnego zarzutu.