Euroafrica: nie jesteśmy stroną postępowania w Strasburgu
Zarząd Euroafrica Linie Żeglugowe poinformował, że spółka nie była i nie jest stroną postępowania prowadzonego przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu ws. "Heweliusza", a rozstrzygnięcie Trybunału nie niesie dla spółki żadnych bezpośrednich skutków.
03.03.2005 | aktual.: 03.03.2005 19:00
Oświadczenie tej treści armator wydał w związku z wyrokiem Trybunału ogłoszonym w czwartek. Trybunał przyznał odszkodowania za straty moralne w wysokości 4.600 euro każdemu z 11 powodów, krewnych i członków rodzin ofiar katastrofy promu "Jan Heweliusz", który zatonął w 1993 r.
Trybunał uznał, że Izby Morskie w Szczecinie i Gdyni, jako zależne od ministerstwa gospodarki morskiej, nie rozpatrzyły sprawy zatonięcia promu w sposób bezstronny. Zdaniem Trybunału, pogwałcona w ten sposób została zasada wynikająca z art. 6 pkt 1 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka.
W szczególności orzeczenie Trybunału nie będzie miało wpływu na rozstrzygnięcia w prawomocnie zakończonych postępowaniach oraz na bieg prowadzonych nadal postępowań przeciwko spółce o odszkodowania z powództwa cywilnego wdów i członków rodzin marynarzy promu. Wspomniane procesy z powództwa cywilnego toczyły się lub toczą przed polskimi sądami cywilnymi, które nie są w jakikolwiek sposób związane orzeczeniami wydanymi w obu instancjach przez Izby Morskie w Szczecinie i Gdyni - powiedział prezes Zarządu armatora Paweł Porzycki.
Prezes dodał, że tragiczna katastrofa promu "Jan Heweliusz" na trwałe zapisana jest w pamięci ludzi morza związanych ze spółką. Zarząd Euroafrica Linie Żeglugowe podejmuje działania służące udzielaniu pomocy i wsparciu rodzin ofiar katastrof morskich oraz marynarzy, którzy ucierpieli w wyniku nieszczęśliwych wypadków towarzyszących pracy na morzu. Jest to jeden z zasadniczych celów fundacji powołanej do życia przez naszą spółkę - podkreślił.
Prom Euroafriki "Jan Heweliusz" zatonął na Bałtyku w pobliżu niemieckiej wyspy Rugia 12 lat temu. Była to najtragiczniejsza katastrofa w historii polskiej floty handlowej. Zginęło wówczas 55 osób: 35 pasażerów, w tym dwoje dzieci, i 20 członków załogi. Odnaleziono 39 ciał. Zginęli obywatele Polski, Austrii, Węgier, Szwecji, Czech i Norwegii. Prom zatonął podczas sztormu będąc w rejsie ze Świnoujścia do szwedzkiego Ystad. Wiatr osiągał w porywach prędkość 160 km/h, wysokość fal sięgała pięciu metrów. Wrak promu spoczywa 25 metrów pod powierzchnią Bałtyku.
Postępowanie w sprawie katastrofy prowadziły przez kilka lat Izby Morskie w Szczecinie i Gdyni. Izba pierwszej instancji obarczyła winą kapitana promu. W kolejnym procesie kapitana oczyszczono z zarzutów. Odwoławcza Izba Morska w Gdyni stwierdziła, że prom wypłynął w morze niezdatny do żeglugi i przy bardzo trudnych warunkach pogodowych, popełniono też pewne błędy w nawigacji. Winą częściowo obarczono załogę, zarzucając jej m.in. niedbalstwo i złą koordynację działań.
Jak powiedział sędzia Zdzisław Wunsch, który orzekał w pierwszej sprawie w Izbie Morskiej w Szczecinie, orzeczenie, które wydał było bezstronne i opierało się na ekspertyzach biegłych oraz opiniach ławników, którzy wszyscy byli kapitanami żeglugi wielkiej. To co należało zrobić, zostało wówczas zrobione - podkreślił. Dodał, że orzeczenie zapadło w niecały rok po tragedii.
Osobne procesy, wytoczone przez wdowy i sieroty po ofiarach katastrofy, toczyły się przez kilka lat w sądach Szczecina i Poznania. Rodziny domagały się wyższych odszkodowań niż im przyznano. Stowarzyszenie Wdów i Rodzin Marynarzy z Promu "Jan Heweliusz" skierowało skargę do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, w której zarzucono Izbom Morskim nieprawidłowości w dochodzeniach i procesach w sprawie katastrofy "Heweliusza". Główną skarżącą była Irena Brudnicka.
W 2003 roku Sąd Okręgowy w Szczecinie oddalił pozwy wdów o odszkodowania, argumentując, że roszczenia uległy przedawnieniu. Winą za ten stan rzeczy wdowy obarczyły reprezentującego je pełnomocnika i złożyły na niego zażalenie. Sąd Apelacyjny w Poznaniu pół roku później uchylił wyrok sądu szczecińskiego. Sprawą adwokata zajęła się Okręgowa Rada Adwokacka, która na trzy miesiące pozbawiła mecenasa prawa wykonywania zawodu. Adwokat odwołał się od tej decyzji do Naczelnej Rady Adwokackiej, która ograniczyła sankcje wobec niego do kary pieniężnej 2 tys. zł.