Eksperci: wynik wyborów na Węgrzech wskazuje, że lewica się nie odbudowała
Wynik wyborów parlamentarnych na Węgrzech świadczy o niezdolności węgierskiej lewicy do odbudowania się, a skorzystał na tym skrajnie prawicowy Jobbik - ocenili węgierscy analitycy.
Zarówno szefowa Węgierskiego Instytutu Progressziv Kornelia Magyar, jak i analityk ośrodka Szazadveg Tamas Lanczi uważają, że wybory, w których rządzący centroprawicowy Fidesz zdecydowanie wygrał, wpisują się w trwające od 2006 roku pasmo niepowodzeń lewicy.
- Rozczarowanie ówczesnym lewicowym rządem, posunięcia oszczędnościowe i skandale korupcyjne spowodowały przesunięcie się społeczeństwa w prawą stronę, co po raz pierwszy uwidoczniło się podczas wyborów w 2010 roku i w zdobyciu przez Fidesz 2/3 miejsc w parlamencie. Ten trend nie ustał: lewica przez cztery lata nie zdołała ani się zregenerować, ani przedstawić rzeczywistej alternatywy - podkreśliła Magyar.
- Politycy lewicy "nie potrafili zarysować żadnej wizji przyszłości, stare twarze powtarzały stare recepty. To, co lewica próbuje dziś mówić, po prostu jest bez znaczenia w węgierskim systemie współrzędnych. W dodatku prześladuje ich przeszłość. Wciąż pojawiają się kolejne skandaliczne afery świadczące o łamaniu prawa - wskazał Lanczi. Dodał, że ostatnie dwa lata węgierska lewica zajmowała się wewnętrznymi sporami.
Magyar wskazuje, że choć poparcie dla Fideszu wyrażające się bezwzględną liczbą głosów zmalało w stosunku do 2010 roku, to dzięki nowej ordynacji wyborczej i tak udało mu się osiągnąć jeśli nie większość 2/3 miejsc w parlamencie, to przynajmniej zbliżony wynik.
Według niej Fidesz zniechęcił do siebie część wyborców "agresywną, często nieznoszącą sprzeciwu polityką", m.in. omijaniem orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego poprzez zapisywanie w konstytucji zakwestionowanych przezeń zapisów czy uzależnieniem mediów publicznych od wpływów politycznych.
- Wszystko to oznacza, że wybory w 2014 roku świadczą nie tyle o umocnieniu się Fideszu, ile o niezdolności lewicy do odbudowania się - oceniła analityk.
Lanczi widzi natomiast w wyniku wyborów świadectwo uznania polityki rządu. - Największym sukcesem jest niewątpliwie stabilizacja finansowa. Nie zapominajmy, że poprzedni rząd zostawił po sobie państwo w stanie zbliżonym do Grecji. Tymczasem od trzech lat deficyt budżetowy utrzymuje się poniżej 3 proc. Spośród 28 państw UE tylko na Węgrzech wyraźnie wzrosło zatrudnienie. W ciągu roku liczba pracujących wzrosła o ćwierć miliona - wymienia analityk.
Oboje eksperci zwracają uwagę na dobry wynik skrajnie prawicowego Jobbiku, który według niemal ostatecznych wyników zdobył ponad 20 proc. głosów. Jak podkreślają, partii tej udało się przyciągnąć do siebie część wyborców rozczarowanych rządami Fideszu.
Lanczi uważa, że wynikało to stąd, iż Jobbikowi udało się zbudować "łagodniejszy wizerunek". Również Magyar zwraca uwagę, że podczas kampanii partia starała się pokazać jako siła umiarkowana - pokazywała szczęśliwe rodziny i młodzież. - Cztery lata temu stawiali na czarne w tonacji, ponure obrazy kojarzące się z wojskową dyscypliną - podkreśla. Zwraca też uwagę, że w odróżnieniu od rozbitej i anemicznej lewicy Jobbik był obecny podczas kampanii na ulicach.
Oboje analitycy spodziewają się w drugiej kadencji kontynuacji polityki rządu, choć każde z nich ocenia ją inaczej. - Można się spodziewać zwiększenia roli państwa, poszerzania pola jego wpływu, podporządkowywania państwu dalszych sfer życia - uważa Magyar. Według Lancziego natomiast chodzi raczej o "doskonalenie zbudowanego wcześniej systemu i dalszą konsolidację społeczną".
Według prawie ostatecznych wyników wyborów, po przeliczeniu niemal 99 proc. głosów, Węgierski Związek Obywatelski (Fidesz) obecnego premiera Viktora Orbana zdobył 43,69 proc. głosów. Koalicja ugrupowań lewicowych i liberalnych uzyskała 26,22 proc. głosów. Skrajnie prawicowy Jobbik uzyskał 20,7 proc.