Ekwadorski wulkan znowu ożył
Ponad pięciotysięczny ekwadorski wulkan
Tugurahua ożywił się, wyrzucając do atmosfery wielkie
chmury gorących gazów i popiołu. Najwyższe władze kraju
zarządziły alarm dla miejscowości położonych u podnóża groźnej góry.
Prezydent Ekwadoru Alfredo Palacio ogłosił wznowienie stanu wyjątkowego na obszarach sąsiadujących z potężnym stożkiem wulkanicznym o wysokości 5020 metrów ponad poziom morza, położonym o 130 km na południe od stolicy kraju Quito.
Aktywność wulkanu nasiliła się, ale na razie nie zaleciliśmy jeszcze ewakuacji sąsiednich miejscowości - oświadczyła w stolicy rzeczniczka Narodowej Gwardii Cywilnej. Nie chcemy wywoływać niepotrzebnej paniki.
Mimo to wielu mieszkańców miejscowości u podnóża góry zdecydowało się już w nocy opuścić domostwa, nie mogąc wytrzymać dochodzących z krateru głośnych wybuchów, uniemożliwiających sen i napawających lękiem.
Jest to takie wrażenie jak przy oglądaniu horroru. Te dźwięki przypominają rozsadzanie ścian dynamitem - powiedział Juan Salazar, burmistrz położonego już prawie na zboczach stożka miasta Penipe.
Zaledwie ok. 2 km od krateru oddalona jest znana miejscowość turystyczna Banos, której 17 tysięcy mieszkańców zmuszonych zostało do ewakuacji podczas poprzedniego nasilenia aktywności wulkanu, w 1999 r.