PolskaErki jeżdżą po pijanych, a nie po chorych

Erki jeżdżą po pijanych, a nie po chorych

Cztery karetki reanimacyjne czekały w środę na przyjęcie nietrzeźwych. W tym czasie ciężko chorzy mieszkańcy naszego miasta dzwonili pod numer telefonu 999 i denerwowali się, że na ich wezwanie natychmiast nie przyjeżdża lekarz.

Erki jeżdżą po pijanych, a nie po chorych
Źródło zdjęć: © Dziennik Bałtycki

21.09.2006 | aktual.: 21.09.2006 12:01

- Codziennie mamy 20-40 wezwań do nietrzeźwych leżących na ulicy- mówi Norbert Rzadkowski z centrum powiadamiania ratunkowego Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi. - W większości przypadków mają oni tylko powierzchownie rozbitą głowę i drobne otarcia naskórka. Po zszyciu ran są zawożeni do izby wytrzeźwień. Tam zespół karetki musi czekać aż pacjent zostanie przyjęty. Często karetka jest wyłączona z ruchu 1,5 godziny.

Czy pogotowie musi, niczym taksówka, przewozić pijanych? Tak, bo zobowiązują do tego międzynarodowe zasady ratownictwa, według których osoby leżące na ulicy traktowane są priorytetowo. Tymczasem w 90% są to pijani, przez których chorzy np. z udarem mózgu lub zawałem muszą czekać 15-20 minut dłużej na pomoc.

- Problem nietrzeźwych pacjentów narasta- mówi Piotr Karpiński, kierownik centrum powiadamiania ratunkowego WSRM. - W czerwcu i lipcu przewieźliśmy do izby po 560 nietrzeźwych osób, a w sierpniu było ich już 700. Zajęcie się nimi (zgodnie z ustawą o strażach gminnych) należy do straży miejskiej, która jednak umywa ręce.

- Problem jest bardzo ważny dla łodzian- mówi wiceprezydent Łodzi, Karol Chądzyński. - Proponowałem uruchomienie specjalnych alkobulansów, które woziłyby pijanych do izby wytrzeźwień pod eskortą strażników miejskich, przeszkolonych w zakresie udzielania pierwszej pomocy medycznej. W tym celu Urząd Marszałkowski miał zakupić karetkę, a trzy miało udostępnić pogotowie ratunkowe. Nie udało się tego zrealizować.

Jeden wyjazd karetki pogotowia ratunkowego kosztuje około 300 zł.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)