Dziś w Strasburgu rozstrzygną o prawach Ślązaków
Uzbrojony we flagi śląskie i wyniki spisu narodowego 46-osobowy regiment Ślązaków ruszył wczoraj do Strasburga walczyć o prawo do swojej narodowości. Wiozą ze sobą tajną broń - korzystną dla siebie ekspertyzę naukowców poznańskich, sporządzoną dla prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Przekazał im ją potajemnie admirator Ślązaków w Kancelarii Prezydenta.
Z Katowic po godz. 15. wyruszyło 20 osób, reszta dołączyła w Rybniku. Obiecują pod siedzibą Trybunału Praw Człowieka mały pokaz flag Śląska. Potem muszą je grzecznie zwinąć - europejskie standardy nie przewidują manifestacyjnego prezentowania własnej narodowości. Po prostu się ją ma. Jerzy Gorzelik, przewodniczący Ruchu Autonomii Śląska, od lat walczący o prawo Ślązaków do własnej narodowej tożsamości, uchyla rąbka pokrowca na garnitur - szary, stonowany, krawat ma wzór wyraźny, ale gustowny.
- Nie przyniosę chyba wstydu? - pyta ze śmiejącymi się oczami.
Jeszcze niedawno zaliczany był do, delikatnie mówiąc, folkloru politycznego, od którego dystansowali się wielcy ze świata polityki. Dziś, wyraźnie skonsternowani wynikiem Narodowego Spisu Powszechnego, próbują po swojemu komentować niezaprzeczalny fakt: 173,2 tys. mieszkańców Polski zadeklarowało narodowość śląską. Do tej pory prawa do niej odmawiały im wszystkie polskie instancje sądowe. Już dziś, 2 lipca 2003 r. o godzinie 9, przed Wielką Izbą Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu odbędzie się rozprawa w sprawie odmowy rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej.
- Spodziewam się, że przedstawiciele polskiego rządu powtórzą swoje argumenty: narodu śląskiego nie ma, to wymysł osób zaangażowanych politycznie i sposób na obejście progu wyborczego - mówi Gorzelik.
RAŚ ma własne, i to nowe argumenty. Najważniejszy - wyniki spisu, ale ważne są i pozostałe. Naukowcy z Uniwersytetu Poznańskiego już kilka lat temu na zlecenie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego przygotowali ekspertyzę, z której wynika, że polskie sądy nie powinny odmawiać prawa do rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej. Przekazał ją Ślązakom pragnący zachować anonimowość pracownik Kancelarii Prezydenta.
Godzina, góra pięć kwadransów - i przesłuchanie stron się zakończy. Na werdykt, czy w demokratycznym państwie można odmówić obywatelom prawa do stowarzyszania się, trzeba będzie czekać może nawet pół roku.
- Jeśli Trybunał uzna, że Związek Ludności Narodowości Śląskiej powinien być zarejestrowany, wówczas można się spodziewać, że zyska on nawet 500 tys. członków - szacuje senator Adam Graczyński. - Ta fala będzie rosła także na poczuciu krzywdy z powodu widocznego upadku Śląska. Na to ważne dla Polski, Polaków, Śląska i Ślązaków orzeczenie czeka także Witold Banasik z Kęt.
- Jako mieszkaniec tak zwanego Podbeskidzia czułem się jak obywatel drugiej kategorii. Przez lata mieszkańcy tego regionu traktowani byli co najmniej dwuznacznie przez władzę wojewódzką w Katowicach czy centralną w Warszawie. Ciągle byliśmy coś jak "ni pies, ni wydra" - twierdzi Banasik. - Nawet teraz często czuję się nietęgo, będąc postrzegany przez przybyszów z zewnątrz jak skrzyżowanie górala z górnikiem. W rzeczywistości jednak jesteśmy zarówno Ślązakami, jak i Polakami.
Prof. Jan Miodek, językoznawca rodem z Tarnowskich Gór: - Bezdyskusyjne jest, że gwara śląska to gwara polska w najczystszym staropolskim wydaniu, która przetrwała przez wieki w archaicznym stanie. Parę lat temu na konkurs "Ślązak Roku" przyjechali potomkowie XIX-wiecznych emigrantów z Płużnicy na Opolszczyźnie, którzy wraz z ks. Leopoldem Moczygembą założyli w Teksasie osadę Panna Maria. I oni powiedzieli tak: "My cołki ten czas godali o sobie: Poloki. Dopiero ksiądz Kuzaj powiedzioł, że my są Poloki Ślązoki z Opolszczyzny". Pytam zatem z melancholią i smutkiem: co się stało przez tych kilkadziesiąt ostatnich lat, że w 2003 roku ponad 173 tysiące ludzi chce powiedzieć o sobie, że są tylko Ślązakami? Niech na to pytanie zechcą odpowiedzieć psychologowie społeczni, socjologowie, politycy. Ja nie chcę być królem niczyich sumień.
Hildegarda Szczepaniak, mieszkanka Ćwiklic: - Urodziłam się w Berlinie w roku 1915, bo to był taki czas, jak teraz, ludzie za robotą za granicę ciągnęli. Wychowywałam się w Rudołtowicach. Kiedy miałam trzynaście lat zostałam sama na świecie. Przygarnęli mnie wtedy bezdzietni Dekertowie z Ćwiklic i tu mieszkam do dziś. Jestem Ślązaczką z dziada pradziada.
Jan Szafraniec, mieszkaniec Wyr: - Ja i moja rodzina nie zadeklarowaliśmy narodowości śląskiej. Podczas spisu odpowiedzieliśmy, w sposób mechaniczny. Nigdy wcześniej żaden druk urzędowy nie dopuszczał określania się Ślązakiem. Przypominam sobie nieodległe czasy, gdy nawet mówienie gwarą było tępione. Sądzę, że powodem zapominania o korzeniach były skuteczne działania kolejnych "kolonizatorów" tej ziemi, polegające na wymazaniu z naszej podświadomości śląskiego od wielu pokoleń pochodzenia. Dzisiaj, poniekąd dzięki tymże "kolonizatorom", a przede wszystkim dzięki ponad 173 tysiącom odważnych, możemy mówić o narodowości i kulturze śląskiej i być pewnym tego, że jest nas o wiele więcej - ludzi, których historia związała z śląską ziemią.
Kazimierz Kutz, reżyser, senator rodem z Szopienic: - Zabiegi o uznanie narodowości śląskiej to przejaw nowej rzeczywistości, w której żyjemy od 14 lat, demokracji i jej praw. Zmierzanie do mniejszości śląskiej jest jednak także odreagowaniem na dziesięciolecia chowania śląskości pod korcem. To jest problem tych 30 proc. mieszkańców regionu, którzy na Śląsku się urodzili. Są stąd, a mają poczucie inności wśród osób, które przyjechały na Śląsk tylko po jedno: dorobić się. Dziś ludzie tu urodzeni, związani z kulturą polską i niemiecką, będą mówili, że są Ślązakami. Powiedział to nawet w "DZ" Dietmar Brehmer lider Niemców górnośląskich. Ja sam jestem Ślązakiem i Polakiem, a wszyscy razem jesteśmy Ślązakami. Zaręczam, że ta świadomość, manifestacja tożsamości będzie rosła. Ludzie już się nie boją powiedzieć, że są ze Śląska. Ślązacy będą podnosić głowy. Wyniki spisu to dopiero pierwsze danie tego arcyważnego obiadu. Myślę, że próba rejestracji Związku Ludności Narodowości Śląskiej, którą po raz kolejny podejmują
ludzie młodzi, a więc mający prawo do radykalizmu w słusznej sprawie, jest bardzo pożyteczna. Każda forma przywiązywania się do miejsca swego urodzenia jest bardzo pozytywnym przejawem. Mówiąc także językiem medycznym - to również próba przecięcia wrzodu. Jest to jednak także przejaw europejskości, gdzie różne narody żyjące w obrębie jednego państwa mają swoje prawa. Jest to ożywczy ruch i dla innych regionów - pobudza bowiem do refleksji, kim się naprawdę jest.
BEATA SYPUŁA