Ekspert: Polska jest atrakcyjnym krajem dla przemysłu tytoniowego

- Koszty leczenia chorób związanych z używaniem tytoniu są ogromne, znacznie przewyższają wpływy do budżetu z akcyzy od sprzedaży wyrobów tytoniowych - wskazuje prof. Mateusz Jankowski, specjalista zdrowia publicznego. I przekonuje, że ustawodawca powinien wprowadzać kolejne przepisy, które ograniczą używanie tytoniu przez Polaków.

Rząd i Sejm pracują nad kilkoma projektami dotyczącymi rynku tytoniu.
Rząd i Sejm pracują nad kilkoma projektami dotyczącymi rynku tytoniu.
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Getty Images, PAP
Patryk SłowikPaweł Figurski

Patryk Słowik, Paweł Figurski, WP: Trwają prace nad nowelizacją ustawy antytytoniowej. Zakazana ma zostać sprzedaż smakowych wkładów do podgrzewaczy tytoniu. Ministerstwo Zdrowia przekonuje, że to dobry pomysł. Część innych resortów, tych związanych z Polskim Stronnictwem Ludowym - że dziś jest za wcześnie na takie przepisy. Kto ma rację?

Profesor Mateusz Jankowski, lekarz, specjalista zdrowia publicznego, związany z Centrum Medycznego Kształcenia Podyplomowego: Wszelkie dowody naukowe jednoznacznie wskazują, że wdrożenie zakazu sprzedaży aromatyzowanych wyrobów nikotynowych bezpośrednio przekłada się na spadek konsumpcji.

Nie bez powodu w 2020 roku wprowadzono całkowity zakaz sprzedaży mentolowych papierosów. To po prostu działa. Około 24 proc. palaczy mentoli rzuciło wówczas palenie. W przypadku podgrzewaczy efekt byłby podobny.

Czyli pana zdaniem zmiany legislacyjne są potrzebne?

Są potrzebne, bo od wspomnianego roku tkwimy w Polsce w pewnej luce prawnej. Zakazana jest sprzedaż aromatyzowanych papierosów, ale w najlepsze sprzedawane są aromatyzowane wkłady i płyny do podgrzewaczy i e-papierosów. Część palaczy papierosów przeszła na inne produkty. Ale to nadal tytoń.

Profesor Mateusz Jankowski od lat zajmuje się tematyką zdrowia publicznego. W wieku 31 lat otrzymał tytuł profesora.
Profesor Mateusz Jankowski od lat zajmuje się tematyką zdrowia publicznego. W wieku 31 lat otrzymał tytuł profesora.© Licencjodawca | archiwum własne

To powiemy teraz to, co mówi wiele osób: "moje palenie, moje płuca, sprawa ani nie pana, ani tym bardziej polskiego państwa. Odwalcie się wszyscy ode mnie".

Wszystkie dojrzałe demokracje jednak uznają, że to ich sprawa. I w trosce o zdrowie obywateli wprowadzają działania, które mają na celu ograniczenie negatywnych skutków zdrowotnych używania wyrobów nikotynowych.

Pamiętajmy też o tym, że to nie do końca sprawa samych palaczy. Koszty leczenia chorób związanych z używaniem tytoniu są ogromne, znacznie przewyższają wpływy do budżetu z akcyzy od sprzedaży wyrobów tytoniowych.

A to nie tak, że legislacja nigdy nie nadąży za pomysłami koncernów tytoniowych i zawsze będziemy w tyle?

Niektórzy używają tego argumentu, by wykazać, że najlepiej nic nie robić. Ale fakty są takie, że legislacja działa. Proszę sobie przypomnieć, rok 2010, gdy wprowadzono zakaz palenia w miejscach publicznych.

Wieszczono wtedy dramat, atak na wolność Polaków.

Dziś niemal nikt już tak nie mówi. A jednocześnie zaobserwowaliśmy bardzo duże spadki palenia w miejscach publicznych.

Tak więc nie jest tak, że zmiany w prawie nie przynoszą efektu. Przynoszą, tylko trzeba je wprowadzić.

Koncerny tytoniowe przekonują, że ustawodawca nie powinien uderzać w rynek podgrzewaczy i e-papierosów, bo są znacznie mniej szkodliwe od tradycyjnych papierosów. Lepiej więc, by ludzie palili to, co jest mniej szkodliwe.

Polska jest atrakcyjnym krajem dla przemysłu tytoniowego. Pali tu bowiem ponad osiem milionów dorosłych Polaków. Trudno się więc dziwić aktywności tego przemysłu.

Ale konsensus naukowców i środowiska zdrowia publicznego jest taki, że wszystkie formy palenia są szkodliwe dla zdrowia. Podgrzewacze tytoniu i e-papierosy też są szkodliwe. To bezdyskusyjny fakt naukowy. Potwierdza to Światowa Organizacja Zdrowia i Europejskie Towarzystwo Oddechowe.

Podczas prac legislacyjnych nad ograniczeniami sprzedaży wyrobów tytoniowych można zaobserwować pewne zjawisko: zazwyczaj Ministerstwo Zdrowia coś inicjuje, a potem wkraczają np. ministerstwa finansów i rolnictwa, które zwracają uwagę na negatywne aspekty proponowanych przepisów.

Tak jest i tym razem.

Warto te argumenty omówić.

Spadnie sprzedaż, więc spadną wpływy z akcyzy.

To już ustaliliśmy: wpływy z akcyzy są znacznie niższe niż koszt leczenia chorób wynikających z używania tytoniu. Palenie tytoniu powoduje m.in. zawał serca, udar mózgu, choroby płuc – to są choroby, które wymagają często specjalistycznego i kosztownego leczenia. Instytucje międzynarodowe szacują, że w Polsce koszty bezpośrednie leczenia skutków nikotynizmu i koszty pośrednie wynikające z absencji chorobowej i przedwczesnych zgonów wynoszą około 58 mld złotych rocznie wobec 25-30 mld wpływów budżetowych z akcyzy i podatków.

Mimo że podgrzewanie tytoniu szkodzi, to szkodzi mniej niż tradycyjny papieros.

Po pierwsze, trzeba to powtórzyć, nie ma żadnych dowodów, że tzw. strategia mniejszego zła działa. Zmienianie społecznego postrzegania szkodliwości różnych wyrobów nikotynowych - na zasadzie dzielenia ich na lepsze i gorsze - może doprowadzić do zaprzepaszczenia tego, co udało nam się osiągnąć w ostatnich latach w zakresie edukacji zdrowotnej.

Po drugie, mówimy tak naprawdę o różnych grupach użytkowników wyrobów nikotynowych. Przeciętny palacz tradycyjnych papierosów to osoba po 50. roku życia, paląca od dawna.

Użytkownicy podgrzewaczy to zazwyczaj osoby z większych ośrodków miejskich, w wieku 18-30 lat. Podgrzewacz i e-papieros coraz częściej kojarzą im się nie z papierosem, tylko z urządzeniem elektronicznym. A że nie śmierdzi, to - w ocenie ludzi - nie szkodzi, bo gdyby szkodziło, toby śmierdziało.

I to, co państwo musi zrobić, to powalczyć o ludzi, którzy jeszcze nie zaczęli palić, są przed inicjacją tytoniową. Zakaz sprzedaży smakowych wkładów pozwoli zrobić istotny krok w tym kierunku.

Polscy rolnicy ucierpią.

Dobrze byłoby zaproponować im transformację swoich gospodarstw rolnych na uprawę innych rodzajów roślin. Uprawa tytoniu w Polsce, ze względu na koszty energii, staje się przecież i tak coraz mniej opłacalna. Rozumiem, że trzeba zadbać o rolników, ale można im pomóc. I tu państwo może się wykazać.

Wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz użył argumentu, że trzeba zachęcać koncerny tytoniowe do inwestycji w Polsce.

Moim zdaniem jesteśmy na tyle dojrzałą gospodarką, że powinniśmy budować siłę gospodarczą naszego kraju na innych gałęziach przemysłu, niekoniecznie na przemyśle tytoniowym.

Trudno nie dostrzec, że walczą ze sobą też sami producenci. Jedni przekonują, że szkodzą bardziej e-papierosy, inni, że podgrzewacze, jeszcze inni, że ustawodawca powinien skupić się jedynie na tradycyjnych papierosach.

Najlepiej więc będzie, jeśli ustawodawca zajmie się wszystkimi tymi grupami.

Kilka miesięcy temu można było odnieść wrażenie, że jest szansa na zmiany na lepsze: zapowiedź podniesienia akcyzy, wprowadzenie zakazu sprzedaży aromatyzowanych wkładów, zakaz sprzedaży jednorazowych e-papierosów. To wszystko były dobre propozycje, tylko teraz z przykrością obserwujemy pewne wycofywanie się z tych działań przez ustawodawcę.

Paweł Figurski i Patryk Słowik są dziennikarzami Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (817)