PolitykaEuropa powinna wyszkolić "syryjskie legiony"? Eksperci bardzo krytycznie o pomyśle szefa MSZ

Europa powinna wyszkolić "syryjskie legiony"? Eksperci bardzo krytycznie o pomyśle szefa MSZ

Minister Spraw Zagranicznych Witold Waszczykowski w programie "Dziś Wieczorem" zaproponował, by z młodych Syryjczyków napływających do Europy stworzyć wojsko, które później walczyłoby o swój kraj. Eksperci, komentując tę wypowiedź dla WP, nie zostawili na pomyśle szefa MSZ suchej nitki. - Uważam, że były to na tyle niemądre słowa, że nie należy ich nawet komentować. Mogę tylko krótko powiedzieć, że jest to zły pomysł - stwierdził Krzysztof Liedel, dyrektor Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.

Europa powinna wyszkolić "syryjskie legiony"? Eksperci bardzo krytycznie o pomyśle szefa MSZ
Źródło zdjęć: © AFP | DELIL SOULEIMAN
Przemysław Dubiński

18.11.2015 | aktual.: 18.11.2015 13:08

- Jeśli do Europy wjechało kilkaset tysięcy młodych Syryjczyków, to z nich można stworzyć wojsko. Z nas też kiedyś tworzono legiony. Biliśmy się o naszą wolność. Czy wyobrażamy sobie sytuację, że wyślemy nasze wojsko, aby biło się za Syrię, a kilkaset tysięcy Syryjczyków na Unter den Linden w Berlinie czy na rynku Starego Miasta będzie piło kawę i obserwowało, jak my walczymy o ich bezpieczeństwo? - stwierdził podczas rozmowy w programie "Dziś Wieczorem" szef polskiego MSZ Witold Waszczykowski.

Słowa te wywołały burzliwą dyskusję i to nie tylko na terenie naszego kraju. Jeden z komentatorów niemieckiego dziennika "Sueddeutsche Zeitung" stwierdził nawet, że na stanowisku piastowanym przez Witolda Waszczykowskiego "nawet pod wpływem stresu nie można pleść bzdur". Czy pomysł szefa polskiego MSZ zasłużył na aż tak miażdżącą krytykę? Z tym pytaniem WP zwróciła się do ekspertów.

Polska nie jest pionierem

Wszyscy nasi rozmówcy zgodnie podkreślają, że pomysł ministra Waszczykowskiego nie jest niczym nowym. Podobnym tokiem myślenia podążali swego czasu politycy Stanów Zjednoczonych. Jedyna różnica polega na tym, że oni szkolili wojsko w Turcji, a nie na terenie swojego kontynentu.

- Takie pomysły są już od dawna realizowane m.in. przez Stany Zjednoczone. Zresztą Al-Kaida i Państwo Islamskie też zakładają takie obozy na terenie Turcji i nie jest to żadną tajemnicą - przyznaje dr Wojciech Szewko, ekspert ds. stosunków międzynarodowych i Bliskiego Wschodu.

Problem polega jednak na tym, że szkolenie syryjskich żołnierzy prowadzone przez armię USA na terenie Turcji skończyło się spektakularną klęską. Wart ponad 500 milionów dolarów program został zamknięty przez Pentagon na początku października 2015 roku.

- Amerykanie zrezygnowali, gdy okazało się, że kilkudziesięcioosobowy oddział, który miał walczyć z ISIS, od razu przeszedł na jego stronę. To była kompromitacja polityki USA wobec Syryjczyków z umiarkowanej opozycji - przyznaje Rafał Ciastoń, ekspert Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego z zakresu problematyki Bliskiego oraz Dalekiego Wschodu.

Więcej pytań, niż odpowiedzi

Pomysł utworzenia "syryjskich legionów" rodzi wiele problemów i pytań, na które zdaniem ekspertów brakuje dobrych rozwiązań i odpowiedzi. Pierwszym z nich jest sposób selekcji ludzi, którzy mieliby trafić do tworzonego z Syryjczyków wojska.

- Jeżeli potraktujemy słowa ministra Waszczykowskiego poważnie, to pojawia się kilka problemów. Po pierwsze, nie wiemy, kto w tej dużej masie uchodźców jest Syryjczykiem, a kto nie. Wielu z uchodźców posługuje się fałszywymi paszportami tego kraju, a niektórzy ich w ogóle nie mają. Po drugie, pojawia się pytanie: czy oni chcą walczyć? Gdyby chcieli, to przecież mogliby zostać w swoim kraju lub szkolić się w krajach ościennych - tłumaczy dr Robert Czulda, znawca tematyki bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie z Uniwersytetu Łódzkiego. Zaznacza on jednak, że pomysł szefa MSZ traktuje jako punkt wyjścia w dyskusji nad rozwiązaniem problemu w Syrii.

- O ile sam pomysł utworzenia takiej armii jest teoretycznie realny, o tyle nierealne jest przewidzenie tego, co ci ludzie później zrobią z tym wyszkoleniem i sprzętem. We wschodniej Turcji szkolono ludzi, którzy wyjeżdżali do Syrii jako umiarkowani rebelianci, a po kilku tygodniach walczyli już po drugiej stronie. To jest romantyczny pomysł i bardziej wypowiedź polityczna niż merytoryczna - ocenia z kolei dr Szewko.

Kolejnym pytaniem, które pojawia się podczas dyskusji jest wartość bojowa armii, którą przeszkoliłaby Europa. W tej materii zdania ekspertów są jednak podzielone. Dr Robert Czulda zwraca m.in. uwagę na casus armii irackiej, która była szkolona przez Amerykanów przez lata, a później w starciu z Państwem Islamskim dość szybko poległa. - Dlatego ciężko jest mówić, że po szybkim szkoleniu te oddziały miałyby faktyczną wartość bojową - tłumaczy ekspert.

Odmienne spojrzenie na tę sprawę ma dr Wojciech Szewko, który zauważa, że w regionie, z którego pochodzą uchodźcy, mamy do czynienia z obowiązkowym poborem do wojska. Przez to większość z tych mężczyzn ma już podstawowe szkolenie za sobą. Zwraca on również uwagę na inny fakt.

- Wśród uciekinierów jest bardzo dużo profesjonalnych wojskowych. Oni są niejednokrotnie lepiej przeszkoleni, niż byłby przeciętny Polak nagle powołany pod broń. Niektórzy z tych uchodźców to często dezerterzy, którzy uciekają przed prawem czy zemstą - podkreśla ekspert ds. stosunków międzynarodowych i Bliskiego Wschodu.

Pojawiają się również pytania czy utworzenie "syryjskich legionów" nie będzie w rzeczywistości dozbrajaniem terrorystów. W tej materii wszyscy eksperci są zgodni - nie ma pewności, iż sprzęt przekazany takiej armii nie trafi w ręce Państwa Islamskiego czy Al-Kaidy.

- To nie jest nawet kategoria teoretyczna, tylko tak się po prostu dzieje. Dobrym przykładem jest przekazanie rakiet TOW umiarkowanym rebeliantom, które już kilka dni później były używane przez Al-Kaidę. Proszę zwrócić uwagę na słynne Toyoty, którymi jeździ Państwo Islamskie. Rząd USA zwrócił się do firmy produkującej te samochody z pytaniem: jak terroryści weszli w ich posiadanie? Śledztwo przeprowadzone przez korporację wykazało, że to Amerykanie wysłali te samochody do umiarkowanych rebeliantów, a ci sprzedali je Państwu Islamskiemu z dużym zyskiem - tłumaczy dr Szewko.

Kolejna strona konfliktu?

Kluczowe pytanie brzmi jednak: z kim utworzona w Europie armia miałaby walczyć w Syrii? Dr Robert Czulda zwraca uwagę na fakt, że w tym kraju mamy do czynienia z wieloma zwalczającymi się nawzajem stronami konfliktu. Wysłanie na ten teren armii przeszkolonej w Europie stworzyłoby kolejną.

- Przecież gdyby oni wkroczyli do Syrii, to siły Baszszara al-Asada zaatakowałyby takie wojsko, uznając je za obce. Podobnie zrobiłoby Państwo Islamskie, Al-Kaida, czy Kurdowie - tłumaczy znawca tematyki bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie z Uniwersytetu Łódzkiego.

W podobnym tonie wypowiada się dr Szewko. - Teoretycznie można tych ludzi dość szybko wyszkolić i wysłać z powrotem. Problem w tym, że wojna w Syrii trwa tyle czasu i nie widać jej końca m.in. dlatego, że właśnie takie rzeczy się robi - kończy rozważania na temat utworzenia "syryjskich legionów" rozmówca WP.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (278)