ŚwiatEbola jak broń. Czy terroryści mogą wykorzystać wirusa do spektakularnego zamachu?

Ebola jak broń. Czy terroryści mogą wykorzystać wirusa do spektakularnego zamachu?

W Zachodniej Afryce trwa największa epidemia wirusa Ebola w historii. W tym samym czasie siedem tysięcy kilometrów na północny zachód impetu nie traci ofensywa islamskich bojowników, którzy już zdążyli ustanowić kalifat. Dżihadyści zapewniają, że to dopiero początek i wkrótce rzucą na kolana cały zachodni świat. Brytyjski naukowiec z Uniwersytetu w Cambridge przestrzega, że ich groźby należy łączyć z epidemią, bo już wkrótce islamiści mogą zechcieć uzbroić swoje bomby w śmiercionośny wirus.

Ebola jak broń. Czy terroryści mogą wykorzystać wirusa do spektakularnego zamachu?
Źródło zdjęć: © CDC | Cynthia Goldsmith
Adam Parfieniuk

Profesor Peter Walsh nakreślił scenariusz godny hollywoodzkiego filmu akcji. Oto niebezpieczni terroryści nie tylko wchodzą w posiadanie próbek Eboli, ale udaje im się skonstruować biologiczną bombę, która potencjalnie mogłaby zasiać spustoszenie w jednej z zachodnich metropolii. Konsekwencje takiego ataku trudno sobie wyobrazić, ale czy faktycznie byłby on tak śmiercionośny, jak podpowiada nam wyobraźnia?

Łatwa robota

Zdaniem Brytyjczyka wirusowa bomba nie wymaga inżynierii najwyższej klasy. Sproszkowane patogeny, ładunek wybuchowy i wielkie miasto, to trzy składniki wymieniane przez Walsha. - To mogłoby spowodować wiele straszliwych zgonów - mówił naukowiec na łamach "The Sun".

Niemal natychmiast po ostrzeżeniu Brytyjczyka pojawiły się głosy sceptyków. - Z Ebolą nie pracuje się łatwo - mówił Robert Leggiadro na łamach Live Science. W jego słowach jest sporo prawdy - choć wirus znany jest od kilkudziesięciu lat, wciąż nie został gruntownie przebadany, ze stuprocentową pewnością nie można określić jego pochodzenia, nie ma na niego również skutecznego leku.

Wtórował mu inny doświadczony naukowiec Hamish de Bretton-Gordon, który wprost oskarżył Walsha o "straszenie". - Szansa, że obecny szczep Eboli zostanie wykorzystany w broni biologicznej jest mniejsza niż zero - mówił. Dlaczego to takie trudne?

Nie tak szybko

Konstrukcję bomby należałoby zacząć od schwytania nosiciela, co samo w sobie może nastręczać pewne kłopoty. Oprócz człowieka, tylko kilka ssaków naczelnych może zostać zarażonych Ebolą (m. in,. małpy, nietoperze i antylopy).

Ale to dopiero początek, w końcu samo schwytanie nie stanowi dla terrorystów przeszkody nie do przejścia. Kolejne kroki wymagają większych nakładów. Jeśli nosiciel jest już w rękach napastników, następnym etapem jest ekstrakcja wirusa. Musi ją przeprowadzić wykwalifikowany personel. Na świecie istnieje zaledwie około 20 laboratoriów, które są do tego przystosowane. Większość z nich mieści się w Europie i Stanach Zjednoczonych. Wszystkie są pilnie strzeżone.

Nawet jeśli biologiczni terroryści spełniliby wszelkie wymagania, to nie jest powiedziane, że samo skonstruowanie bomby zakończyłoby się sukcesem. - Proces uzbrojenia biologicznych środków bojowych jest wieloetapowy i skomplikowany - tłumaczył de Bretton-Grodon. Wirus musi zostać przystosowany do przetrwania, trzeba zwiększyć jego żywotność na tyle, by przetrwał wybuch, zmienne warunki cieplne czy wahania ciśnienia. A jak mówią eksperci, Ebola bywa kapryśna, w przeciwieństwie do tak szeroko wykorzystywanego w produkcji broni biologicznej wąglika. To właśnie witalność tego ostatniego, który w przetrwalnikowej formie może przeżyć niemal wszystkie ziemskie niewygody, decyduje o jego "popularności".

Jakby tego było mało, Ebola nie jest tym samym wirusem, który znamy z kasowego przeboju "Epidemia" z Dustinem Hoffmannem w roli głównej. Rzeczywistość różni się od filmu przede wszystkim sposobem zarażenia. Dochodzi do niego najczęściej poprzez spożycie skażonych pokarmów lub bezpośrednią styczność z płynami ustrojowymi innego nosiciela, dlatego wybuch epidemii na szeroką skalę wcale nie jest tak łatwy jak na szklanym ekranie. Analizy sceptycznych naukowców nie biorą jednak pod uwagę jednego - sławy, jaką terrorystom przyniósłby udany biologiczny atak przy pomocy Eboli. A to przecież poszukiwanie rozgłosu pcha szaleńców do kolejnych, coraz bardziej spektakularnych zamachów. Skoro jednak skonstruowanie bomby Ebola jest tak trudne, to już teraz wiadomo, że mogłyby się o to pokusić tylko potężne organizacje o globalnych ambicjach.

Dżihadyści i Lady Al-Kaida

- Są szaleni i błyskawicznie opracowują sposoby na wysadzenie dużego miasta w Stanach Zjednoczonych, a ludzie wokół nie wierzą, że to się właśnie dzieje - grzmiał na antenie telewizji Fox-25 republikański senator Jim Inhofe. To naprawdę źli terroryści, tak źli, że nawet Al-Kaida się ich obawia - dodawał polityk, który na co dzień zasiada w senackiej Komisji ds. Służb Zbrojnych.

- Państwo Islamskie łączy ideologię, wyrafinowaną strategię i ponadprzeciętne zdolności taktyki wojskowej. Mają gigantyczne wsparcie finansowe. Stoją ponad wszystkim, co do tej pory widzieliśmy, więc musimy być gotowi na każdą ewentualność - wtórował senatorowi sekretarz obrony Chuck Hagel, na jednej z konferencji prasowych.

Podobnego zdania jest amerykański weteran generał John Allen, który dodatkowo ostrzegł, że jeśli amerykańskie wojsko nie zlikwiduje Państwa Islamskiego, to na Zachodzie wkrótce dojdzie do ataków.

Politycy i generał wypowiadali się kilka dni po opublikowaniu nagrania z egzekucji amerykańskiego dziennikarza, Jamesa Foleya. Brutalną akcją fanatyczni dżihadyści udowodnili, że nie obawiają się konfrontacji nawet ze światowym mocarstwem. Co więcej, ich buńczuczne zapowiedzi publikowane w internecie jasno sygnalizują, że wkrótce zechcą rzucić Stany Zjednoczone na kolana.

Kto mógłby im to umożliwić? Z pewnością Aaffia Siddiqui, naukowiec z Pakistanu, która odsiaduje wyrok 86 lat pozbawienia wolności w amerykańskim więzieniu dla kobiet z zaburzeniami psychicznymi. Niedoszła terrorystka została zatrzymana z planami zamachu na wielką skalę, w którym chciała wykorzystać "brudną bombę" i… wirus Ebola.

Jak podawał "New York Times", Siddiqui była na liście osób, których zwolnienia domagało się Państwo Islamskie w zamian za oswobodzenie Jamesa Foleya. Do wymiany jednak nigdy nie doszło, "Lady Al-Kaida", jak ochrzciły ją światowe media, nie wyjdzie zza krat do 2083 roku, co w praktyce oznacza, że będzie więziona do śmierci. Jednak już sam fakt, że Państwo Islamskie wysoko ceni sobie wyspecjalizowanych chemików i biologów, pokazuje, że dżihadyści mogą całkiem poważnie rozważać wykorzystanie do swoich celów "brudnej bomby", z wirusem Ebola czy bez.

Tak to robi Korea

Po raz pierwszy świat ujrzał ich w kwietniu 2013 roku. W kolumnie pojazdów, które przemierzały ulice Pjongjangu pojawiła się odkryta ciężarówka wypełniona żołnierzami. Każdy z nich miał osobliwy ekwipunek - plecaki z żółto-czarnymi symbolami radioaktywności. Jak zwykle w przypadku Korei Północnej, można tylko spekulować, kim byli żołnierze z tajemniczego komanda i co kryło się w ich plecakach. Walizkowa bomba atomowa? Mało prawdopodobne, zważywszy na fakt, że komunistyczny reżim ma ogromny problem ze skonstruowaniem na tyle małego ładunku, by umieścić go w głowicy rakiety, a co dopiero z jego pełną miniaturyzacją. Nie ulega również wątpliwości, że przy całej nieprzewidywalności Kim Dzong Una z pewnością nie prezentowałby on broni jądrowej w sercu własnej stolicy.

Dlatego analitycy skłaniają się raczej ku jeszcze innej możliwości - oddział sił specjalnych przeszkolony w używaniu broni radiologicznej. Skrajnie zmilitaryzowana Korea Północna może się poszczycić wysokim odsetkiem wyspecjalizowanych oddziałów bojowych (ok. 10 proc. całej armii), nie jest więc wykluczone, że w szeregach wojsk są także grupy, których potencjalnym zadaniem jest radiologiczna dywersja. Być może podobne oddziały są również szkolone pod kątem broni biologicznej, szczególnie, że reżim może się pochwalić długą tradycją opracowywania arsenału tego typu.

Zdaniem badaczy, Kim Ir Sen jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku rozkazał rozpoczęcie prac nad bronią biologiczną na potrzeby komunistycznego reżimu. Zgodnie z białą księgą ministerstwa obrony Korei Południowej, Pjongjang do dziś może na potrzeby wojska wykorzystywać wąglika, tularemię, ospę i hantawirusa. Naukowcy na usługach Kim Dzong Una posiadają prawdopodobnie także wirus ptasiej grypy i SARS. Można więc postawić tezę, że północnokoreańscy komuniści, gdyby tylko mieli ku temu okazję, wzbogaciliby swoje "chorobowe portfolio" także o Ebolę. Ciężko sobie wyobrazić lepszy moment na "łowy" niż trwająca epidemia w Zachodniej Afryce.

Komuniści i islamiści

Bojowe wykorzystanie wirusa Ebola może zrodzić wiele problemów, dlatego mogłyby się nią zająć jedynie podmioty o odpowiednich możliwościach logistycznych i finansowych. Zamożni terroryści islamscy i północnokoreańska "dynastia" spełniają te warunki. W najgorszym przypadku ekstremiści i komuniści mogliby połączyć swoje wysiłki.

Choć wydaje się to mało realne, to ostatnie tygodnie pokazały, że Korea Północna nie bez przyczyny jest postrzegana jako nieprzewidywalna dyktatura . Na jaw wyszły bowiem próby zawarcia umowy o dostawie broni z dalekiej Azji na Bliski Wschód, wprost w ręce Hamasu, który w błyskawicznym tempie opróżniał swoje magazyny w czasie ostatniej wymiany ognia między bojownikami ze Strefy Gazy a Izraelem.

Znany jest również fakt współpracy Pjongjangu z szyickim Hezbollahem. Korea Północna pomogła islamskiej bojówce, przeprowadzając wojskowe i wywiadowcze szkolenia, doradzała również przy budowie podziemnej infrastruktury militarnej na terenie Libanu. Rakiety, wystrzeliwane w 2006 roku w stronę Izraela, także były dostarczone przez komunistyczny reżim. Wówczas Pjongjang wysyłał części do Iranu, a ten składał gotowy produkt i przekazywał go przez Syrię do Libanu. Pierwszych bliskowschodnich bojowników szkolił zresztą jeszcze "ojciec narodu" Kim Ir Sen, który w 1963 roku zaprosił do siebie Front Wyzwolenia Palestyny.

Współpraca z arabskimi organizacjami nie jest zatem niczym nowym, nie byłoby więc zaskoczeniem, gdyby Kim Dzong Un i Abu Bakr al-Baghdadi, szef Państwa Islamskiego, wkrótce nawiązali ze sobą kontakt. Czy wspólnym mianownikiem mógłby być plan spektakularnego ataku z wirusem Ebola w tle? Wątpliwe, bo choć ten zapewnia gigantyczny efekt propagandowy, to jest raczej trudny w ujarzmieniu. Trzeba jednak pamiętać, że nawet jeśli nigdy nie dojdzie do zbrojnego wykorzystania patogenów Eboli, to w zasięgu terrorystów i dyktatorów wciąż pozostaje wiele innych równie, a może nawet bardziej śmiercionośnych środków niż afrykański wirus.

Adam Parfieniuk, Wirtualna Polska

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (28)