Eksperci o dwóch latach prezydentury Bronisława Komorowskiego
Drugi rok prezydentury Bronisława Komorowskiego jest znacznie bardziej aktywny niż pierwszy - uważa politolog dr Bartłomiej Biskup. Z kolei socjolog dr Jarosław Flis podkreśla, że prezydent wypełnia swoją rolę z korzyścią dla siebie. - Na pewno dałoby się zrobić dużo więcej błędów - dodał.
W środę mijają dwa lata od zwycięstwa Bronisława Komorowskiego w II turze wyborów prezydenckich.
Zdaniem politologa z Uniwersytetu Warszawskiego, znawcy marketingu politycznego dr Bartłomieja Biskupa, większa aktywność prezydenta objawia się "przede wszystkim zwiększeniem gron konsultacyjnych, z którymi chciał współpracować, a także większą aktywnością, jeśli chodzi o proces legislacyjny". - Choć nie była to też duża aktywność, bo nie mamy wiele jakichś ważnych projektów prezydenckich - zauważył Biskup w rozmowie z PAP.
- Czasem prezydent prezentował inne zdanie niż rząd i - przede wszystkim - miał jakąkolwiek opinię na temat różnych spraw. W pierwszym roku prezydentury różnie z tym bywało i bardzo często uważano, że prezydent skupia się wyłączenie na Pałacu, a nie interesuje się sprawami kraju. Myślę więc, że ten drugi rok był znacznie bardziej aktywny niż pierwszy - powiedział Biskup.
Według niego prezydent czasem "wyprzedza" premiera w różnych działaniach, "daje mu prztyczka w nos", ale zdecydowanie nie ma mowy o konflikcie między nimi.
- Przypadków współpracy było zdecydowanie więcej. Prezydent nie rzuca kłód pod nogi PO i koalicji rządzącej. Żadnego konfliktu nie widzę. Po prostu wydaje się, że ponieważ to jest w sumie jedno ugrupowanie, a prezydent stara się już w tej chwili zabiegać o kolejną kadencję, w związku z tym musi się trochę odróżnić od rządu, którego notowania chcąc nie chcąc będą spadać - zauważył ekspert.
Jak zauważył, prezydent nie może robić tego samego co premier, gdyż byłoby to złe dla jego notowań. - Stąd te działania. To nie są działania wrogie. Ta rywalizacja ma raczej charakter pozytywny w tym sensie, że nie ma skutków negatywnych dla państwa - podkreślił Biskup.
Według dr Jarosława Flisa z Uniwersytetu Jagiellońskiego kluczową sprawą dla oceny drugiego roku prezydentury Bronisława Komorowskiego jest zmiana okoliczności, w jakich przyszło mu ją pełnić.
- Rola prezydenta jest prostą pochodną sytuacji premiera. Po jesiennych wyborach parlamentarnych nastąpiły tu wyraźne zmiany i kiedy pozycja Donalda Tuska ostatecznie się ustabilizowała, prezydent się do tego dostosował. To tworzy delikatną równowagę - powiedział Flis.
Jak wyjaśnił, podstawowym długofalowym interesem Bronisława Komorowskiego jest pozostać niekwestionowanym kandydatem PO w wyborach prezydenckich w roku 2015, jednocześnie jednak - dodał - dla prezydenta lepiej jest w oczach opinii publicznej niejako "odkleić" się od PO i rządu. To daje jakiekolwiek szanse reelekcji w wypadku, gdyby notowania partii rządzącej spadły, a rząd wpadł w tarapaty. Jak podkreślił Flis, prezydent musi to jednak zrobić tak, aby PO nie zaszkodzić. Doświadczenie uczy bowiem, że to kandydat przodującej w sondażach partii wygrywa wybory prezydenckie.
W ocenie Flisa stojące przed Komorowskim zadanie jest poniekąd karkołomne. - Chodzi o to, żeby być przez PO postrzeganym, jako swój, a przez pozostałych - jako jednak różny od samej Platformy - powiedział. - To jest szczelina, w którą musi się wcisnąć Komorowski i na razie idzie mu to całkiem, całkiem - uważa ekspert.
- Ustrojowo, polski prezydent to ktoś, kto siedzi na fotelu pasażera, koło kierowcy-premiera. Jeśli są z tego samego obozu, najlepiej być przez premiera dowiezionym do drugiej kadencji. Stąd strategia polegająca na tym, by na PO sprawić wrażenie, że nie ma dla niego alternatywy, a jeżeli nawet są jakieś napięcia, to na znośnym poziomie. Ważne też, by nie być atakowanym przez opozycję. Stąd wypełnianie swojej funkcji tak, żeby członkowie macierzystej partii żyli w przekonaniu, że de facto nie szkodzi rządowi, a opozycja, że jednak trochę szkodzi - mówił Flis.
Według niego z tej strategii wynikają pewne "nieoczywiste ruchy" Komorowskiego w ostatnim roku - własne, niekonsultowane z premierem inicjatywy i podtrzymywanie "niewielkiego, ale jednak istniejącego poziomu napięcia między prezydentem a rządem".
- Komorowski sam nie podkłada Donaldowi Tuskowi nogi, ale jak premier ma problemy, to prezydent pokazuje, że jest niezbędnym elementem równowagi. Chętnie wbija mizerykordię projektom, które okazały się niepopularne, jak było w sprawie ACTA. Natomiast np. w sprawie reformy emerytur, która była sztandarowym projektem rządu, odbywa rytuał budowania porozumienia między partiami. Choć przecież wiadomo było, że żadnego porozumienia nie będzie i że to nie on ustala zasady kompromisu w tej sprawie. Pomimo braku porozumienia reformy nie zastopował - gdyby za jego sprawą reforma upadła, PO zapewne postawiłaby pod znakiem zapytania jego ponowne poparcie" - podkreślił Flis.
- To są wszystko elementy jednej układanki - zaznaczył naukowiec. - Prezydent musi odróżniać się od Platformy i jednocześnie uważać, aby być przez jej członków postrzeganym jako najlepszy kandydat na prezydenta w roku 2015. Jednym zagrożeniem jest słabość PO, drugim - nadmierna siła premiera. Chodzi o to, żeby nie było tak, że Donald Tusk pozbawi go prezydentury stwierdzając, że on sam kandyduje, np. mówiąc: "robimy prawybory w PO, ja startuję, Bronek ty startujesz?" - mówił Flis. Stąd prezydent nie robi nic, co mogłoby wzmocnić premiera, jednocześnie troszcząc się, by opozycja względem tego ostatniego w samej PO nie była zbyt słaba.
W jego opinii takie zachowanie Komorowskiego jest konsekwencją niezwykle dwuznacznej roli prezydenta, jaką przypisała mu konstytucja z 1997 roku.
- Prezydent musi zabiegać o zwycięstwo w wyborach, a to oznacza, że musi się liczyć z poparciem największej partii i nie mieć w niej konkurentów, a z drugiej strony nie odpowiada za to, co jest złe w rządzeniu, ewentualnie odgrywa rolę "wujka dobra rada", kiedy się nadarza okazja - zaznaczył Flis. - Dlatego obserwujemy taki dla - jednych oczywisty, dla drugich dość jałowy - taniec między prezydentem, premierem a partią rządzącą. Jest to efekt takiego, a nie innego rozwiązania konstytucyjnego, które popycha aktorów do takich reakcji - uważa ekspert.
Według Flisa jak na "tak dwuznaczną rolę, jaką pełni prezydent w obecnych realiach ustrojowych, Bronisław Komorowski, wypełnia ją z pewnością z korzyścią dla siebie i z umiarkowanym kosztem dla kraju i partii rządzącej". - Czy to by się dało zrobić lepiej? Na pewno dałoby się zrobić dużo więcej błędów - powiedział socjolog.
W jego opinii "wydaje się, że na razie plan prezydenta się udaje i w tej chwili rozwój wydarzeń jest dla niego najbardziej optymistyczny". - Premier ma inne problemy, niż roztrząsanie czy nie lepiej byłoby samemu kandydować na prezydenta. Na dziś taki scenariusz wydaje się być dla Tuska stanowczo za ryzykowny. Z drugiej strony PO jest liderem w sondażach, a Bronisław Komorowski jest uważany przez jej członków bardziej za "swojego", niż "nieswojego" - niezależnie od tego, że otacza się byłymi politykami Partii Demokratycznej. Prezydent otwiera też sondaże zaufania społecznego - zauważył naukowiec.