Ekspert PISM sceptyczny co do głębszych zmian w Iranie po wyborach
Ze sceptycyzmem na temat ewentualnych zmian w Iranie po zaplanowanych na piątek wyborach prezydenckich wypowiada się dr Marcin Andrzej Piotrowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM). Mimo apatii Irańczyków nie wyklucza też powtórki zajść z 2009 r.
Analityk PISM podkreśla, że "wybory te są pluralistyczne, w tym sensie, że jest kilku kandydatów, mających różne pomysły i styl", co nie zmienia faktu, że Iran jest teokracją i realna władza należy tam do duchowego przywódcy Alego Chameneiego".
Pomimo braku wiarygodnych sondaży, Piotrowski przypuszcza, że w piątek w Iranie może dojść do starcia między bliskim doradcą Chameneiego - konserwatystą Saidem Dżalilim a Hasanem Rowhanim, który za czasów Mohammada Chatamiego (tzw. prezydenta-reformatora), był negocjatorem nuklearnym. Rowhani "jest osobą mogącą zdobyć głosy tej części społeczeństwa, która ma dosyć problemów, jakie się wiążą z prezydenturą ultrakonserwatysty Mahmuda Ahmadineżada, a także całego szeregu problemów systemowych" - mówi Piotrowski.
Ekspert tłumaczy, że Ahmadineżad "w polityce wewnętrznej próbował zdobyć pewną autonomię względem Chameneiego, a w polityce zagranicznej w znacznym stopniu przypisywał sobie decyzje, na które nie miał tak naprawdę wpływu". Piotrowski podkreśla, że w polityce zagranicznej, pomimo swej ostrej antyzachodniej retoryki np. w kwestii nuklearnej, "na strategiczne decyzje dotyczące kontynuacji tego programu, czy takiej, a nie innej postawy Iranu w negocjacjach z mocarstwami, nie miał żadnego wpływu". - Dlatego - jak podkreśla - jestem sceptyczny, czy wybory te mogą cokolwiek zmienić.
Opór ajatollahów
Piotrowski patrzy na procesy w Iranie w dłuższej perspektywie. - Jeśli przyjrzymy się poprzednim prezydentom, Rafsandżaniemu oraz Chatamiemu, to za ich rządów zawsze gdzieś pojawiała się "czerwona linia", której nie mogli przekroczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o wyjście z izolacji międzynarodowej, w tym o normalizację stosunków z Zachodem. Zawsze napotykali sprzeciw duchowego przywódcy i Strażników Rewolucji - tłumaczył.
Piotrowski zwraca uwagę, że prezydent w Iranie ma bardzo ograniczone prerogatywy co do polityki zagranicznej, lecz ma pewien wpływ na obsadzenie swojego własnego gabinetu. - Jednak druga kadencja Ahmadineżada pokazała, że prezydent w każdej chwili może być tych ministrów pozbawiony, jeśli oni próbują realizować pomysły niezgodne z poglądami Chameneiego - dodaje.
Analityk PISM wskazuje wszakże, że nadchodzące wybory są istotne dla samego reżimu. - W ustroju Islamskiej Republiki Iranu "ojcowie rewolucji" 1979 r. próbowali pogodzić demokrację z islamem i twierdzili, że udało im się połączyć rządy ajatollahów, prawo koraniczne (szariat) z instytucjami republikańskimi i legitymacją społeczną - mówi, zastrzegając, że "zwłaszcza po sfałszowanych wyborach 2009 r. ta demokratyczna legitymacja jest fikcją, trudną do utrzymania w nieskończoność".
- Reżim znajduje się obecnie w takim momencie - ocenia Piotrowski - że z jednej strony próbuje wyeliminować wewnętrzne podziały, wyeliminować postacie, które próbują być samodzielne względem Chameneiego, ale z drugiej - utrwala problemy, ponieważ ajatollah z wiekiem nie toleruje odmiennych pomysłów na gospodarkę, czy politykę zagraniczną.
Niewykluczone załamanie systemu
Ekspert nie wyklucza przy tym "załamania się systemu, gdyż coraz bardziej opiera się on tylko na nagiej sile i aparacie bezpieczeństwa. W dużym uproszczeniu - ten system jest coraz bardziej niereformowalny i najlepiej wiedzą o tym sami Irańczycy".
Spytany o to, na ile sankcje ekonomiczne Zachodu pogrążyły gospodarkę Iranu, Piotrowski podkreślił, że pewne problemy ekonomiczne było widać już w latach 90. - Za Chatamiego wszyscy liczyli, że Iran wejdzie na rynek gazu ziemnego, stając się jego poważnym dostawcą do Europy. Irańscy konserwatyści to zablokowali. Abstrahując od tego, że sama konstytucja Iranu zakazuje prywatyzacji w sektorze nafty i gazu, sądzę że Iran sam się wyeliminował z tej rozgrywki, znacznie wcześniej niż pojawił się problem nuklearny w 2002 r. - ocenia Piotrowski.
- Przez lata nie nastąpiły żadne reformy, ani prywatyzacja, a to, co było atrakcyjne w gospodarce, zostało przejęte przez Strażników Rewolucji. Sankcje więc jedynie pogłębiają i przyspieszają kryzys gospodarczy i uwypuklają pewne problemy, które istniały już znacznie wcześniej - zaznacza.
Ekspert nie wyklucza niespodzianek w piątkowych wyborach, tym bardziej, że nie ma żadnych wiarygodnych sondaży pokazujących rzeczywiste nastroje społeczne. W tym kontekście Piotrowski nawiązuje do niedawnego pogrzebu jednego z ajatollahów - Dżalaluddina Teheriego - bardzo krytycznego wobec Chameneiego.
- Na pogrzebie pojawiały się hasła zupełnie jak przed obaleniem szacha (Mohammada Rezy Pahlawiego): śmierć tyranowi, śmierć satrapie. I chodziło tym razem o Chameneiego. Tak więc nawet przy całej kontroli, jaką reżim rozciągnął nad internetem i prywatną komunikacją oraz w tej sytuacji gospodarczej, można przypuszczać, że "potencjał wybuchowy" w Iranie jest bardzo silny - ocenił.
- Kto wie, czy przy okazji i tego głosowania nie dojdzie do jakichś napięć społecznych i buntów? Ja bym tego zupełnie nie wykluczał, nawet jeśli po 2009 r. widzimy głównie apatie społeczną. Wybory te stają się bowiem do tego stopnia fikcyjne, że mogą rzeczywiście wywołać jeszcze większe frustracje wśród młodych Irańczyków - podkreślił Piotrowski, przypominając że 60 proc. populacji stanowią ludzie poniżej 30. roku życia.
Jak zaznaczył, Iran jest "krajem, który w XX stuleciu przeszedł dwie rewolucje (w 1905 i 1979 r.), można więc dopatrywać się pewnej prawidłowości w zmianie rządzących ustrojów". - Za każdym razem były to spontaniczne, gwałtowne i nieprzewidziane ruchy, tak więc prędzej lub później ten reżim również może podzielić los swoich poprzedników - podsumował.