#dziejesienazywo Tomasz Piątek: Antoni Macierewicz jest skrajnie nieodpowiedzialny
- Starałem się, by w artykule nie było tezy, tylko fakty. Te fakty są niepokojące i nie sposób uniknąć formułowania pewnych hipotez. Mam dwie. Jedna, że Macierewicz jest człowiekiem skrajnie nieodpowiedzialnym, który tropiąc nieistniejące spiski, nie dostrzega niepokojących powiązań we własnym otoczeniu. Druga hipoteza - być może Macierewicz, który ma mocne ego i uważa się za mistrza przenikliwości rozszyfrowującego różne spiski, mógł pomyśleć, że będzie w stanie pewnymi podejrzanymi osobnikami w jego otoczeniu grać - mówił w #dziejesienazywo Tomasz Piątek ("Gazeta Wyborcza").
"Gazeta Wyborcza" napisała, że minister Antoni Macierewicz zasiada w radzie fundacji "Głos", której prezesem zarządu jest Robert Luśnia, wieloletni partyjny współpracownik Macierewicza, a za czasów PRL agent bezpieki. Luśnia był też wiceprezesem spółki Herbapol Lublin, której pieniędzmi - według gazety - pod koniec lat 90. bez wiedzy prezesa płacił firmie Macierewicza.
W odpowiedzi na zarzuty dziennika resort obrony narodowej oświadczył, że Antoni Macierewicz nie utrzymuje żadnych kontaktów z Robertem Luśnią. Według ministerstwa kilkanaście lat temu, natychmiast po uzyskaniu wiedzy o współpracy Luśni z SB, został on wydalony z ówczesnej partii Antoniego Macierewicza - Ruchu Katolicko-Narodowego. Od tamtego czasu minister Macierewicz nie widział się i nie rozmawiał z Robertem Luśnią - oświadczył MON.
Piątek podkreślił w #dziejesienazywo, że nie ma wystarczających dowodów ani poszlak, by formułować "drastyczne oskarżenia" w kierunku Macierewicza - np. że był rosyjskim szpiegiem. - Widać tu nieodpowiedzialność i być może złą wolę, ale wynikającą ze stronniczości, familiaryzmu - dodał. Zaznaczył, że cały czas mówimy o hipotezach, zaś tezę musiałby sformułować prokurator, a potwierdzić sąd.
- Odpowiedzi pana ministra mijają się z informacjami w oficjalnych dokumentach. Pisze np. że posiada tylko 10 proc. udziałów w firmie Dziedzictwo Polskie, które zgodnie z prawem funkcjonariusz państwowy może mieć. Otóż posiada on 340 udziałów, co daje 12,5 proc. - to małe przekroczenie, ale jednak złamanie reguł w sprawie dość ważnej - stwierdził Piątek.
- Pan minister twierdzi, że pieniądze które przekazał Luśnia firmie Dziedzictwo Polskie były normalnym kontraktem reklamowym. Dziedzictwo Polskie wydawało pismo "Głos", a Luśnia będący wiceprezesem Herbapolu Lublin, przelał pieniądze po to, by pismo opublikowało reklamy. Spędziłem dnie w Bibliotece Narodowej wertując strona po stronie wszystkie numery "Głosu" z lat 1996-2002. Nigdzie nie znalazłem reklamy Herbapolu. Natomiast znalazłem cennik reklam, z którego wynika, że za tę cenę tych reklam powinno być dość dużo - dodał dziennikarz.
Piątek zapowiedział, że w najbliższych dniach ukaże się na łamach "Wyborczej" kolejny materiał o "niepokojących powiązaniach ministra". - Np. o tym, że jedną z głównych osób zajmujących się obroną terytorialną jest płk Krzysztof Gaj, który publicznie dyskredytuje ukraińską armię i popiera Putina na Ukrainie, mówiąc: Ukraińcy to faszyzm u naszych bram - wyjaśnił.