Elżbieta Witek: prezes TK nie szuka kompromisu
Prezes Trybunału Konstytucyjnego dał gabinety, biurka, pensje nowowybranym sędziom, ale nie dopuszcza ich do orzekania. (...) Rzepliński nie szuka kompromisu. Gdyby mu na nim zależało, rozpocząłby pracę nad wszystkimi zaległymi pracami w TK - mówiła w #dziejesienazywo szefowa gabinetu politycznego premiera Elżbieta Witek.
Według Witek w sporze wokół TK opozycja chce, by rząd poddał się jej dyktatowi. - Opozycja powiedziała na spotkaniu z panią premier, że albo prezydent przyjmie przysięgę od trzech sędziów [wybranych przez poprzednią kadencję Sejmu - przyp. red.], albo będzie się skarżyć do instytucji europejskich. I to jest ogromnie dziwne, że (...) sprawa Trybunału porusza nie tylko Europę, ale - za sprawą naszych kolegów - idzie także poza jej granice - podkreśliła, dodając, że nie spotkała się z sytuacją, by sprawy wewnętrzne jakiegokolwiek państwa podlegały takim naciskom, jak sprawa TK w Polsce.
- Komisja Wenecka badała ostatnio kwestię prawa francuskiego - ponad 50 orzeczeń. Ale nie było to nagłośnione. Pytanie dlaczego? Być może opozycja uznała, że jeśli walczyć o coś, to wewnątrz własnego państwa, a nie wyciągać sprawy, które nikogo w Europie nie interesują, na zewnątrz - przekonywała Witek.
Przypomniała też, że "kiedy PO łamała prawo i konstytucję", nie słyszeliśmy wrzawy i dyskusji. - Wiemy, że kiedy wybierano na zapas sędziów Trybunału, doszło do dealu między PO, PSL i SLD. My wtedy głośno protestowaliśmy, ale w sposób cywilizowany. Nigdzie - ani w Komisji Weneckiej, ani w Komisji Europejskiej, ani w mediach międzynarodowych - ta sprawa nie została zauważona. Gdyby nie to, dzisiaj sprawa TK wyglądałaby zupełnie inaczej - stwierdziła szefowa gabinetu premier Szydło.
Witek uważa, że Europa i USA zainteresowały się sprawą Trybunału w Polsce za sprawą m.in. polskich mediów, których znaczna część jest w rękach zachodnich koncernów. - Politycy zachodni dowiadują się o sprawach polskich nie bezpośrednio od nas, tylko poprzez nasze media, które nie zawsze są "nasze". Bo właścicielami czy wydawcami są koncerny zachodnie, także niemieckie - podkreślała.
- Próbowaliśmy do nich dotrzeć bezpośrednio - chociażby przez wywiady pani premier. Potem nie można ich było sprawdzić, autoryzować. I okazywało się, że zawierają treści inne niż te, które wynikałyby z przeprowadzonej rozmowy - mówiła Witek.