Eksperci o procedurze praworządności wobec Polski: raczej bez sankcji, ale
• To mało prawdopodobne, by procedura praworządności wszczęta wobec Polski zakończyła się nałożeniem sankcji
• Prawnicy, uczestnicy wtorkowego seminarium HFPC przyznali też, że to nie znaczy, że nasz kraj, jeśli nie wdroży zaleceń, uniknie dolegliwych konsekwencji
19.04.2016 23:46
We wtorek o tym, jakie efekty może przynieść zastosowanie procedury praworządności wobec państw unijnych, dyskutowali w Warszawie na seminarium "Unijna procedura samorządności - panaceum czy placebo?" eksperci: dr Maciej Taborowski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, prof. Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych PAN i Małgorzata Szuleka z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
W styczniu KE zdecydowała o wszczęciu procedury kontroli praworządności wobec Polski, aby wyjaśnić wątpliwości dotyczące reformy Trybunału Konstytucyjnego; konsekwencją może być m.in. zawieszenie prawa kraju członkowskiego do uczestnictwa w głosowaniach Rady UE.
Szuleka przypomniała, że pierwsza faza procedury polega na dialogu i wymianie informacji z rządem danego kraju, druga - jeśli w wyniku pierwszej sytuacja nie uległa zmianie - na wydaniu zaleceń, a dalej - na monitorowaniu ich wdrażania.
- Spotykaliśmy się z takim stwierdzeniem, że UE nie ma mandatu do tego, by kontrolować stan praworządności w danym państwie członkowskim. Naszym zdaniem jest przeciwnie; otóż ma - mówiła ekspertka. Podkreśliła, że "UE już dawno przestała być tylko wspólnotą kupców, tylko jest wspólnotą opartą na tych samych założeniach i wartościach demokratycznych, co było podkreślane w orzecznictwie Trybunału Sprawiedliwości UE".
Do takich wartości ekspertka HFPC zaliczyła zasadę wzajemnego zaufania między państwami. To zaufanie - wskazała - opiera się istnieniu w każdym kraju członkowskim pewnych standardów, m.in. istnienia niezależnego sądownictwa, przewidywalnego prawa oraz mechanizmów zabezpieczających przed nadużyciami władzy wykonawczej. Zdaniem Szuleki, sytuacja w Polsce związana z TK budzi w tych kwestiach wątpliwości.
Według Szuleki, dialog Warszawa-Bruksela powinien być teraz oparty na kwestiach merytorycznych, tak, by wychwycić ewentualne "blefy" i próby przeciągania rozmów ze strony państwa zagrożonego zastosowaniem procedury. Ekspertka podkreślała, że jej zdaniem kluczowa dla rozwiązania sytuacji może być precyzyjna informacja ze strony KE, która - jak zaznaczyła - powinna szczegółowo uzasadniać każdy podjęty wobec Polski krok.
O ewentualnych konsekwencjach sytuacji, gdy Polska nie zechce wdrożyć zaleceń, np. dot publikacji wyroku TK, mówił dr Maciej Taborowski. - Wydaje mi się, że taktyka będzie taka, że będziemy odczuwać wysoki dyskomfort, że zostaną podjęte takie środki, że albo sami zrezygnujemy ze względu na ten dyskomfort, albo będziemy w nim cierpieć - mówił.
Podkreślił, że jego zdaniem mało prawdopodobne jest także zawieszenie prawa Polski do uczestnictwa w głosowaniach Rady UE czy zablokowanie wypłat funduszy strukturalnych, bo dziś w Europie trudno o jednomyślność w takich sprawach. Jednak - zaznaczył - to nie oznacza, że Polska nie ucierpi.
Jak mówił ekspert, jeśli zostanie stwierdzone, że Polska naruszyła zasadę wzajemnego zaufania, może to doprowadzić do poważnych konsekwencji. I tak - wskazywał - np. sądy państw unijnych mogą odmówić Polsce wydania swoich obywateli ze względu na brak zaufania do niezależności sądownictwa, a zarówno polskie, jak i zagraniczne sądy mogą różnie interpretować polskie przepisy. * Zobacz także: Szparagi i szampan bohaterami konferencji dotyczącej Trybunału Konstytucyjnego*