Dziennikarz z Polic jest już wolny
Redaktor naczelny "Wieści Polickich" Andrzej
Marek, skazany na trzy miesiące więzienia za pomówienie urzędnika,
wyszedł przed godz. 16 ze szczecińskiego aresztu, do
którego trafił w poniedziałek. Decyzją Trybunału Konstytucyjnego
wstrzymano wykonanie kary wobec niego.
18.01.2006 | aktual.: 18.01.2006 18:46
Wstrzymanie wykonania kary było efektem wniesienia przez jego pełnomocnika skargi konstytucyjnej do Trybunału Konstytucyjnego.
Marek po wyjściu z aresztu powiedział, że "nie jest do końca zaskoczony, ponieważ wierzył, że są takie siły i politycy, którzy nie zaakceptowali jego pobytu w więzieniu". Jestem szczęśliwy - dodał.
O tym, że wyjdzie na wolność, dowiedział się godzinę wcześniej. Na Marka przed aresztem czekała jego żona.
Pełnomocnik Marka mecenas Bartłomiej Sochański powiedział, że w listopadzie 2004 roku wniósł w imieniu dziennikarza skargę konstytucyjną do TK powołując się na ustawę o Trybunale. Dotyczyła ona artykułu 212 kodeksu karnego, który pozwala na stosowanie sankcji więzienia za wypowiedź w mediach. TK stwierdził najpierw niedopuszczalność skargi. Sochański złożył wtedy zażalenie na tę decyzję, które zostało uwzględnione we wtorek; sprawę przekazano do rozpoznania i jednocześnie wstrzymano wykonanie kary.
Jak wyjaśnił mecenas, TK może teraz stwierdzić zgodność lub niezgodność cytowanego przepisu kodeksu karnego z konstytucją. To zaś oznacza, że mogą być dwa możliwe scenariusze wydarzeń - Marek może wrócić do więzienia, gdy TK uzna, że zastosowany przepis jest zgodny z konstytucją; może być też wznowione postępowanie sądowe w sprawie dziennikarza, gdy Trybunał stwierdzi, że przepis kodeksu karnego jest niezgodny z ustawą zasadniczą. Wtedy także zmianie będzie musiał ulec sam przepis.
W opinii Sochańskiego wykonanie kary więzienia wobec dziennikarza stoi w sprzeczności z konstytucyjną zasadą swobody wypowiedzi, dlatego wniósł skargę do TK. Orzekanie takiej kary wobec ludzi wypowiadających się w mediach, szczególnie dziennikarzy, jest przesadne, nieproporcjonalne i niekonieczne - podkreślił.
W poniedziałek Ministerstwo Sprawiedliwości poinformowało o odmowie wszczęcia postępowania w sprawie ułaskawienia Marka. W grudniu ubiegłego roku z wnioskiem o wszczęcie tej procedury do prokuratora generalnego wystąpił mecenas Sochański. Resort uzasadniając odmowę powołał się na fakt, iż nie zaistniały nowe okoliczności uzasadniające wszczęcie po raz kolejny takiego postępowania oraz na negatywną opinię w tej sprawie sądów obydwu instancji.
Przed rokiem prokurator generalny wstrzymał wykonanie kary wobec Marka do czasu zakończenia procedury ułaskawienia przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który nie skorzystał jednak wtedy z prawa łaski.
We wtorek były urzędnik polickiego magistratu Piotr Misiło, pomówiony przez skazanego dziennikarza, skierował za pośrednictwem mediów apel do prezydenta Kaczyńskiego o ułaskawienie Marka. Nigdy moją intencją nie było, by dziennikarz poszedł do więzienia. Chciałem tylko, żeby przeprosił - powiedział Misiło.
Zdecydowanie podkreślił także, że "absolutnie uważa", że Andrzej Marek jest winny. Ludzie dowiedzieli się, że w swoim artykule nie występował w imię wolności słowa, tylko w obronie osobistych interesów - powiedział. Dodał, że dziennikarz zabiegał wówczas dla wydawanej przez siebie gazety o zlecenia reklamowo-wydawnicze od gminy. Gmina natomiast zaczęła w tym czasie wydawać własną gazetę i to do niej trafiały zlecenia urzędu.
Andrzej Marek tymczasem utrzymuje, że jest niewinny, bo napisał prawdę. Podkreśla, że wszystkie zarzuty, które stawiał urzędnikowi w swoim artykule, zostały później potwierdzone przez gminną komisję rewizyjną. Jego zdaniem, "robił to, co do niego należało, czyli krytykował patologię". W 2001 roku Marek zamieścił w swojej gazecie "Wieści Polickie" artykuł "Promocja kombinatorstwa", w którym oskarżył miejscowego urzędnika Piotra Misiłę o nadużycie stanowiska. Napisał m.in., że Misiło - naczelnik wydziału promocji Urzędu Gminy w Policach - prowadzi prywatną agencję reklamową. Krytycznie opisał też promocyjną działalność naczelnika sugerując, że promuje on głównie własną osobę. Urzędnik wytoczył dziennikarzowi proces.
W listopadzie 2002 roku Sąd Rejonowy w Szczecinie skazał autora artykułu na trzy miesiące więzienia w zawieszeniu, pod warunkiem publicznych przeprosin urzędnika. Rok później sąd okręgowy utrzymał w mocy wyrok sądu pierwszej instancji. Marek odmówił przeprosin, argumentując, że wszystko, co napisał, jest prawdą. 6 lutego 2004 r. sąd rejonowy zarządził wykonanie kary. Marek stawił się w areszcie 23 marca, nie przekroczył jednak jego bramy, bo okazało się, że sąd uwzględnił wniosek obrony i na sześć miesięcy odroczył wykonanie kary ze względu na stan zdrowia żony Marka, która była w ciąży.
O wstrzymanie kary wniósł potem do Sądu Najwyższego w Warszawie ówczesny rzecznik praw obywatelskich prof. Andrzej Zoll. SN nie uwzględnił wniosku RPO, nie dopatrując się ku temu podstaw prawnych. Prof. Zoll domagał się później od SN uchylenia wyroku wobec Marka w drodze kasacji.
SN na posiedzeniu w czerwcu ubiegłego roku ostatecznie jednak uznał Marka za winnego pomówienia i oddalił kasację. W ocenie sądu nie było wątpliwości, że Marek zniesławił urzędnika, formułując nierzetelne zarzuty.
W obronę dziennikarza zaangażowali się jego koledzy po fachu, organizując protest przeciw łamaniu wolności słowa. Demonstracyjnie dawali zamykać się w ustawionej przed Sejmem klatce dla zwierząt. O ułaskawienie Marka apelowały też Izba Wydawców Prasy i Centrum Monitoringu Wolności Prasy Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, międzynarodowa organizacja broniąca wolności prasy "Reporterzy bez Granic" i Międzynarodowy Instytut Prasy (IPI) w Wiedniu.