Dziennikarze: sprawa podsłuchów musi być wyjaśniona
Sprawa musi zostać dogłębnie wyjaśniona, a winni pociągnięci do odpowiedzialności - mówiono podczas konferencji prasowej dziennikarzy, którzy mieli być rozpracowywani przez służby specjalne w latach 2005-2007.
08.10.2010 | aktual.: 08.10.2010 17:44
Jak napisała "Gazeta Wyborcza" ABW, CBA i policja zbierały dane na temat połączeń telefonicznych co najmniej dziesięciorga dziennikarzy różnych mediów, badając billingi z okresu nawet dwóch lat. Gazeta powołuje się na materiały ze śledztwa, które prowadziła i w maju br. umorzyła, nie stwierdzając przestępstwa, zielonogórska prokuratura. Jednym z celów prowadzonych działań miało być ujawnienie źródeł informacji dziennikarzy krytycznych wobec ówczesnych władz.
- Doszło do zamachu na podstawowy przywilej prasy: prawa do zachowania w tajemnicy jej informatorów - podkreślił Bertold Kittel (TVN), według którego służby "poszły bardzo na skróty". Roman Osica (RMF FM) liczy na pomoc prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta w odtajnieniu wszystkich akt sprawy.
Zdaniem Wojciecha Czuchnowskiego ("GW") dziennikarze powinni wystąpić do ABW z pytaniem, na jakiej podstawie gromadzono ich billingi, i czy nie naruszyło to tajemnicy dziennikarskiej. Czuchnowski podkreślił, że problem nie dotyczy tylko lat 2005-07."Obecne służby bardzo pilnie chronią tego, by te metody stosować", ponieważ ich stosowanie nie wymaga zgody prokuratury lub sądu - powiedział.
Według Moniki Olejnik (TVN24, Radio ZET) inwigilowani dziennikarze powinni wystąpić do prokuratury jako pokrzywdzeni.
- W tej sprawie najważniejsze nie są nasze indywidualne przypadki, lecz to, czy do waszej świadomości dotrze, że to nie jest tak, że nas jest dziesiątka, być może jest nas pięćdziesiątka, może setka. I czy potraktujecie ten temat nie jako news dnia, lecz jako wspólną sprawę, którą trzeba w końcu załatwić - zaapelował do kolegów i koleżanek po fachu Bogdan Wróblewski z "Gazety Wyborczej".
- Ta sprawa jest kolejną odsłoną pokazującą problem z prawem podsłuchowym. Standardy są nieścisłe, jest wiele luk, z tych luk służby potrafią bardzo sprawnie korzystać - powiedział Adam Bodnar z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Artur Pietryka z Fundacji zwrócił uwagę, że niedawno Naczelny Sąd Administracyjny podzielił stanowisko Fundacji, iż informacja dotycząca danych statystycznych o podsłuchach jest informacją publiczną, a nie tajemnicą.
Kaczyński: nie ma czego komentować
Były premier Jarosław Kaczyński powiedział, że w sprawie doniesień "Gazety Wyborczej" o inwigilacji dziennikarzy w latach 2005-2007 nie ma czego komentować. - Śledztwo zostało umorzone, a cała reszta to jest po prostu wstyd i nienawiść pewnych środowisk, które krzyczały o nadużyciach PiS-u i dzisiaj po prostu są kompletnie skompromitowane.
Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w rządzie Kaczyńskiego podkreślił, że billingi dziennikarzy są "standardowo" wykorzystywane przez prokuraturę w związku ze śledztwami dotyczącymi ujawnienia tajemnicy państwowej albo służbowej przez funkcjonariuszy publicznych.
- Wiem, że prokuratura pod rządami PO standardowo - bo tak się prowadzi postępowania - pobierała billingi dziennikarzy, by dociec, kto był źródłem informacji, kto ujawnił tajemnicę służbową, do czego nie był uprawniony. (...) Byłem przesłuchiwany za rządów PO w związku z ujawnieniem tajemnicy służbowej przez dziennikarzy.
- Chciałbym zadać publiczne pytanie: czy odbędzie się śledztwo dotyczące podejrzeń inwigilowania dziennikarzy przez Donalda Tuska i prokuratora generalnego (Zbigniewa) Ćwiąkalskiego w sytuacji, kiedy w 2008 roku były mi okazywane billingi dziennikarzy, do których musiałem się ustosunkowywać - dodał.