ŚwiatEksplozja ptasiej grypy w Indonezji

Eksplozja ptasiej grypy w Indonezji

W Indonezji nastąpił prawdziwy wybuch
epidemii ptasiej grypy. Już średnio co dwa pół dnia umiera na tę
chorobę człowiek i wkrótce Indonezja prześcignie Wietnam pod
względem liczby zgonów - oceniają eksperci Światowej Organizacji
Zdrowia (WHO).

01.06.2006 | aktual.: 01.06.2006 06:45

Skarżą się oni na utrudniającą walkę z chorobą biurokrację oraz nadmierną decentralizację kraju o 220 mln ludności, rozsianego na archipelagu 17 tysięcy wysp, na olbrzymim morskim akwenie.

Ostatni zgon nastąpił w środę. Zmarł 15-letni chłopiec, a przyczyną śmierci, wg wstępnych badań był wirus H5N1. Jeśli wynik ten potwierdzi się, będzie on 37-38 śmiertelną ofiarą tego wirusa w Indonezji. Do rekordowej liczby 42 zgonów, zanotowanych w Wietnamie, brakuje Indonezji już bardzo niewiele.

Próbujemy zatkać dziurę w dachu, a tymczasem nadciąga prawdziwa burza - ocenia podejmowane z zewnątrz wysiłki reprezentujący w Indonezji WHO Dick Thomson. Burza polega na tym, że wirus u zwierząt występuje tu prawie wszędzie, a jednocześnie zjawisku temu nie poświęca się wystarczająco wiele uwagi.

Na Indonezję i Wietnam przypada łącznie już dwie trzecie wszystkich śmiertelnych przypadków ptasiej grypy u ludzi, których od wybuchu tej choroby w Azji Południowo - Wschodniej w styczniu 2003 roku naliczono do tej pory na całym świecie 127.

W ostatnim tygodniu uwaga ekspertów skupiła się na pewnej wiosce na wyspie Sumatra, gdzie na ptasią grypę zmarło po kolei 6 spośród 7 spokrewnionych ze sobą i żyjących razem osób. Jeszcze jeden członek rodziny został pochowany zanim zdążono pobrać kontrolną próbkę i również istnieje podejrzenie, że przyczyną jego śmierci mogła być ptasia grypa.

Eksperci nie wykryli odzwierzęcych dróg infekcji ani powiązań między tą rodziną, a chorym na ptasią grypę ptactwem. Dlatego obawiają się, że mogło w tym wypadku dojść do przekazywania choroby pomiędzy ludźmi, co byłoby zjawiskiem bardzo groźnym, jeśli chodzi o niebezpieczeństwo epidemii.

Przedstawiciele WHO narzekają, że ich zalecenia, przekazywane pracownikom indonezyjskiego ministerstwa zdrowia nie są realizowane w całym kraju. Rozmiary decentralizacji są tu naprawdę zatrważające.

Urzędnicy spotykają się z międzynarodowymi ekspertami, by omówić plany walki z chorobą, ale wspólne uzgodnienia rzadko są wcielane w życie. Ich władza ogranicza się często do 4 ścian gabinetu - ocenia Steven Bjorge, epidemiolog oddelegowany przez WHO do stolicy Indonezji Dżakarty.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)