Dziesięciu podsłuchiwanych - jaka jest prawda?
W latach 2005-2007 ABW, policja i CBA objęły kontrolą operacyjną telefony dziesięciorga dziennikarzy różnych mediów - dowiaduje się "Gazeta Wyborcza".
08.10.2010 | aktual.: 08.10.2010 11:56
Inwigilowani w ten sposób byli: Monika Olejnik (TVN 24 i Radio Zet), Cezary Gmyz ("Rzeczpospolita"), Maciej Duda ("Rzeczpospolita", "Newsweek"), Roman Osica i Marek Balawajder (obaj RMF FM), Piotr Pytlakowski ("Polityka"), Andrzej Stankiewicz ("Newsweek"), Bertold Kittel ("Rzeczpospolita"), Wojciech Czuchnowski i Bogdan Wróblewski (obaj "Gazeta Wyborcza").
Gazeta dotarła do materiałów ze śledztwa, które prowadziła i w maju umorzyła, nie stwierdzając przestępstwa, zielonogórska prokuratura.
Służby sięgały do historii połączeń nawet sprzed dwóch lat. Jednym z celów było ujawnienie źródeł informacji dziennikarzy, krytykujących poczynania ówczesnych władz państwowych.
Jak się okazuje kontroli operacyjnej poddane zostały również trzy telefony stacjonarne należące do RMF FM. Kontrolowany mógł być także fax. Co więcej, jak wynika z dokumentów znajdujących się w aktach śledztwa służby w większości przypadków nie musiały w ogóle powiadamiać operatorów sieci telekomunikacyjnych o przeprowadzanych podsłuchach czy kontroli połączeń.
Jarosław Kaczyński ucina jedynie, że te rewelacje o podsłuchach to bajki i nie będzie tego komentował. Takie samo zdanie ma Mariusz Kamiński: gdy byłem szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, wobec żadnego z wymienionych w publikacji "Gazety Wyborczej" 10 dziennikarzy, CBA nie stosowało podsłuchu - oświadczył. - Informacje o podsłuchiwaniu i inwigilowaniu dziennikarzy przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego są całkowicie nieprawdziwe - oświadczył też szef ABW za czasów rządu PiS Bogdan Święczkowski.
W czasie śledztwa wykryto wiele nadużyć związanych z prowadzonymi wtedy działaniami, wymierzonymi w wytypowanych dziennikarzy. Mimo oczywistego łamania przez służby procedur, prokuratura dwa razy umarzała sprawę.
Zarówno treść decyzji, podobnie jak większość materiałów ze śledztwa, wciąż są tajne.
Za niedopuszczalne w państwie prawa uznał minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski podsłuchiwanie dziennikarzy przez służby w latach 2005-2007. Jak powiedział, zdziwiło go umorzenie przez prokuraturę postępowania w tej sprawie.
W Sejmie Kwiatkowski powiedział dziennikarzom, że kiedy jako minister sprawiedliwości i prokurator generalny dowiedział się o umorzeniu postępowania dotyczącego podsłuchiwania dziennikarzy przez prokuraturę w Zielonej Górze, zdecydował o kontroli prawidłowości tej decyzji i w wyniku tej kontroli - o podjęciu umorzonego postępowania na nowo.
Pytany o ocenę sprawy, Kwiatkowski powiedział w TVP Info, że była ona "niedopuszczalna w sytuacji państwa prawa". Jego zdaniem, dziennikarz musi mieć poczucie, że nie może być pod inwigilacją służb państwa. - Mam nadzieję, że nigdy w przyszłości tego typu zdarzenia się nie powtórzą - powiedział.
Minister sprawiedliwości zaznaczył też, że w Sejmie trwają prace na projektem nowelizacji Kodeksu postępowania karnego, który ma zapewnić "efektywną kontrolę stosowania tzw. technik operacyjnych". Projekt wpłynął do Sejmu 31 marca. Jak powiedział Kwiatkowski, powołując się na rozmowę z szefem sejmowej Komisja Administracji i Spraw Wewnętrznych Markiem Biernackim (PO), komisja ma jeszcze w październiku zakończyć prace nad tą nowelą.
O nielegalnych podsłuchach miał mówić w 2007 r. przed sejmową speckomisją b. szef MSWiA Janusz Kaczmarek. Według niego, do przedłużania podsłuchów miał służyć kruczek prawny, zgodnie z którym możliwy jest podsłuch bez zgody sądu, trwający do pięciu dni. Przed upływem tego czasu wyłączano na chwilę nasłuch. Następnie włączano go powtórnie.