Ewa M. Thomspon: rosyjscy agenci są rozsiani po całej Polsce
- W żadnej wizji amerykańskiej polityki zagranicznej Polska nie jest ważna - mówi w rozmowie z "Rzeczpospolitą" Ewa M. Thompson, slawistka z Uniwersytetu w Houston, autorka licznych artykułów z dziedziny politologii i literaturoznawstwa. Podkreśla, że jest tak niezależnie od tego, kto zasiada w Białym Domu. - Gdyby Polacy odrzucili bliskie relacje z Ameryką, byłby to prymitywizm i prostactwo. (...) W błędzie jest ten, kto myśli, że w Polsce nie ma rosyjskich agentów. Są oni wręcz rozsiani po całym kraju - zaznacza.
12.07.2014 | aktual.: 12.07.2014 11:36
Thompson podkreśla, że w USA polityka to partia szachów. - Amerykanie nie patrzą na sprawy polityczne w kategoriach moralności - zaznacza. Dopytywana jak dziś w Ameryce oceniana jest rosyjska okupacja Krymu i agresja na wschodnią Ukrainę przyznaje, że mało kogo to dziś interesuje. Tłumaczy, że nie chce przez to powiedzieć, że nikt w Stanach nie uważa, że agresja Rosji na Ukrainę jest czymś niewłaściwym, ale sprawa ukraińska jest bardzo nie na rękę czołowym grupom interesów i dlatego - wyjaśnia - spycha się ją na margines publicznego dyskursu.
Odnosząc się do przekonania części polskiego społeczeństwa, że USA są w stanie zapewnić Polsce bezpieczeństwo, odpowiada, że nikt nie może zagwarantować bezpieczeństwa naszemu krajowi. - Wiele razy powtarzałam, że Polska nie ma przyjaciół, bo polityka nie zna takich kategorii. (...) W stosunkach międzynarodowych nie ma przyjaźni. Żaden kraj nie rzuci się natychmiast do obrony drugiego - podkreśla i jednocześnie zaznacza, że - w przeciwieństwie do na przykład Anglii czy Francji - Stany Zjednoczone dotrzymują umów (chodzi o umowy międzynarodowe - przyp. red.). W ocenie Thompson dla Polski najważniejsze powinno być wzmacnianie NATO i utrzymanie w tej organizacji USA.
Thompson zaznacza, że dużym polskim błędem było to, że Polska nie zwróciła się do USA i NATO o pomoc w badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. - Polska nie ma sojuszu z Rosją. Ma sojusz z NATO. Każdy kraj, który ma jakieś sojusze, zwraca się do sojuszników, ale nie do krajów trzecich - podkreśla i zaznacza: - W oczach Zachodu wyglądało to tak, jakby Polska dalej czuła się częścią bloku sowieckiego. W końcu katastrofę wolała wyjaśnić ramię w ramię z Moskwą.
Profesor przekonuje, że gdyby Polacy odrzucili bliskie relacje z Ameryką, byłby to "prymitywizm i prostactwo". - W błędzie jest ten, kto myśli, że w Polsce nie ma rosyjskich agentów. Są oni wręcz rozsiani po całym kraju - puentuje.
Źródło: Rzeczpospolita