PolskaDzisiejsza młodzież - oszukane pokolenie?

Dzisiejsza młodzież - oszukane pokolenie?

Politycy, media i wychowawcy aż nazbyt często mówią o młodzieży jako poważnym problemie dla społeczeństwa Tymczasem warto odwrócić tę perspektywę – czy nie jest przypadkiem tak, że to społeczeństwo jest problemem dla młodzieży? W pracach socjologów coraz częściej spotyka się określenia zagubionej, oszukanej czy porzuconej generacji. Wiążą się z tym cztery okoliczności mało eksponowane w publicznej debacie.

14.10.2009 | aktual.: 14.10.2009 11:54

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Czy dzisiejsza młodzież to "oszukane pokolenie"? - Weź udział w dyskusji

Po pierwsze, trudno nie zgodzić się z twierdzeniem, że współczesny młody człowiek socjalizowany jest w świat konsumpcji. Jest on dla niego światem zastanym, obowiązującym, naturalnym, niemającym alternatywy. Przeciętny młody człowiek nie tylko czuje się szczęśliwy, gdy ma i wydaje pieniądze. On czuje się na swój sposób moralny – nie czuje, by w posiadaniu dóbr i używaniu życia było coś nagannego, coś nie tak. Wręcz przeciwnie – zabawa i radość, jaką dają rzeczy, do których namawiają spece od marketingu i reklamy, dla tego pokolenia stają się celem samym w sobie.

Po drugie, badania, jakie prowadzą socjologowie, ujawniają, iż polską młodzież kulturowa oferta współczesności (status, kariera zawodowa, pieniądze, barwny styl życia) skutecznie uwiodła już na początku lat 90. Choć jej wyobrażenia o barwnym i udanym życiu są dalece bardziej konwencjonalne niż zachodniej młodzieży (i zawsze okraszone ważnością rodziny), dążenie do tego, by życie nie było byle jakie, i presja na awans są przeogromne i bynajmniej nie ogranicza się to do lepiej sytuowanej młodzieży. W większości przypadków za warunek sukcesu uważane jest dobre (czytaj: wyższe) wykształcenie. Widać to po rosnących u nas z roku na rok wskaźnikach scholaryzacji na wierzchołku edukacyjnej drabiny – od początku lat 90. wzrosły one ponad czterokrotnie. Dziś na różnego typu uczelniach studiuje 1,940 mln młodzieży.

Boom edukacyjny nie zaprowadza jednak ery szczęśliwości wśród studiujących. Masowa konsumpcja wyższego wykształcenia nie znajduje swojego wyrazu w karierze zawodowej. Zjawisko kolektywnego awansu, charakterystyczne dla minionych dekad, zaczyna być zastępowane przez zjawisko kolektywnej degradacji. Pojawiają się „efekt windy w dół” i widmo długotrwałego bezrobocia, które coraz częściej dotyka absolwentów kierunków uchodzących za dotychczasowych pewniaków w możliwościach znalezienia pracy (prawo, ekonomia, psychologia). Ci, którzy wypadają z edukacyjnego toru, albo stosują strategię „kwaśnych winogron”, albo sięgają do na_gannych społecznie metod (oszukują, kradną, wyładowują swoje frustracje w aktach bez_myślnego wandalizmu czy agresji).

Po trzecie, świat, w którym dorasta młodzież, jest jakościowo inny od tego, w którym dorastały starsze pokolenia. Niby truizm. Socjologowie nazywają go „ponowoczesnym”, czyli takim, który przestał być poukładany, przewidywalny, stały, w którym nieuchronnie wzrasta ryzyko niepewności własnego losu – niezależnie od różnic materialnych i wykształcenia. Okoliczności te wydają się niewinne tylko z pozoru. Stawiają w trudnej sytuacji nie tylko ludzi, ale i instytucje. Takie oto uczelnie – niejasna przyszłość na rynku pracy sprawia, że nie potrafią one odnaleźć się wobec nowych wyzwań. Stają się więc niejednokrotnie przechowalniami i poczekalniami dla młodzieży, którą obdarowują na koniec dyplomami będącymi biletami donikąd.

By przepełnić czarę goryczy – nie tylko instytucje edukacyjne wystawiają młodzież do wiatru. W polityce (nie tylko polskiej, jeśli miałoby to być jakimś pocieszeniem) problem młodzieży jest obecny tylko jako element przedwyborczej gry, po czym skutecznie znika, by ustąpić miejsca sprawom pilniejszej wagi (wojny o ideologię narodową, interpretację historii, angażowaniu państwa w tropienie układu czy organizację Euro 2012).

Jak młodzi reagują na tę sytuację? Jak radzą sobie z konstatacją, że we własnym społeczeństwie są, delikatnie mówiąc, kłopotliwi i zbędni? Kiedyś sytuacja tego rodzaju jednoczyła ludzi i mobilizowała do buntu. Dziś wywołuje zadziwiającą determinację w chęci włączenia się w główny nurt życia społecznego i generuje strategię „zrób-to-sam”. Działanie w pojedynkę i niedojrzałe doświadczanie społecznych kryzysów zamienia się w dyspozycje psychiczne: poczucie osobistego niespełnienia, winy, lęki, konflikty, neurozy. Tendencja jest światowa, ale polskich odniesień nie brakuje. Coraz więcej pojawia się u nas komunikatów, które sygnalizują, iż kondycja psychiczna młodzieży jest coraz gorsza. Młodzi nie tylko mają problemy z wchodzeniem w dorosłość, lecz i ich dojrzewanie psychiczne jest coraz trudniejsze. Wielu z nich nie radzi sobie z nadmiernymi wymaganiami społeczeństwa, z kulturową presją na osiąganie sukcesu, z nieczytelnością społecznych norm, z brakiem zainteresowania ze strony dorosłych, z osłabieniem więzi
rodzinnych, z balastem problemów własnych rodziców. Nasilają się problemy związane z nadużywaniem alkoholu, narkotyków, narastają agresja i przemoc, rosną przypadki depresji i nerwic wśród młodzieży. Nic dziwnego – reguły, jakie narzuca współczesność, są bardzo surowe: bądź przebojowy, ścigaj się, zarabiaj pieniądze, rób karierę. I wyglądaj jak Brad Pitt albo Jennifer Lopez.

Po czwarte, jak w takiej rzeczywistości młodzi ludzie budują sens? Ile system społeczny zawdzięcza tej młodzieżowej „psychofali” – ile spokoju społecznego, ile zamiecionych pod dywan nierozwiązanych problemów i napięć? Polska młodzież, która tak dużo obiecywała sobie po zmianach transformacyjnych, otrzymała od nich bardzo wątpliwej jakości prezenty – niepewną przyszłość, presję na osobliwy rodzaj wartości życiowych (konsumpcja, sukces) i bardzo trudną do przeprowadzenia strategię „zrób-to-sam”. Bo inni nie wiedzą jak, nie mają czym i nie potrafią. Bo szkoła w kwestiach wychowawczych oddała pole, a rodzice oddali się czynnościom zarobkowym umożliwiającym ich pociechom „lepsze” życie. Zatem, gdybyśmy chcieli nad polską młodzieżą roztoczyć mentorski ton, zważmy najpierw, że jej sytuacja jest naprawdę nie do pozazdroszczenia. Być może – gdy patrzeć na to wszystko z jeszcze innej perspektywy – ona sama jest dla siebie największym problemem.

Krystyna Szafraniec - socjolog, członek Rady Programowej Polskiego Forum Obywatelskiego

Obraz

Publikowany tekst jest wstępem do debaty pt. „Portret młodego pokolenia”. Będzie miała ona miejsce podczas ** IV Kongresu Obywatelskiego**, w sobotę 17.10.2009 r. w gmachu SGH w Warszawie. Wstęp wolny.

Komentarze (0)