Fachowcy wciąż poszukiwani
Budowlańcy, ślusarze, spawacze i inni fachowcy z lubuskiego nie mogą narzekać na brak zleceń. Pracy jest dużo a specjalistów coraz mniej.
Zielonogórzanin Piotr B. - prosi o anonimowość - nie ukrywa, że do pośredniaka przyszedł tylko po to, aby uzyskać świadczenia zdrowotne. Pracy ma tyle, że nie opłaca mu się wiązać z żadnym pracodawcą - opisuje "Gazeta Lubuska".
Układam glazurę- tłumaczy trzydziestolatek. Szefowa zielonogórskiego pośredniaka Irena Radziusz mówi o co najmniej 800 osobach, które przyznają, że rejestrują się jedynie dla świadczeń.
Jeszcze niedawno przykładem beznadziei na rynku pracy była Nowa Sól. Po upadku sztandarowych firm tłum bezrobotnych żebrał o jakiekolwiek zajęcie. Dziś w mieście pilnie poszukiwani są budowlańcy (szczególnie płytkarze, cieśle oraz monterzy instalacji), operatorzy ciężkiego sprzętu, ślusarze, spawacze i szwaczki.
Te ostatnie nowosolskie zakłady ściągają już nawet z Głogowa! Brakuje też kierowców zawodowych. Dotychczas była to oferta zastrzeżona dla mężczyzn. Nowosolski PKS zatrudnił pierwszą kobietę, następne panie się szkolą. Pracę znajdą bez trudu ślusarze ogólni, maszynowi czy narzędziowi. Muszą się jednak liczyć z tym, że będą... wypożyczani. Tak, tak, wypożyczani do innych firm!
Ślusarzy jest tak mało, że inne firmy wynajmują moich ludzi, tak ich gonią terminy. A dobrych tokarzy i frezerów to ze świecą szukać- potwierdza Alfred Gąsior, właściciel firmy Fredex.
Fachowców ubywa (wyjeżdżają na Wyspy Brytyjskie), przybywa zleceń firmom budowlanym. W Nowej Soli dochodzi już do walki o pracownika: firmy zaczynają ich sobie podkupywać. - Wziąłem na budowę podwykonawcę, a ten podebrał mi całą brygadę- złości się właściciel jednego z większych przedsiębiorstw.
Właściciele firm narzekają też na jeszcze jeden aspekt. Wyszkolenie dobrego pracownika pochłania sporo czasu i pieniędzy. - W zeszłym tygodniu odszedł człowiek, którego naukę opłaciłem. Nie wiem, może pojechał za granicę?- zastanawia się A. Gąsior.
Niektóre firmy budowlane nie wyrabiają się z robotami. O nowych zleceniach nie ma mowy. Bywa, że aby nie odmawiać, stawiają zaporowe stawki. - Chciałem wynająć fachowca do szpachlowania ścian. Zaproponował 12 zł za mkw. Zrezygnowałem - mówi zielonogórzanin. Szuka dalej.
Kryzys na rynku pracy powodował brak zajęcia dla więźniów, co odbijało się na ich resocjalizacji. Dziś przed zakładem karnym w Krzywańcu na ludzi do pracy czeka kolejka przedsiębiorców. Stu osadzonych - wszyscy, którzy mogą - wychodzi każdego dnia do roboty. Pracodawcy zabijają się za mechanikami, a także murarzami i innymi profesjami budowlanymi. Jednak i ci bez fachu w ręku nie narzekają na brak propozycji. Na przykład zbiór truskawek. Zajęcie znajdą nawet ci, którzy za mury zakładu wyjść nie mogą - 30 osób składa długopisy w ramach pracy nakładczej.
Po pierwsze przy tak dużym zagęszczeniu na cały dzień część osadzonych wychodzi z zakładu- mówi dyrektor zakładu. - Po drugie praca to doskonały sposób resocjalizacji. Wreszcie to także ulga dla budżetu państwa. Zarabiają na spłatę rozmaitych długów i odkładają pieniądze na wyjście. Jak stwierdził jeden z osadzonych, w "cywilu" murarz, aż chce się wyjść na wolność. Już teraz firmy proponują mu robotę. Za 2 tysiące na rękę. (PAP)