Euro 2016. Kontrowersyjna metoda francuskiej policji? Gen. Polko: to zgubna taktyka
• Kontrowersyjna postawa policji podczas zamieszek we Francji
• Świadkowie twierdzą, że funkcjonariusze biernie przyglądali się burdom, aby nie zaogniać sytuacji
• Gen. Polko: To zgubna taktyka. Świadczy o niekompetencji
• Dziewulski: To nie jest złe podejście do problemu. Uczestnicząc w bójce nie mogłaby chronić obywateli
13.06.2016 | aktual.: 14.06.2016 07:41
Postawa francuskiej policji podczas chuligańskich zamieszek w Marsylii wzbudziła wiele kontrowersji. Świadkowie bijatyki pomiędzy angielskimi i rosyjskimi kibolami twierdzą, że funkcjonariusze nie interweniowali tylko biernie przyglądali się burdom. Podobno chodziło o to, aby nie zaogniać sytuacji. Na strategii przyjętej przez tamtejsze służby porządkowe, suchej nitki nie pozostawia gen. Roman Polko, były dowódca GROM-u.
- To zgubna taktyka. Świadczy o niekompetencji i nieodpowiedzialności służb. W takich sytuacjach należy reagować natychmiast, kiedy poziom agresji jest niższy. Jeśli zaniedba się ten moment i pozwoli na to, aby doszło do starć między grupami, to wtedy trudniej jest zaprowadzić porządek. To trochę tak, jakby lekarz nie pomógł pacjentowi, tylko czekał aż się wykrwawi - mówi Wirtualnej Polsce gen. Polko. W jego ocenie, reagować należy nawet przy drobnych incydentach, w przeciwnym razie nakręca się spiralę zagrożenia.
Zdaniem byłego dowódcy GROM chuligański burdy zostały zlekceważone. - Jeśli media informują, że kibole umawiali się na przyjazd do Francji, to służby również o tym wiedziały i nic nie zrobiły z otrzymanymi sygnałami. Skoncentrowały się jedynie na terrorystach, odpuszczając zwykłym chuliganom - tłumaczy rozmówca WP. I dodaje, że taka postawa to błąd, bo w ten sposób ułatwia się zadanie tym pierwszym. Dlaczego?
- W atmosferze chaosu, jaki panował w Marsylii, dużo łatwiej jest o krwawy atak terrorystyczny - wyjaśnia gen. Polko. Ekspert uważa, że Francja słabo przygotowała się do mistrzostw pod względem bezpieczeństwa. - Jeśli mimo wszystkich systemów zabezpieczeń na trybuny udaje się wnieść materiały pirotechniczne, to pokazuje, że w systemie jest bardzo duża luka. Takie wydarzenie nie powinno mieć miejsca przy obecnym ryzyku - tłumaczy był szef GROM. Podkreśla on, że o zaniechaniach osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo świadczą nie tylko burdy na ulicach Marsylii, ale również strajki do których doszło nad Sekwaną, a które powinny zostać powstrzymane w okresie Euro. W jego ocenie protesty związków zawodowych także potęgują chaos, który sprzyja zamachowcom.
Pozytywnie o strategii policjantów pilnujących bezpieczeństwa w Marsylii wypowiada się z kolei Jerzy Dziewulski, były policjant i antyterrorysta. - To nie jest złe podejście do problemu. Proszę pamiętać, że w momencie, gdy policja zacznie rozdzielać walczące strony, sama przystępuje do bójki. Wtedy następuje to, co jest istotą takiej zadymy, czyli atakowanie policji, która dla chuliganów staje się wspólnym wrogiem - tłumaczy ekspert. W jego ocenie podstawowym zadaniem francuskich funkcjonariuszy było odgrodzenie normalnych obywateli od miejsca burd i z tego zadania wywiązała się dobrze.
- Gdyby policja bezpośrednio weszła do walki, to bandyci stadionowi przyjęliby ją jako wspólnego przeciwnika. Wówczas wzrosłoby zagrożenie dla zwykłego obywatela. Uczestnicząc w bójce policja nie mogłaby chronić zwykłych ludzi - wyjaśnia Dziewulski.
Były policjant i antyterrorysta uważa, że zamieszki w Marsylii wcale nie ułatwiają zadania zamachowcom. - Jeśli planują oni atak, to mogą go zrobić w każdej chwili. Nie potrzebują do tego zamieszek na ulicach. Wręcz przeciwnie, jest to okoliczność niesprzyjająco działaniom, bo rośnie w nich ryzyko wpadki - tłumaczy rozmówca WP.
- Terroryści lubią codzienność, gdzie nic się nie dzieje, nie ma żadnych imprez. Zamachy w Nowym Jorku, Londynie czy Brukseli są tego najlepszym dowodem - mówi Dziewulski.