"Dzień bez imigranta" oceniany jako sukces
Jak oceniają obserwatorzy, poniedziałkowa manifestacja przeciw restrykcjom imigracyjnym i ustawom wymierzonym w nielegalną imigrację ukazała siłę imigrantów i ich dużą rolę w gospodarce USA.
02.05.2006 | aktual.: 02.05.2006 19:05
Ogłoszony przez działaczy imigracyjnych bojkot zakłócił działanie gospodarki w niektórych miastach, gdzie opiera się ona na pracy latynoskich pracowników. W Waszyngtonie stanęło wiele budów, m.in. na głównym lotnisku Dulles International. W Chicago i Nowym Jorku zamkniętych było wiele restauracji.
Na Środkowym Zachodzie właściciele zostali zmuszeni do zamknięcia fabryk przetwórstwa mięsa. W Kalifornii nie stawiło się do pracy od 30 do 40 procent robotników rolnych, zatrudnionych tam przy zbieraniu owoców i warzyw.
W Los Angeles około pół miliona ludzi, głównie imigrantów z Meksyku i innych krajów Ameryki Łacińskiej, demonstrowało na ulicach przeciw antyimigracyjnym ustawom. W 300-tysięcznym pochodzie, którzy przeszedł ulicami Chicago, poza Latynosami uczestniczyło także wielu imigrantów z innych regionów, m.in. z Polski, a także z Afryki i Azji.
Manifestanci nieśli flagi amerykańskie i flagi krajów swego pochodzenia. Latynosi demonstrowali pod hasłem "Si, se puede!" (Tak, możemy). Wszyscy podkreślali, że nielegalni imigranci w USA ciężko pracują, jak inni, i trzeba zalegalizować ich status, aby nie musieli się ukrywać.
Z okazji skorzystali działacze organizacji lewicowych, protestując przeciw wojnie w Iraku, rasizmowi i w innych sprawach, niezwiązanych z imigracją.
Do bojkotu przyłączyło się wielu uczniów szkół średnich, też pochodzących głównie z krajów latynoskich.
Działacze proimigracyjni nie byli jednak jednomyślni w sprawie bojkotu - wielu wezwało, aby się do niego nie przyłączać, zwłaszcza jeśli niestawienie się do pracy groziło zwolnieniem. Inni obawiali się negatywnych reakcji opinii publicznej.
Odbyły się także kontrdemonstracje, zorganizowane przez zwolenników zaostrzenia walki z nielegalną imigracją.
Jim Gilchrist, założyciel ruchu "Minutemenów", czyli ochotników tropiących imigrantów przechodzących przez zieloną granicę, powiedział, że nie można pozwolić, aby "prawa w USA były dyktowane przez tłum nielegalnych cudzoziemców, wychodzących na ulicę, zwłaszcza pod obcą flagą".
Republikański kongresman Jim Tancredo, główny rzecznik walki z nielegalną imigracją, oświadczył, że cieszy się z manifestacji 1 maja, gdyż "kiedy tylko coś takiego się dzieje, sondaże wskazują, iż Amerykanie kierują się przeciwko demonstrantom".
Tomasz Zalewski