Emerytka przegrała z Wassermannem
Krakowski sąd uznał Wandę Gąsior winną pomówienia ministra Zbigniewa Wassermanna. Emerytka z Nowej Huty ma przeprosić ministra na piśmie i zapłacić 1400 zł. Na tą sumę składa się grzywna na rzecz Wassermanna i opłaty sądowe.
31.08.2006 | aktual.: 31.08.2006 17:52
Sąd warunkowo umorzył na dwa lata postępowanie karne wobec Wandy Gąsior z Nowej Huty. Sąd zobowiązał Wandę Gąsior do częściowego naprawienia wyrządzonej szkody poprzez zapłacenie na rzecz obecnego koordynatora do spraw służb specjalnych tysiąca złotych, do pisemnego przeproszenia go w terminie miesiąca od uprawomocnienia się wyroku i zwrócenia jemu 300 zł kosztów procesu. Sama też musi zapłacić 100 zł opłaty.
Po wyjściu z sali sądowej Wanda Gąsior powiedziała, że nie zamierza przepraszać Zbigniewa Wassermanna. Jak zaznaczyła, minister powinien szanować ludzi, a nie - jak powiedziała - "deptać, wyzyskiwać i okłamywać". Dodała, że odwoła się od decyzji sądu, bo nie zamierza płacić.
Sprawa zaczęła się od nieprawidłowości i nieporozumień przy budowie domu dla ministra przez zięcia oskarżonej kobiety. Wassermann odmówił zapłaty części należności, uznając, że prace wykonano wadliwie. Wanda Gąsior m.in. w listach do mediów pisała o gnębieniu prywatnych przedsiębiorców przez nieuczciwych zleceniodawców i jako przykład podawała budowę domu Wassermanna. Minister poczuł się pomówiony wypowiedziami emerytki i wytoczył jej proces z prywatnego aktu oskarżenia.
Wyrok jest nieprawomocny; jego uzasadnienie, podobnie jak cały proces, odbywało się za zamkniętymi drzwiami. Jak wyjaśnił dziennikarzom rzecznik sądu sędzia Waldemar Żurek, warunkowe umorzenie postępowania karnego oznacza, iż sąd - uznając winę oskarżonej - dopatrzył się okoliczności łagodzących.
Na ogłoszenie wyroku stawili się w Sądzie Rejonowym dla Krakowa Nowej Huty 75-letnia oskarżona i jej obrońca Zbigniew Hołda oraz pełnomocnik oskarżyciela prywatnego mec. Łukasz Woźniak. Nie było Zbigniewa Wassermanna.
Wanda Gąsior i jej obrońca po wyjściu z sali rozpraw zapowiedzieli odwołanie od wyroku. Sąd się ugiął, ale ja się nie ugnę i nie mam zamiaru przepraszać pana Wassermanna. Pan Wassermann ma ludziom służyć i ma ich poważać, a nie deptać, wyzyskiwać, okłamywać - powiedziała Gąsior. Tego świat nie widział, żeby minister się procesował ze starą prababcią - dodała.
Podobne stanowisko wyrażał występujący w procesie jako obrońca prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. "To, że ten proces w ogóle zaczął się toczyć, to już jest niebezpieczny precedens. Jest to niebezpieczne społecznie i wpisuje się w pewien nieżyczliwy klimat w naszym kraju dla wolności. Co tu dużo mówić, trochę się martwię" - mówił prof. Hołda. W rozmowie z PAP dodał, że podjął się obrony, ponieważ Wanda Gąsior zwróciła się do fundacji o pomoc w znalezieniu obrońcy, twierdząc, że żaden krakowski adwokat nie chce występować przeciwko ministrowi.
Pełnomocnik Zbigniewa Wassermanna określił wyrok jako "satysfakcjonujący". Naszą intencją od początku było to, by pani Gąsior przeprosiła mojego klienta za twierdzenia, które od początku nie mieściły się w zakresie krytyki, na jaką narażone są osoby publiczne. Sąd nie dopatrzył się, by twierdzenia pani Gąsior były związane z pełnieniem przez obecnego ministra, a wcześniej posła - pana Wassermanna - funkcji publicznych - powiedział mec. Woźniak.
Akt oskarżenia przeciw Gąsior trafił najpierw do sądu w Warszawie, a następnie, po kilku miesiącach, do Sądu Rejonowego dla Krakowa-Nowej Huty. Sprawę znieważenia sąd początkowo skierował do postępowania mediacyjnego, które nie zakończyło się sukcesem. Trzykrotnie na wyznaczany termin mediacji nie stawiał się Wassermann, który w końcu przysłał do sądu pismo, że rezygnuje z mediacji. Jak napisał w oświadczeniu przesłanym PAP, zrobił to, ponieważ "mediacja w tej sprawie była wykorzystywana przez oskarżoną jedynie celem zdyskredytowania jego osoby w oczach opinii publicznej".
Nie obawiam się tego procesu, ponieważ pisałam prawdę - mówiła dziennikarzom w marcu przed rozpoczęciem procesu oskarżona. Jak przyznała, w listach nazwała ministra "oszustem", opisując kłopoty swojego zięcia z wyegzekwowaniem należności od posła za budowę domu. Stwierdziła, że była chętna do mediacji, która mogłaby się zakończyć "przeproszeniem jej przez pana ministra", sama jednak, "za tyle krzywd", nie ma zamiaru przepraszać. Sprawę nieprawidłowości przy budowie domu na wniosek Wassermanna bada prokuratura, która postawiła przedsiębiorcy budowlanemu zarzuty narażenia rodziny Wassermannów na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia oraz oszustwo. Pięciu innym osobom zarzuciła nieumyślne narażenie rodziny ministra na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Są to osoby, które instalowały i przeprowadzały kontrolę instalacji elektrycznej m.in. przy montażu wanny z hydromasażem. Śledztwo w tej sprawie, prowadzone w Prokuraturze Okręgowej Warszawa Praga, przedłużono do końca września. Prokuratura
realizuje obecnie wnioski procesowe, złożone przez ministra.
W krakowskim sądzie cywilnym znajduje się pozew przedsiębiorcy budowlanego Janusza D. przeciwko ministrowi koordynatorowi o zapłatę reszty należności za budowę.
Więcej na ten temat w serwisie Wydarzenia.wp.pl