Ekspert ds. Bliskiego Wschodu: Egipcjanie ufają wojskowym
Egipcjanie poparli obalenie prezydenta Mohammeda Mursiego, choć był to de facto zamach stanu. Egipt ze względów historycznych ufa wojskowym - pisze w "New York Timesie" ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Rady Stosunków Międzynarodowych (CFR) Steven Cook.
Obalenie 3 lipca demokratycznie wybranego prezydenta jako forma obrony demokracji to osobliwa koncepcja, ale wiele milionów Egipcjan przyjęło pucz armii z zadowoleniem. Wygląda na to, że nie widzą oni w tym sprzeczności - zauważa Cook, który jest autorem książki "The Struggle for Egypt: From Nasser to Tahrir Square" ("Walka o Egipt: Od Nasera do Placu Tahrir").
Egipcjanie, którzy pamiętają, że armia zdecydowała się nie strzelać do demonstrantów na Placu Tahrir w 2011 roku zaufali wojskowym, ale teraz nowy dowódca sił zbrojnych generał Abd el-Fatah Said es-Sisi poddaje to zaufanie nowej próbie - pisze ekspert.
Generał Sisi zaapelował do Egipcjan, by masowo wyszli w piątek na ulice i wyrazili poparcie dla prowadzonej przez wojsko oraz policję kampanii przeciwko "przemocy i terroryzmowi". Eksperci i przedstawiciele sił bezpieczeństwa ostrzegają, że może to doprowadzić do poważnych starć między islamistami a zwolennikami nowej władzy.
Armia egipska zbudowała sobie jednak nie tylko pozycję, ale też coś na kształt "rezerwuaru zaufania" - pisze ekspert CFR.
Gdy w 1952 roku wojsko obaliło skorumpowanego i kontrolowanego przez Brytyjczyków egipskiego króla Faruka, a na czele zamachowców stanął między innymi Gamal Abdel Naser, dla wielu Egipcjan wojsko stało się "budowniczym państwa, wyzwolicielem i zbawcą" - wyjaśnia Cook.
Bywało tak też i później, między innymi gdy w latach 1956-1976 Naser i organizacja Wolnych Oficerów doprowadzili do nacjonalizacji Kanału Sueskiego, a następnie usiłowali stawić godnie czoło inwazji wojsk brytyjskich, francuskich i izraelskich podczas kryzysu sueskiego - przypomina ekspert CFR.
Wprawdzie Naser i jego wojskowi towarzysze stworzyli typowe "bliskowschodnie państwo autorytarne", ale złote lata Nasera to dla wielu Egipcjan "ostatni okres, kiedy kraj był zjednoczony pod rządami przywódców, których zasady zbiegały się z oczekiwaniami zwykłych ludzi" - wyjaśnia dalej Cook.
"I choć obalenie Hosniego Mubaraka doprowadziło do wolnych wyborów, ich zwycięzca, Mursi, okazał się źródłem rozczarowań". Jego rządy były nieudolne gospodarczo i politycznie, zmierzał on do "zinstytucjonalizowania wpływów Bractwa Muzułmańskiego", doprowadził do zaostrzenia konfliktów religijnych w kraju, a "egipscy chrześcijanie nigdy wcześniej nie czuli się tak zagrożeni" - podsumowuje Cook.
W odróżnieniu od Bractwa Muzułmańskiego armia zdołała wyjść obronną ręką z konfliktów politycznych, jakie ogarnęły Egipt po rewolucji, która obaliła Mubaraka; wprawdzie oskarżano ją - skądinąd słusznie - o brutalne traktowanie protestujących, a zwłaszcza kobiet, ale zręcznie zawarła w 2012 roku układ, w którym zrzekła się władzy, zyskując gwarancje, że nie zostanie pociągnięta do odpowiedzialności ani za brutalność, ani za wojskowe sądy, przed którymi stawiała niektórych rewolucjonistów.
W sondażu z maja tylko 27 proc. Egipcjan powiedziało, że cywilna kontrola nad wojskiem "jest bardzo ważna". "To, jak ochoczo zwolennicy demokracji i liberałowie zaakceptowali wojskowy zamach w imieniu demokracji, jest zrozumiałe, ale w najlepszym przypadku igrają oni z ogniem" - ostrzega Cook.
"Zamach stanu, niezależnie od tego jak bardzo jest popularny jest z definicji antydemokratyczny" - pisze ekspert CFR i ostrzega, że bardzo trudno będzie z czasem odebrać egipskiej armii władzę, autonomię i aktywa gospodarcze, gdyż "oficerowie nie oddadzą ich z własnej woli".