Dzik jest dziki, dzik jest zły?
Rolnicy na Podhalu i Spiszu podczas prac polowych mają od pewnego czasu nietypowe towarzystwo. W czasie, gdy okopują ziemniaki, czy koszą siano bacznie przyglądają się im... dziki. Niektórym góralom locha z warchlakami napędziła nie lada strachu, a jeden ze spiszaków musiał nawet salwować się ucieczką na drzewo.
Miłośnicy ziemniaków
Gdy tylko rolnicy zasadzili ziemniaki, na wielu polach spiskich i podhalańskich pojawiły się watahy dzików. Niektóre liczą po kilkanaście sztuk. Niejednemu przeorały już pola, jednemu ze spiszaków - nawet dwukrotnie. Już po tym, gdy po pierwszym razie rolnik próbował zrekompensować sobie straty i kartofle zasadził po raz drugi. Poszkodowanym rolnikom natychmiast wypłacane są odszkodowania.
Niektórym koła łowieckie - widząc, że i tak zwierzęta wracają na swoje ulubione kartofliska - obiecały zadośćuczynienie już jesienią. Rolnicy dostaną taką ilość ziemniaków, jaką mogliby zebrać z tego pola. Zastanawiające jest jednak jedno - czemu dziki nie wykazują żadnego lęku przed człowiekiem? Czemu nic nie robią sobie z odgłosu kosiarki rotacyjnej, czy piły spalinowej? Czemu potrafią najspokojniej paść się na pobliskiej łące, podczas gdy w ich pobliżu przebywają ludzie? - Okopywałem ziemniaki na polu- opowiada Andrzej Łukasz z jednej ze spiskich miejscowości. - Na skraju lasu przez cały czas kręciły się dziki, nie robiąc sobie nic z mojego towarzystwa. Wiedziałem, że jakiś czas temu przeorały pole mojego sąsiada i wyjadły wszystkie ziemniaki. W międzyczasie przyjechali myśliwi, odstrzelili jednego dużego samca. Pomogłem im jeszcze zanieść go do samochodu. Pozostałe się jednak huku wystrzałów nie przestraszyły i dalej ryły w ziemi.
Dziki ze stajni
Leśnicy tłumaczą, że sytuacja jest normalna, gdyż zwierzęta miały wcześniej kontakt z człowiekim. Dziki bowiem, które doskwierają rolnikom to dziki z... hodowli. Jak wyjaśnia Roman Latoń nadleśniczy Nowotarskiego Nadleśnictwa jakiś czas temu koła łowieckie z Podhala zakupiły co najmniej kilkanaście dzików od innych kół, zajmujących się ich hodowlą. - Takie posunięcie było niezbędne, aby odnowić pogłowie dzika w podhalańskich lasach- mówi Roman Latoń. - Myśliwi na Podhale sprowadzili po prostu z powrotem dziki, które dawniej wpisane były w tutejszy ekosystem. Kilkanaście lat temu populacja ta gwałtownie się zmniejszyła i była praktycznie na wyginięciu. Powód? Wzrost liczby wilków - naturalnego ich wroga.Kolejny element to brak pożywienia. Podhalańscy rolnicy przestali praktycznie uprawiać lubiane przez nie najbardziej - co widać na załączonym obrazku - ziemniaki i buraki pastewne. Po co więc dziki w ogóle sprowadzać, skoro i tak nie będą miały co jeść? - Powrót dzika do naszych lasów jest bardzo
potrzebny, ponieważ może on zastąpić zjadaną coraz częściej przez wilki zwierzynę płową- mówi jeden z podhalańskich myśliwych. Dzik stanie się więc po prostu wilczym pokarmem... Co do zachowania dzików z hodowli, nadleśniczy Latoń nie jest nim bynajmniej zdziwiony. Zapewnia jednak, że to się zmieni. - W drugim, trzecim pokoleniu nauczą się typowo leśnego zachowania i będą unikały kontaktu z człowiekim. Te osobniki, wychowane jeszcze wśród ludzi, nie będą przed nimi uciekać. Dziki są dokarmiane przez koła łowieckie. Niestety, nie da się uniknąć tego aby nie poszły w szkodę, wszelkie straty są jednak wyrównywane. Do tej pory, w wyniku szkód wyrządzonych w uprawach musiano odstrzelić dwa dziki.
Żyły z nami od lat
Myśliwi apelują o rozsądne podejście do sprawy. Dzik na pewno nie szuka kontaktu z człowiekiem, a idzie jedynie za łatwym żerem. - Dziki przez lata występowały na terenie Gorców Spisza i Podhala. W lesie są bardzo pożyteczne, m.in. spulchniają glebę. Nie wolno traktować ich jak maskotki, nie wolno w żadnym wypadku dokarmiać- mówi myśliwy, który jednak pragnie zachować anonimowość. - Bardzo proszę nie podawać konkretnych miejsc ich występowania, staną się bowiem natychmiast łatwym łupem dla kłusowników. Poza tym nie brakuje ludzi, którzy zaczną gonić za tymi zwierzętami po lasach, uważając je za atrakcję turystyczną. Ostatnio ktoś gonił lochę z warchlakami samochodem terenowym. W końcu ją rozjechał...
Józef Słowik