Dziecko zjadło bułkę za 33 groszy. Sklep wezwał policję
Mama trójki dzieci nie zauważyła, że w czasie zakupów jedno z nich zjadło bułkę wartą 33 groszy. Kobieta na parkingu została złapana przez ochronę. Na miejsce wezwano policję. Radiowóz przyjechał na sygnale.
08.01.2023 | aktual.: 08.01.2023 14:11
Sprawę opisuje "Gazeta Wyborcza", a wydarzenia miały miejsce w sklepie sieci Biedronka przy ulicy Witolda w Rzeszowie.
- Poszłam razem z dziećmi, co proszę mi uwierzyć, jest nie lada wyzwaniem, ale nie miałam wyjścia: szkoły i przedszkola zamknięte aktualnie. Dzieci były bardzo grzeczne. Przy dziale z pieczywem wzięły po jednej bułce, nawet nie zauważyłam, jak zaczęły je podjadać. Przy kasie z kasjerem jednej bułki już nie było i zapomniałam powiedzieć o niej. W normalnym sklepie, gdyby ktoś to zauważył, to by mi powiedział - relacjonuje pani Justyna.
Kobieta wyszła ze sklepu. Obsługa zareagowała dopiero w momencie, gdy zaczęła pakować zakupy do auta. Dwóch mężczyzn zapytało ją o paragon i o liczbę kupionych bułek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Wtedy okazało się, że za jedną nie zapłaciłam. Czy chcieli, żebym poszła do kasy za nią zapłacić? Nie. Poinformowali mnie że, oni muszą słuchać kierownika i żebym za nimi poszła. A ja głupia poszłam. Kierownik stwierdził, że on musi słuchać przełożonych i musi wezwać policję - opowiada "Gazecie Wyborczej".
Radiowóz przyjechał na sygnale, ale policjanci podeszli do sprawy z wyrozumieniem.
- W trakcie czynności ustalili przebieg zdarzenia, w rezultacie wobec kobiety zastosowali pouczenie. [...] Każda sprawa traktowana jest indywidualnie, a policjant, oceniając okoliczności, podejmuje decyzję: o nałożeniu grzywny w drodze mandatu karnego, skierowaniu wniosku o ukaranie do sądu bądź o zastosowaniu środków oddziaływania wychowawczego m.in. pouczenia - wyjaśniła Marta Tabasz-Rygiel z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie.
"Młody staż pracownika, który podjął błędne decyzje"
Pani Sylwia zastanawiała się, jak ochroniarze zauważyli, że dzieci zjadły bułkę, skoro ona to przeoczyła. - Jestem pewna, że siedzą tacy dwaj przed monitoringiem i chcąc się wykazać skutecznością, celują w taki przypadek jak mój. Czyli kobieta z dziećmi, zaaferowana zakupami i dziećmi - twierdzi i opowiada, że podczas oczekiwania na policję, na zapleczu widziała na stole rzeczy z dołączonymi datami - takie jak np. jedna pomarańcza czy batonik.
- W tej sytuacji zabrakło zrozumienia okoliczności sprawy, co możemy wytłumaczyć jedynie młodym stażem pracownika, który podjął błędne decyzje. Wyciągniemy z tego wnioski na przyszłość i dlatego przygotowaliśmy dodatkową informację przypominającą personelowi, jak powinno się prawidłowo rozwiązywać tego typu sytuacje. Tak, aby nie dochodziło do nich w przyszłości. Dodatkowo zaproponowaliśmy klientce spotkanie, aby ją osobiście jeszcze raz przeprosić i zapewnić o tym, że doszło w tym przypadku do niefortunnej pomyłki w ocenie okoliczności - deklaruje w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Jan Kołodyński, menedżer ds. komunikacji korporacyjnej w sieci Biedronka.
Czytaj też:
źródło: "Gazeta Wyborcza"