PolskaFacetom wstęp wzbroniony

Facetom wstęp wzbroniony

Seksmisja bliska realizacji. Kobiety tworzą coraz więcej miejsc zamkniętych dla mężczyzn.

04.08.2005 | aktual.: 04.08.2005 13:06

Przed wejściem do częstochowskiej klubokawiarni Babie Lato stoi kilka stolików. Do kawiarni podchodzą dziewczyna i chłopak. Rozglądają się po oblężonym ogródku i decydują się wejść do środka. Zanim jednak zdążą usiąść, podchodzi do nich kelnerka i dyskretnie pyta, czy widzieli napis przed wejściem. Zdziwieni wychodzą na zewnątrz, gdzie wisi tabliczka "Klub dla kobiet". Zaskoczony mężczyzna pyta, czy będzie mógł wejść do środka. Kelnerka cicho śmiejąc się mówi, że owszem, może, ale pod warunkiem że włoży perukę. Dodaje, że niestety, zielona jest już zajęta przez innego pana, ale została jeszcze marchewkoworuda z warkoczami.

Miasta Kobiet

Babie Lato zaczęło działać rok temu. Właścicielki to oczywiście same kobiety, jest ich 38. Najmłodsza ma 28, najstarsza 65 lat i wszystkie są udziałowczyniami w spółce. - Pomysł założenia takiego miejsca tylko dla kobiet, gdzie mogłybyśmy spokojnie się spotykać i nie musiałybyśmy słuchać o samochodach, mechanikach i wynikach meczów, padł wśród grona koleżanek. Wyliczyłyśmy, że na rozruch potrzebujemy około stu tysięcy złotych, czyli 200 udziałów po 500 złotych każdy - opowiada Małgorzata Bieńkowska, główna udziałowczyni. Umowa spółki jest tak sporządzona, że Babie Lato zawsze będzie w kobiecych rękach. Podczas rozwodu udziały nie mogą przejść na męża, dziedziczone też mogą być tylko przez kobiety. Wnętrze jest oczywiście women friendly - fotele tak zaprojektowane, by zmieściła się nawet najtęższa pani, i to z postawioną obok siebie torebką. Stoliki specjalnie wymierzone, by nogi choćby na 10-centymetrowych obcasach mieściły się pod blatem.

Podwarszawska elegancka Podkowa Leśna, skrzyżowanie ulic Modrzewiowej i Kasztanowej. Tu od roku działa Klub Kobiet Kreatywnych. Mieści się w założonej przez dwie dziewczyny - Milenę Łakomską i Agnieszkę Mokosę - kawiarni-galerii Milimoi. - Oczywiście do Milimoi wpuszczamy mężczyzn - śmieje się Milena. - Ale KKK, jak sama nazwa mówi, jest tylko dla kobiet. Urządzamy spotkania, na których kobiety mają możliwość nie tylko odpocząć, ale także się rozwinąć. Króluje rękodzieło. - Kobiety jak dawniej mogą wspólnie pracować nad tworzeniem pisanek, wykonywaniem witraży, linorytów, ceramiki - wyjaśnia Milena. - Nie drzemy pierza, ale to, co robimy, niewątpliwie nawiązuje do stylu życia naszych praprababek. Wiele kobiet ma w sobie silną potrzebę powrotu do takich kobiecych więzi.

Warszawska robotnicza dzielnica Grochów. Tu w prywatnym mieszkaniu mieści się galeria Szafa. Od czterech lat odbywają się w niej warsztaty taneczne. Wykonuje się tańce greckie, cygańskie, hinduskie, bretońskie i taniec brzucha. Łączy je jedno - kobieta tańczy sama, mężczyzna może jej towarzyszyć, ale nie musi. I tak jest z warsztatami. Panowie są mile widziani, ale na blisko 400 osób, które przewinęły się przez te kursy, było ich tylko kilku - opowiada Kinga Makowiecka, twórczyni, właścicielka i instruktorka. - Dziewczyny przychodzą nie tylko po to, by potańczyć, nauczyć się czegoś nowego, ale także by poznać i uruchomić własną kobiecość, a do tego wcale nie potrzebują mężczyzny.

Weekendy bez facetów

Kobietom jednak nie wystarczają spotkania od czasu do czasu. Chcą wspólnie mieszkać, choćby przez jakiś czas. Stąd w środowiskach feministycznokobiecych pojawił się pomysł stworzenia "Ulicy Siostrzanej". Pierwszy obóz zorganizowano w 2001 roku, od tamtej pory co roku w wakacje kobiety z całej Polski zjeżdżają się na wieś na Suwalszczyźnie lub Warmii (24 lipca zakończyła się tegoroczna edycja). Na "Ulicy Siostrzanej" jest z czego wybierać: zajęcia bębniarskie, zielarskie, z psychoterapii feministycznej, masażu klasycznego, organizowania manif - kobiecych manifestacji - oraz kursy WenDo ("droga kobiety", od angielskiego women - kobiety - i japońskiego do - droga), czyli specjalnej sztuki samoobrony stworzonej przez kobiety dla kobiet. - Na 10 dni mężowie, kochankowie, bracia i ojcowie muszą zapomnieć o dziewczynach. Chodzi o to, żeby się wyrwać z codziennego świata, który jest koedukacyjny. Żeby nie definiować się w odniesieniu do drugiej płci i zacząć kwestionować ustalone relacje męsko-damskie - tłumaczy
Agata Teutsch, jedna z pomysłodawczyń projektu. Jeżeli kobiety decydują się na wyjazd bez mężczyzn, to nie może być on byle jaki. Są spragnione adrenaliny. - Podczas wyjazdów koedukacyjnych za bardzo porównujemy się z mężczyznami, pozwalamy im się wykazywać, a same spychamy się do roli kibiców - opowiada Małgorzata Kiełt, organizatorka ,weekendów bez facetów" w akademii Przygoda. - W gronie kobiecym z bardzo poważnych, dystyngowanych pań, które są dyrektorkami, prawnikami, menedżerkami, wychodzą zwierzęta. Potrafią bez zastanowienia wspiąć się po linach na most, zwymiotować, zakląć i ruszyć dalej. Dalej idą też kobiety gotowe na wycieczkę "Dla kobiet aktywnych" do Afryki organizowaną przez biuro podróży Safari Travel. Od czterech lat co roku kilka kobiet nad plaże Hiszpanii i butiki Paryża przedkłada safari, pieczenie mięsa kozy nad ogniskiem i noclegi w chatach Masajów. Podczas 21-dniowych wypraw po Kenii, Ugandzie i Zanzibarze wspinają się na wulkan Longonot, wędrują po pustyniach, uprawiają treking i
rafting, nurkują, a nad jeziorem Bogoria łapią na obiad kury. - Na taki wyjazd decydują się kobiety czynne zawodowo, niezależne finansowo, ale zestresowane pracą, szybkim tempem życia - tłumaczy Dorota Katende, twórczyni programu wyjazdu i pilotka. - Wydawać by się mogło, że wszystkie są wyemancypowane i samotne. Ale zazwyczaj mają rodziny, dzieci, a ich emancypacja objawia się głównie tym, że potrafią podjąć decyzję i pojechać na drugi koniec świata bez swojego faceta, bez żadnego faceta, i świetnie się bawić.

Kobieta jako target

Interes w produktach i miejscach wyłącznie dla kobiet wyczuli marketingowcy. Pojawiły się kluby fitness tylko dla kobiet, w których oprócz samych zajęć oferuje się ubrania do ćwiczeń, zabiegi u kosmetyczki, porady wizażysty. Dziś w Polsce działa kilkanaście takich miejsc, ale już niedługo będzie ich znacznie więcej. Wszystko za sprawą sieci Gymnasion. Przez wiele lat rozbudowywała kluby koedukacyjne, ale kiedy kilka miesięcy temu powstał pierwszy klub zamknięty dla mężczyzn, okazało się, że stał się na tyle popularny, że firma planuje otwarcie nawet do stu oddziałów tylko dla kobiet. Te miejsca wyróżnia także cena proponowanych usług. Są one blisko o połowę mniejsze niż w klubach koedukacyjnych. - Ale wcale nie uważam, że to dyskryminuje mężczyzn - zaznacza Ireneusz Wesołowski, prezes sieci Gymnasion. - Panie są znacznie bardziej świadome swojego ciała i przejawiają większą ochotę do pracy nad nim, w pewnym sensie więc takie promocyjne ceny traktujemy jako zachętę i nagrodę dla nich. Kobiety to przyszłość
tych usług.

Kina częściej odwiedzają mężczyźni, więc sieć Multikino jako zachętę dla kobiet zaczęła organizować seanse zamknięte dla mężczyzn. - "Kino na obcasach" to nie tylko wyświetlenie filmu specjalnie wybranego dla kobiet, ale też pokazy fitnessu, tańca, kosmetyków, mody, lampka wina, przekąska - wyjaśnia Kinga Dołęga, która jest współtwórczynią projektu. Taki wieczór trwa około trzech godzin. Wszystko w cenie zwykłego biletu. Czy rzeczywiście żaden mężczyzna na salę się nie wciśnie? - Nie, ochrona pilnuje, a chętnych panów kierujemy na inny seans lub zapraszamy do baru na piwo - śmieje się Dołęga. Zainteresowanie jest duże - w ciągu dwóch miesięcy przyszły cztery tysiące kobiet.

Nawet te dziedziny życia, które w świadomości społecznej zarezerwowane były dla mężczyzn, powoli zdobywają kobiety. Volvo YCC, czyli pierwszy samochód nie tylko w całości zaprojektowany przez kobiety, ale i dla kobiet, to oczywiście chwyt marketingowy. Nawet jeżeli ma regulację położenia podparcia pięt kierowcy, tak by dopasowywał się do różnej wysokości obcasów, i zagłówki przystosowane do różnych stylów uczesania, na przykład spięcia włosów w koński ogon, to jest to tylko zwykły samochód. Jednak "kobieca" plakietka niewątpliwie skusi niejedną panią. Babskie szkoły jazdy (są dwie - jedna w Warszawie, druga w Gliwicach) jako instruktorki zatrudniają jedynie kobiety - w ten sposób nie tylko wyśmiewają stereotyp kobiet za kierownicą, ale i ściągają klientki, które stresują się przy mężczyznach.

Rzeczpospolita Babska

Miejsca tylko dla kobiet to nie nowość. W zinstytucjonalizowanej formie zaczęły powstawać jakieś 200 lat temu, a swoje istnienie zawdzięczają klubom dla mężczyzn. Pierwsze kluby dla dżentelmenów pojawiły się w XVII wieku w Anglii. Spotykali się w nich wszyscy, którzy cokolwiek znaczyli w Londynie. Ulubionymi rozrywkami były w nich oczywiście hazard i polityka. To tam powstawały pierwsze partie - konserwatyści (Carlton Club) i liberałowie (Reform Club). Oczywiście kobiety pod żadnym pozorem nie miały do nich wstępu. Kluby te nadal istnieją i choć niektóre pozwalają na członkostwo kobietom, nadal nie dają im pełnych praw. Carlton Club odmawia kobietom choćby dostępu do baru i biblioteki, mimo że jednym z jego najważniejszych członków jest była premier Margaret Thatcher. Na początku XIX wieku damy, nie mogąc ani dostać się do klubów, ani zakazać ich istnienia, zaczęły organizować kluby dla kobiet. Tyle że kiedy mężczyźni spotykali się w celach biznesowych i politycznych, kobiece kluby powstawały na bazie
związków koleżeńskich i w celach charytatywnych. Ale nadal solą w oku były dla kobiet kluby męskie. - Tu nie chodziło o jakąś niechęć do mężczyzn pijących we własnym gronie whisky i grających w karty - wyjaśnia feministka Agnieszka Graff, autorka książki "Świat bez kobiet". - Kluby męskie z założenia były antykobiece, w rękach mężczyzn była cała władza, a kluby służyły jej konsolidowaniu. Stąd właśnie brały się protesty feministek w latach 60. i 70. wymierzone w te kluby. One w tym widziały segregację analogiczną do rasowej.

- W tradycyjnym społeczeństwie więzi między kobietami służyły wzajemnemu wsparciu w wykonywaniu tradycyjnych kobiecych czynności - to była wspólna opieka nad dziećmi czy osobami starymi - dodaje Graff. - W dobie coraz większej równości płci więzi między kobietami powoli stają się podstawą solidarności na polu zawodowym. W środowiskach biznesowych czy akademickich zaczynają powstawać kobiece odpowiedniki "old-boynetwork". "Old-boynetwork", czyli po naszemu "republika kolesi", to zasada wzajemnego wsparcia, na której przez lata opierały się kluby męskie. Kobiety w życiu społecznym cechowała raczej postawa królowej pszczół. - Kiedy kobieta już sama coś osiągnęła, to inne panie traktowała jak rywalki - wyjaśnia psycholog międzykulturowy Joanna Roszak. - Ale coraz częściej pojawiają się też więzi solidarności wśród kobiet. Takie "Liga broni, Liga radzi...".

Dzięki takim układom powstało Babie Lato. Znalezienie lokalu zajęło tydzień - koleżanką właścicielki była koleżanka koleżanki. Załatwienie wszystkich uprawnień i koncesji trzy dni - w tych wszystkich biurach i urzędach pracują przecież kobiety. Wystrój zaprojektowały i wykonały same założycielki lub ich koleżanki. Dzięki tym sieciom z ust do ust przenoszone są informacje o coraz to nowych miejscach tylko dla kobiet.

Sylwia Czubkowska

PRZEDZIAŁ DLA PAŃ

Na początku maja tokijskie linie kolejowe i metro zdecydowały się wprowadzić przedziały dla kobiet. - Krok ten podjęto głównie z powodu rosnącej liczby skarg na niemiłe sytuacje, jakie spotykały pasażerki - wyjaśnia "Przekrojowi" pan Hirohisa Tsuruta z biura do spraw kolei w ministerstwie ziemi, infrastruktury i transportu Japonii. Pojawienie się segregacji w wagonach wywołało jednak protesty, bo męscy pasażerowie płacą przecież tyle samo za bilety ile kobiety, ale nie dostają takiej samej usługi. W ramach protestu mężczyźni posunęli się nawet do okupacji pociągu. Ale większość mężczyzn szybko i grzecznie przystosowała się do nowych zasad i nawet nie zbliża się do kobiecych stref. Do tego stopnia, że kobiety decydujące się na podróż w wagonach koedukacyjnych skarżą się na presję ze strony mężczyzn dziwiących się, że nie korzystają z kobiecych przedziałów. Feministki boją się więc, czy przez przypadek nie rozpoczęto nowej segregacji płciowej. Podobne przedziały działają także na Białorusi, a przez wiele lat
były w Indiach. Tam na bazie doświadczeń kobiet podróżujących w ten sposób powstała książka Anity Nair "Przedział dla pań". W Polsce na pytanie o takie rozwiązanie w PKP usłyszałam śmiech i wyjaśnienie, że u nas dzieli się pasażerów tylko na palących i niepalących.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)