Eurokonstytucja bez Boga
W nowym traktacie UE ma się znaleźć
preambuła z fragmentem przepisanym z eurokonstytucji, który mówi o
europejskim dziedzictwie kulturowym, religijnym i humanistycznym,
bez odwołania do wartości chrześcijańskich - wynika z projektu
mandatu, do którego dotarła PAP.
Ponadto, wbrew zapowiedziom, w mandacie nie ma żadnej sugestii, by przyszły traktat odniósł się do kwestii bezpieczeństwa energetycznego, o co od dawna apeluje Warszawa. Polska - jak dowiaduje się PAP - już zapowiada, że rozszerzenie klauzuli solidarności na sprawy energetyczne będzie jednym z postulatów, które Warszawa i Wilno przedstawią wspólnie na szczycie.
"Inspirowani kulturowym, religijnym i humanistycznym dziedzictwem Europy, z którego wynikają powszechne wartości, stanowiące niezbywalnie nienaruszalne prawa człowiek, jak również wolność, demokracja, równość oraz państwo prawne..." - brzmi fragment preambuły, który w Polsce wywołał w swoim czasie wiele rozczarowania.
Propozycja utrzymania preambuły w nowym traktacie może budzić zdziwienie, dlatego że ma on nie mieć charakteru konstytucji, a być jedynie uproszczonym traktatem. "Nowy traktat nie będzie mieć charakteru konstytucyjnego. Używana terminologia będzie odzwierciedlała tę zmianę: termin "konstytucja" nie będzie używany. (...) Podobnie nie będzie artykułu wspominającego o symbolach Unii, takich jak flaga, hymn ("Oda do Radości" Beethovena) albo motto Unii ("Zjednoczona w różnorodności")" - czytamy we wstępie do projektu mandatu.
Z tych samych powodów - by nie sugerować, że UE jest superpaństwem - najprawdopodobniej zmieniona zostanie nazwa stanowiska ministra spraw zagranicznych UE - wynika z mandatu.
Na rozpoczynającym się w czwartek szczycie unijni przywódcy mają przyjąć mandat w sprawie otwarcia Konferencji Międzyrządowej (szefów państw lub rządów UE - z ang. IGC), która do końca 2007 roku ma przyjąć nowy traktat, jaki zastąpi odrzuconą w referendach przez Francję i Holandię eurokonstytucję.
Dokument, mimo drobnych luk i znaków zapytania, wymienia postanowienia z pierwszej instytucjonalnej części eurokonstytucji, które mają być zachowane w przyszłym traktacie. Wśród nich jest zapis o wprowadzeniu stanowiska przewodniczącego UE (kadencja 2,5 roku), zredukowana do 18 członków Komisja Europejska oraz jednolita osobowość prawna UE, do której Polska zgłaszała wątpliwości, przede wszystkim zaś kwestionowany przez Polskę system obliczania podwójnej (państw i obywateli) kwalifikowanej większości przy podejmowaniu decyzji w Radzie UE.
W przypisie dokumentu niemieckie przewodnictwo przyznaje jednak, że dwie delegacje - polska i czeska - domagają się otwarcia dyskusji na temat systemu głosowania w Radzie UE.
Jeśli chodzi o inne postulaty polskie, to mandat przewiduje deklarację o rozdziale kompetencji unijnych i narodowych, która precyzuje, że "kompetencje nie przekazane UE w traktatach pozostają w gestii krajów członkowskich". Ponadto jest zapowiedź, że w traktacie - tak jak chciała Polska - nie będzie zapisu o nadrzędności prawa unijnego nad krajowym, ale IGC "przyjmie deklarację przypominającą o orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości" (który potwierdza prymat prawa unijnego nad krajowym - PAP).
Ponadto jest mowa o wzmocnieniu roli parlamentów krajowych, choć nie aż tak, jak chciały Polska, Czechy i Holandia.
Niemcy nie uległy postulatowi Brytyjczyków i w projekcie mandatu zakładają, że Karta Praw Podstawowych, choć nie znajdzie się w traktacie (obecnie wpisana w drugiej części eurokonstytucji), to będzie prawnie obowiązująca, dzięki artykułowi, który potwierdza przewidziane w niej "prawa, wolności i zasady". Londyn nie chce się na to zgodzić, obawiając się, że wyniknie z tego konieczność zmiany brytyjskiego prawa pracy.
Brytyjczycy bardzo mocno domagali się możliwości nieuczestniczenia (tzw. opt-out) w dalszej integracji w sprawach wewnętrznych i wymiaru sprawiedliwości. W projekcie mandatu jest zapowiedź budowania tzw. wzmocnionej współpracy w zakresie bezpieczeństwa i spraw wewnętrznych dla zainteresowanych państw, co oznacza, że Londyn nie musi w niej brać udziału.
Polityka zagraniczna - wynika z projektu mandatu - ma pozostać obszarem międzyrządowym. Legislacja w tym zakresie ma być ograniczona do minimum i nie podlegać jurysdykcji unijnego Trybunału Sprawiedliwości.
Nowy traktat nie będzie konstytucją, ale zwykłym traktatem modyfikującym poprzednie traktaty UE. W projekcie mandatu nazywa się go Traktatem Reformującym (Reform Treaty). Po pierwsze ma on zreformować Traktat o Unii Europejskiej (czyli Traktat z Maastricht z 1992 roku, zmieniony potem w Nicei i Amsterdamie), który zachowałby swoją nazwę. Po drugie zmieni Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską (czyli wielokrotnie poprawiany Traktat Rzymski z 1957 roku), który miałby się nazywać "Traktatem o funkcjonowaniu Unii" i zawierać konkretne postanowienia dotyczące poszczególnych polityk UE.
"Słowo "Wspólnota" zostałoby wszędzie zastąpione słowem "Unia"; będzie zapisane, że te dwa traktaty są traktatami, na których opiera się Unia, a także, że Unia jest następczynią i spadkobierczynią Wspólnoty" - wyjaśnia projekt mandatu.
Inga Czerny i Michał Kot