ŚwiatEskalacja działań w Donbasie. Preludium do rosyjskiej ofensywy?

Eskalacja działań w Donbasie. Preludium do rosyjskiej ofensywy?

Konflikt we wschodniej Ukrainie znów wszedł w fazę ostrych i krwawych walk, przez co odżyły obawy przed wznowieniem regularnego rosyjskiego szturmu. Zdaniem ekspertów, bardziej prawdopobnym scenariuszem jest jednak utrzymywanie ograniczonego, lecz wyniszczającego konfliktu.

Eskalacja działań w Donbasie. Preludium do rosyjskiej ofensywy?
Źródło zdjęć: © PAP/EPA | Roman Pilipey
Oskar Górzyński

15.04.2015 | aktual.: 16.04.2015 18:38

W poniedziałek ministrowie spraw zagranicznych "normandzkiej czwórki" postanowili o całkowitym wycofaniu z linii kontaktu broni małokalibrowej. Okazało się jednak - nie pierwszy raz w tej wojnie - że postanowienia dyplomatów miały się nijak do sytuacji na froncie. Nie minęły 24 godziny, a we wtorek doszło do kolejnych, jeszcze bardziej krwawych walk, nie tylko z użyciem broni małokalibrowej, ale prawdopodobnie też i tej o większej sile rażenia, jak moździerze 120 mm, zakazane już wcześniej przez poprzednie ustalenia w Mińsku. Co więcej, poziom intensywności tych walk był według doniesień niemal tak wysoki, jak przed podpisaniem porozumienia mińskiego. Zwiększyła się jednak nie tylko intensywność działań, lecz także i ich liczba, niemal na całej linii frontu.

- W ciągu ostatnich kilku dni, widzieliśmy ogromny wzrost pogwałceń zawieszenia broni - powiedział BBC Michael Bociurkiw, rzecznik Specjalnej Misji Monitorującej OBWE na Ukrainie.

Zmienił się przy tym główny cel natarcia separatystów. O ile dotąd najcięższe walki koncentrowały się wokół Mariupola, to obecnie najbardziej ostrzeliwane są przedmieścia Doniecka, głównie miejscowość Piski nieopodal zrujnowanego przez wojnę lotniska. Od wtorku obserwatorzy OBWE tylko w tym miejscu naliczyli ponad 700 eksplozji. W rezultacie tych walk śmierć poniosło 6 ukraińskich żołnierzy, a 12 zostało rannych - co oznacza, że był to najkrwawszy dzień konfliktu od czasu zdobycia przez Rosjan Debalcewe.

Nie oznacza to jednak, że na pozostałych odcinkach frontu intensywność walk zmalała. Wręcz przeciwnie: separatyści wciąż czynią podchody pod Mariupol i coraz częściej są to zresztą podchody udane. W środę pułk Azow, stacjonujący w okolicach Mariupola potwierdził, że stracił kontrolę nad Wodiańskiem, wioską położoną 7 kilometrów od rogatek miasta. Zauważono też zwiększoną aktywność dronów, używanych przez separatystów w celu rekonesansu. Nieprzerwanie i bezlitośnie trwa też ostrzeliwanie miejscowości Szyrokyne, gdzie znajdują się najbardziej umocnione pozycje ukraińskiej armii.

- To ledwie dziesięć kilometrów za Mariupolem. Codziennie słyszy się te bombardowania, szczególnie w nocy i kiedy się jest nad morzem - mówi Andrzej Iwaszko, prezes Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego w Mariupolu. - Ta miejscowość jest o tyle ważna, że leży na wzgórzu, z którego Rosjanie mogliby swobodnie atakować miasto - dodaje.

Mieszkańcy Mariupola strategicznego miasta nad Morzem Azowskim od kilku miesięcy żyją w ciągłym napięciu i niepewności. Ostatnia intensyfikacja działań wojennych sprawiła, że ze zdwojoną siłą powróciły obawy o wznowienie rosyjskiej ofensywy w pełnej skali, a nawet szturmu na miasto.

Czy do ofensywy rzeczywiście dojdzie? Informacje dochodzące z Ukrainy zdają się potwierdzać, że obawy nie są bezpodstawne. We wtorek na drodze między Ługańskiem a Donieckiem zaobserwowano dużą kolumnę rosyjskich czołgów T-72 jadących w kierunku frontu. Nowe dostawy uzbrojenia docierają też drogą kolejową. W poniedziałek w sieci pojawiły się zdjęcia pokazujące pociąg towarowy przewożący z Rosji wagony pełne skrzynek z pociskami moździerzowymi. W czwartek zaś na wschodnią Ukrainę wyruszy kolejny, dwudziesty czwarty już konwój humanitarny z Rosji, poprzez który - jak się podejrzewa - przesyłane jest separatystom rosyjskie uzbrojenie.

Na dodatek separatyści w dalszym ciągu konsekwentnie nie dopuszczają przedstawicieli do Nowoazowska, miejscowości znajdującej 40 kilometrów od Mariupola. Podejrzewa się, że to tam prorosyjskie siły gromadzą najwięcej żołnierzy i sprzętu. Natomiast wewnątrz terytorium kontrolowanego przez Kijów cały czas dochodzi do prób dywersji i zamachów terrorystycznych - choć nie zawsze udanych. W środę ukraińskie władze poinformowały o zatrzymaniu siatki podejrzanej o przygotowaniu się do zamachu w Charkowie. Podobne wydarzenia miały miejsce wcześniej w Mariupolu i Odessie.

Wejdą czy nie wejdą

Zdaniem Iwaszki, wszystko wskazuje na to, że prędzej czy później dojdzie do pełnej rosyjskiej inwazji.

- Mało kto tu wierzy, że Putin się tu zatrzyma - mówi działacz. Wątpi jednak, by Rosjanie zaatakowali Mariupol bezpośednio, z racji okopanych pozycji armii ukraińskiej i ryzyka poniesienia dużych strat. - Bardziej prawdopodobne jest, że najpierw będą starali się doprowadzić do okrążenia miasta.

Z kolei Anatolij Baronin, dyrektor analitycznego ośrodka AG Da Vinci w Kijowie uważa, że do szerokiego, zmasowanego natarcia może w ogóle nie dojść.

- Wznowienie ofensywy jest w mojej ocenie bardzo możliwe na jesieni tego roku, ale będzie to zapewne bardziej ograniczona, lokalna ofensywa nastawiona jedynie na dalszą destabilizację i podtrzymywanie konfliktu - twierdzi ekspert. Zdaniem Baronina, Moskwa nie jest w stanie zbudować i utrzymać w Donbasie struktur parapaństwowych na wzór Naddniestrza lub Osetii Płd., dlatego jej celem jest nie przyłączenie kolejnych terytoriów, lecz utrzymanie całej Ukrainy w stanie nieustannego kryzysu.

- Nawet mimo zachodnich restrykcji, obecna sytuacja jest dla Moskwy dość wygodna. Kreml wie, że przy obecnym poziomie sankcji koszty prowadzenia wojny są dla niego możliwe do utrzymania, a powiększyć je może tylko poprzez gwałtowne, dramatyczne działanie. Dlatego myślę, że Rosja jest nastawiona na "długą grę": zrujnowanie ukraińskiej gospodarki i zmęczenie Zachodu - mówi analityk - Ten stan ograniczonej, ale permanentnej wojny może więc jeszcze długo potrwać - dodaje.

Zobacz również: Sytuacja na ukraińskim froncie
Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (347)