PolskaDzień, który należał tylko do mężczyzn...

Dzień, który należał tylko do mężczyzn...

Ostatnia niedziela, mimo że pokrywała się z dniem Matki Boskiej Zielnej była bodaj największym dniem patriarchatu w roku. Można oczywiście powiedzieć, że niemal każdy dzień w Polsce jest dowodem na patriarchalność naszego społeczeństwa, bo gdyby tak obliczyć statystyczny udział kobiet i mężczyzn w różnych wydarzeniach, zwłaszcza politycznych czy medialnych, to okazałoby się, że wszędzie rządzą mężczyźni, a kobiet - jak na lekarstwo. Ale w niedzielę było wyjątkowo - pisze Magdalena Środa w felietonie dla Wirtualnej Polski.

Dzień, który należał tylko do mężczyzn...

Niedziela należała w całości do mężczyzn czyli głównie do biskupów, generałów, świętych, bohaterów, poległych i dumnego pana prezydenta, który przejmował zwierzchnictwo nad ostoją i emanacją patriarchatu, jakim jest wojsko.

Pan prezydent przejęty, poważny, by nie powiedzieć – natchniony, celebrował narodową męskość. Mówił do generałów i do bohaterów (żywych i martwych), używał wyłącznie zwrotu „panowie!” zapominając zupełnie, że dzisiejsze siły zbrojne to również kobiety. I lepiej żeby tam były, może wojsko byłoby bardziej kompetentne i odpowiedzialne.

Panu prezydentowi towarzyszyli oczywiście hierarchowie. Taka to już niestety będzie prezydentura (kolejna), że trudno nam będzie odróżnić zwierzchnika sił zbrojnych od zwierzchników duchowych, którymi będzie się otaczał. Trudno też nam będzie dostrzec prezydenta, bo postawa na klęczkach, którą chętnie przyjmuje, czyni go niewidocznym i posłusznym siłom nadprzyrodzonym, a nie obywatelom. Można mu tylko współczuć, że nie przejedzie się już papa mobile co byłoby zapewne ukoronowaniem jego prezydenckich marzeń.

Niedziela była tak męska, poważna i dostojna, że nie starczyło miejsca na Matkę Boską. Zawsze byłam przekonana, że co jak co, ale Bitwa Warszawska została wygrana przez Nią właśnie. I zawsze też wydało mi się dziwactwem powoływanie jakiegokolwiek wojska, skoro wygrane bitwy należą u nas do Najświętszej Panienki. Ale tak było do niedzieli.

Arcybiskup Nycz powiedział: „Bitwa Warszawska była wielką rzeczą, której Bóg dokonał za pośrednictwem ludzi i ich kompetencji”. Arcybiskup miał oczywiście na myśli mężczyzn i ich kompetencje. Szkoda tylko, że nie zastanowił się, czy Bóg nie mógłby tych bitew wygrywać sam, a mężczyzn z ich kompetencjami skierować na inne fronty działania.

Biskupi w ogóle mieli dobry dzień. Jak Polska długa i szeroka, w gęsto rozsianych sanktuariach i rozlicznych Kościołach apelowali o kolejne tablice i pomniki dla zmarłego prezydenta nawołując zarazem – dość hipokrytycznie - do zaprzestania walki o krzyż.

Wszystkie wystąpienia były arcyciekawe i żadne nie miało nic wspólnego z rzeczywistością, ale palmę pierwszeństwa należy przyznać niewątpliwie arcybiskupowi Głódziowi, który objawił się jako emanacja narodu. Arcybiskup – jako naród – domagał się pomnika i mówił: „dość tej neurozy antyreligijnej”.

I rzeczywiście, po takim dniu jak wczorajszy człowiek myśli tylko, jak tu uciec od tych wstrętnych ateistów.

Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (351)